To jest jedna ze stałych pozycji, jakie wpisują się corocznie jako najważniejsze wydarzenie w Kociej Mamie. Pierwszym bezapelacyjnie jest KotoMania, drugim natomiast Sesja nagrodowa dla wolontariuszek.
Zapraszam te najaktywniejsze, jednak szanuję prawo odmowy. Nie każda wolontariuszka dobrze czuje się przed obiektywem, doskonale to rozumiem, szanuję i respektuję.
Ten rok nie był inny od poprzednich, praca na wzmożonych obrotach, po raz kolejny dokonywałyśmy z pozoru niemożliwych do podjęcia interwencji, biłyśmy rekordy, a jeden z najważniejszych to ilość przyjętych i adoptowanych kotów z wojny.
Jest czas na ciężką pracę, ale także na relaks i odpoczynek.
Na co dzień przed podjęciem ważnej decyzji zawsze posiłkuję się opiniami osób, o których wiem, że ich wnioski są bezstronne, wolne od osobistych uprzedzeń, a jednocześnie sprawiedliwe, z intencją i troską o dobre imię Kociej Mamy. Są jednak i takie sytuacje, kiedy stawiam wolontariuszki przed faktem i wręcz nie uznaję żadnych prób wpłynięcia na moją decyzję. Rzadko tak czynię, ale kiedy nie chcę podjąć dyskusji, ucinam zawsze krótko : Zaufaj mi, wiem co czynię!
Znają mnie doskonale i wiedzą, że kiedy pada takie zdanie, kończy się jakakolwiek dyskusja. Popieram demokrację, ale czasem wprowadzam okazjonalne ograniczenia.
Tradycją Sesji jest to, że odbywają się w przeróżnych miejscach, staram się by zawsze było ciekawie, inspirująco i odkrywczo. Ale jak zwykle musi być wyjątek od każdej reguły, a tym wyjątkiem w przypadku Sesji jest siedlisko u Anetki. Zawsze tam odbywa się tak zwana dogrywka dla tych, które nie mogły przybyć na ustalone terminy.
W tym roku gospodynią wydarzenia była Ania, a miejscówką klimatyczne miejsce położone wśród pół i lasów.
Scenariusz był typowy, Aneta zajęła się makijażem, Emilka z Bożeną robiły zdjęcia okołosesyjne, czyli zza pleców głównego fotografa, stylizacją strojów zajmowałyśmy się tym razem wszystkie. Jedna pomagała drugiej, podawały rekwizyty, trzymały blendę, pilnowały szczegółów.
Jak zwykle było gwarno, radośnie, sympatycznie, rodzinnie.
O ile miejscówka i reszta aktywności związana z wydarzeniem nie budziła pytań czy sprzeciwów, o tyle tym razem osoba fotografa była obiektem obaw. Padały pytania w stylu : Dlaczego zmiana, czy to dobry pomysł by robił zdjęcia facet, czy znam jego prace, czy modelki nie będą miały tremy i tak jedna przez drugą marudziły aż powiedziałam : dość!
Miałam plan, ale nie chciałam z nikim przed czasem dzielić się swoimi przemyśleniami i wnioskami z poprzednich projektów.
Ze mną tak już jest, jak się uprę nie ma przebacz.
Prawdę, a w sumie powód, dlaczego zdecydowałam się na zmianę, wyjawiłam w drodze na ostatnie sesyjne spotkanie.
– To dzięki Niej- wskazałam palcem siedzącą obok Sebastiana dziewczynę- otrzymałeś zaproszenie do bycia naszym fotografem sesyjnym, próbkę i warsztat Twoich prac poznałam oglądając zdjęcia z KotoManii, to był sprawdzian, już wtedy byłam zdecydowana na zmianę.
W aucie zaległa cisza, więc wyjaśniałam dalej.
Sesja jest nagrodą, ale i pamiątką, a to musi wywoływać wyłącznie miłe, pozytywne uczucia. Ma dodawać otuchy, kiedy życie nas przytłacza, ma uskrzydlać, kiedy chce nam się z rozpaczy płakać. Łatwo jest zrobić fajne zdjęcie smukłej, młodej kobiecie, ale nagrodę otrzymują dziewczyny w różnym wieku i to rolą oraz zadaniem fotografa jest tak ją ująć, by ukryć, a nie uwypuklić mankamenty.
Nie oczekuję, że zmienisz w programie rozmiary czy też odejmiesz lat, jednak mam prawo wymagać, by schować sprytnie to, co jest mało atrakcyjne, a na pierwszy plan dać jakiś fajny, nawet wyreżyserowany kadr.
Słuchali wszyscy, patrzyli na mnie jakbym spadła z księżyca.
– Nie wiem co powiedzieć- zająkała się sprawczyni zamieszania- tyle czasu szefowa siedziała cicho.
-Nic! A co miałam Ci zepsuć wspomnienie, dość, że mnie prawie trafiła jasna cholera, kiedy oglądałam. Teraz masz się dobrze bawić, ja się resztą zajmę. Przecież zawsze nie tylko sobie podnosiłam poprzeczkę.
Trzy dni biegał biedak z aparatem, Bożena z Emilką podsuwały zabawne aranżacje. Nie sprawdziły się żadne katastroficzne prognozy, żadna nie była spięta, zawstydzona czy wycofana, wręcz przeciwnie, proponowały coraz zabawniejsze zdjęcia sytuacyjne, a Sebastian w lot łapał intencję. Widziałam, że praca jest też dla niego radością i fajną zabawą.
Powiem szczerze, chrzest bojowy zaliczył na pięć, szóstkę może osiągnie w przyszłym roku.
Jak zwykle nie obyło się bez pytania, a skąd wiedziałaś, że dokonałaś dobrego, właściwego wyboru- zapytała jedna z wyrażających wcześniej wątpliwości.
-Ponieważ już Wam robił zdjęcia na Gali i tylko nieliczne Go zapamiętały, a skoro potrafił być niewidocznym, a udało Mu się złapać Was w bardzo korzystnych ujęciach, kiedy byłyście swobodne, to ten fakt przemawiał za tym, że sobie spokojnie z Wami poradzi na pozowanych zdjęciach.
Troska o wolontariuszy nie sprowadza się tylko do komunikacji zadaniowej, zapewnieniu dostatecznych do pracy narzędzi i produktów. To budowanie relacji w atmosferze przyjaźni i wzajemnego zaopiekowania, pokazywaniu wyraźnie, jak każdy jest wyjątkowy, że nie ma lepszych i gorszych, mniej lub bardziej ważnych. Jesteśmy razem nie tylko na dobrą pogodę, ale kiedy mogę trochę poczarować, żeby wywołać uśmiech na twarzy, to nie widzę powodu, żeby z tej okazji zrezygnować.
Ta Sesja nadal wzbudza dużo pozytywnych emocji, taka była jej idea i cel. Dodatkowym czynnikiem jest konsolidacja, poznanie się nowych wolontariuszy, zbudowanie znajomości bezpośredniej. Żadne zebranie nie ma takiego pozytywnego, mocnego efektu, jak jedna z naszych ulubionych Sesji, kiedy to dzieląc się doświadczeniem fundacyjnym, słuchając opowieści szefowej z cyklu: Moje największe, najśmieszniejsze wtopy roku. Przebierając w fatałaszkach, mamy swój fajny beztroski dzień.