Obecnie w Fundacji mamy na pokładzie trzy matki karmiące. Dwie trafiły jako gratis prowadzonych interwencji, natomiast ta, która mieszka w Szadku, została przez nas świadomie wykocona.
Bycie szefową nie jest łatwe, od lat to powtarzam. Czasem muszę podejmować decyzje, mimo iż jestem świadoma ich konsekwencji. Jednak, kiedy się waham, rozważam kwestie etyczne i moralne, ale zgodnie z moim sumieniem i sercem. To są niestety trudne obowiązki, efekt pełnionej funkcji. Jednak w trosce o opinię i renomę firmy nie potrafię i nie chcę zmienić podstawowych zasad przyświecających naszej pracy.
Nadal chronimy małe kociątka, odrzucając rozwiązania preferowane przez innych, którzy wybierają eutanazję ślepych miotów, co dopuszcza ustawa. Na opiekę i spokojny poród może liczyć kocia matka w bardzo zaawansowanej ciąży. Są granice wykonywania zabiegów aborcyjnych i żadna lecznica współpracująca z Kocią Mamą nie odważy się uśpić kociaków gotowych do życia. My na szczęście wiemy na czym polega świadoma adopcja i polityka ograniczania nadmiernej populacji wśród zwierząt.
To, że jesteśmy silniejsi, posiadamy odpowiedni do odłowu sprzęt, środki i umiejętności nie oznacza, że mamy pozbywać się odruchów, które powinny być naturalne u ludzi o wyższej empatii. W mojej fundacji od lat panuje jedna niezmienna zasada: Kota zawsze zdąży się uśpić, ale żebym zgodziła się poddać go eutanazji, muszę poznać bardzo mocne argumenty za tym przemawiające, inaczej nikt i żadne okoliczności nie są w stanie na mnie tej decyzji wymusić.
Na szczęście niejedno kocie, mruczące życie udało mi się wyrwać śmierci.
Umiem walczyć o ich prawo do bycia na tym świecie. Ratowałam koty ślepe, po amputacji, po bardzo skomplikowanych zabiegach i operacjach, na pożegnanie decyduję się tylko wtedy, kiedy dla mruczka nie ma już żadnego ratunku, ewidentnie cierpi a lekarze bezradnie rozkładają ręce.
Kiedy jest wysyp kociąt, kotki-mamki są cenniejsze od złota. Tylko i wyłącznie dzięki nim kocięta bestialsko porzucone w krzakach, śmietnikach, parkach mają szansę na przeżycie. Wspieramy tych, którzy podnoszą te maluchy kierowani sercem i ludzkim odruchem. Często nie posiadają elementarnej wiedzy jak je zaopatrzyć, ale kiedy trafiają na Kocią Mamę, uratowane istotki mają szansę.
Każdego roku o tej porze, tłukę do tępych głów: Nie zabierajcie urodzonych maluchów matkom, pozwólcie im dorosnąć do czasu aż będą samodzielne! Niestety, jakbym mówiła do ściany.
Dziewczyny z kontaktu drżą przy każdym odbieranym telefonie. Po kilku pytaniach jesteśmy w przybliżeniu określić wiek znalezionego malca. Czasem kończy się interwencja instrukcją jak kociaka przekonać, że już na tyle duży, że może jeść samodzielnie. Ale kiedy słyszmy, że maluch ma jeszcze pępowinę, albo jest duży jak połowa ludzkiej ręki, wiemy, że liczy się każda godzina, bo za moment malec zacznie gasnąć. Wtedy ogłaszamy alarm.
Te kotki, które obecnie karmią, troszczą się też o sierotki. Ostatnio podłożony został kociak znaleziony gdzieś na ulicy Strykowskiej. Teraz już bezpiecznie rośnie pod czujnym okiem dwóch mam – kociej i ludzkiej.
Wakacje to czas wyjazdów i urlopów, ale i sezon na ludzi, którym ktoś zrobił krzywdę, bo pozbawił ich wyrzutów sumienia, wyobraźni, pokory i człowieczeństwa.
Jest mi ogromnie przykro, że mimo tylu lat pracy, pomocy jaką świadczy fundacja przy adopcji, nadal powtarza się ten naganny bestialski proceder.