Apel tym razem krótki, do wszystkich, którym odszedł kot. Wiem, że to najgorsze sytuacje, nie każdy umie dźwignąć ich ciężar, ale przyjmując pod dach zwierzę, musimy mieć świadomość, że kiedyś, prędzej czy później spadnie na nas nieuchronność, której nie jesteśmy w stanie odsunąć.
Bywa, że kot dożywa do pięknego wieku 29 lat jak Pan Rupieć, mój adopcyjny mieszkający z Magdą. Zabrałam go w stanie krytycznym spod drzewa nieopodal pewnego szpitala, w którym miał ciepły kąt w piwnicy i dobrą stołówkę. Jednak wszystko stracił w wyniku reorganizacji, zamiast tradycyjnej kuchni wprowadzono wygodny catering.
Przyjęłam go do Fundacji w wieku lat 18 z obustronnym zapaleniem płuc, polipem w nosie, kocim katarem i jakby było mało atrakcji, na dokładkę jeszcze był wnętrem. Jednak żyje i ma się świetnie, ale nie każdy kot może liczyć na podobne szczęście. Choroby dotykają naszych kochanych futer tak samo nieoczekiwanie jak spadają na ludzi.
Proszę zatem, świadoma zachowań i reakcji opiekunów, szykując do przekazania rzeczy po przyjacielu, nie zapominajcie o najważniejszym – o przekazaniu lekarstw.
Medycyna weterynaryjna jest obecnie na bardzo dobrym poziomie, dlatego szczególnie w trudnych przypadkach chorobowych ordynowane są specjalistyczne, drogie leki. Nie wyrzucajcie ich proszę, przekazujcie dalej. Można dostarczyć do Fundacji, albo zostawić w najbliższej współpracującej z Kocią Mamą lecznicą. Trafi do nas cenna przesyłka, która pomoże ratować inne kocie życie.
Wiem, że moje słowa rozdrapią rany, przywrócą przykre wspomnienia, ale kieruje mną wyłącznie dobro tych, które mimo choroby nadal walczą. Codziennie otrzymuję zapytania o leki, prośby o wsparcie operacyjne czy pomoc w opłaceniu faktury, bywa, że konsultuję diagnozy. Doceniam zaufanie, ale przypominam: moja wiedza jest tylko i wyłącznie praktyczna nabyta w wyniku życia z chorymi i kalekimi. Mogę doradzić, wskazać drogę, ale nie zastąpię żadnego lekarza.