Spokojnie, równo, skutecznie

Listopad dobiega końca, za moment nadejdą Święta, one też będą inne, stosowne do czasu w jakim przyszło nam żyć. Niepewne jutra, w nieustającej obawie, kto trafi na kwarantannę albo kogo dopadnie covid ,przyszło nam funkcjonować, pracować i jeszcze planować społeczne działanie. Jak dotąd wszystko przebiega raczej sprawnie, przyjmujemy kocięta do karmienia butelką, przeprowadzamy w maseczkach adopcje, podejmujemy interwencje, ale nie każdy ma świadomość, że nie wszystkie organizacje tak sprawnie działają. O tym w jakim stopniu inni są aktywni, nie mam na uwadze tej internetowej, najlepiej wiedzą współpracujący z Kocią Mamą weterynarze.


“Jestem pod wrażeniem.” – usłyszałam niedawno podczas rozmowy, kiedy to ustalaliśmy scenariusz najbliższych dni. “Załoga mi się gubi, za moment dostanie kociokwiku od tych waszych kotów.” – biadolił szef jednej z naszych najlepszych klinik. Spokojnie, tłumię emocje. “Mam pod kontrolą – wszystko przebiega sprawnie, a zawsze mogą zadzwonić do źródła tego całego zamieszania- wyjaśnię”.

Rozumiem doskonale obawę lekarzy, czy aby każdy przynoszący koty działa w porozumieniu z Fundacją, ale teraz pojawia się w lecznicach wielu opiekunów im kompletnie nieznanych, bowiem po przejęciu objętych rękojmią kociaków, na zabiegi lecą ich matki.
Teraz nadszedł czas zabiegów. Swoją rolę wykonały na piątkę, wykarmiły, dzięki nam, bezpiecznie swoje dzieci, maluchy przejmuje Kocia Mama, a opiekun w myśl dwustronnej umowy sterylizuje ich matkę. Nie ma innej drogi, by skutecznie walczyć z bezdomnością. Mam świadomość kosztów tego procesu szczególnie w obecnej rzeczywistości, kiedy to jestem skazana wyłącznie na własne siły bez żadnego wsparcia z Urzędu Miasta. Takie nonszalanckie zachowanie prezentują tylko nasi włodarze w innych, nawet mniejszych gminach przeznaczono na zabiegi wystarczające środki, by opiekunowie kotów mieli komfort działania na rzecz bezdomnych.

Iza łapie koty w Pabianicach, Paulina na Gadce Starej, Michał zwozi mi z Rybitw. Zgodnie z filozofią, że koty nie mają rejestracji przyczepionej do ogona, przygarniam każde, które rokuje socjalizację, a te dzikie wracają w znane sobie przestrzenie. I tak zmierzamy do końca tego przedziwnego roku.

Staram się nie ulegać panice, wolna jak zawsze od histerii, twardo stąpająca po ziemi, jednak lekko zaniepokojona co przyniesie nam rok następny.