Kilka lat temu złożył mi wizytę pewien pan, znamy się zawodowo, on także prowadzi firmę reklamową, ale z uwagi, iż działa bardziej w przestrzeni projektowej, nigdy nie postrzegaliśmy siebie jako konkurencji. Odwiedziny nie były stricte zawodowe, a raczej dotyczyły fundacji.
Byłam bardzo zdziwiona, kiedy wprowadził mnie w temat. Otóż otrzymał od pewnej osoby zlecenie na projekty graficzne plakatów, a że kobieta bardzo kocha koty nosi się z zamiarem założenia społecznej organizacji. Znając kondycję Kociej Mamy, pan wpadł na fantastyczny pomysł, aby nakreśliła w punktach, jak postępować by organizacja zdobyła tylu darczyńców i sponsorów, żeby swobodnie działać nie martwiąc się o budżet.
Zaniemówiłam. Nie była to pierwsza ani jedyna osoba, która zagadnęła mnie o ten temat.
– Nie mam gotowej ściągi jak się postępuje by przyciągać do siebie ludzi, pozyskiwać darczyńców, czy prowadzić interwencje, to zawsze są wyniki mojej intuicji, a każde działanie jest wypadkową codzienności i sytuacji, jakie na nas spadają. Staram się reagować na wszystko to, co się wokół dzieje i niekoniecznie musi zawsze być związane z kocim tematem. Wtedy jeszcze nie było Stypendium im. Pitusia wyjątkowego kota, ale już zaczęłyśmy aktywność na rzecz osób z niepełnosprawnościami.
Pan popatrzył na mnie wymownie i byłam przekonana, że nie dał wiary w ani jedno moje słowo, uznając, że zwyczajnie pilnie strzegę jakiś dziwnych złotych przepisów.
– To kwestia charakteru, charyzmy raczej niż gotowych sprawdzonych ścieżek zachowania – dodałam jeszcze, a on zwyczajnie uznał mnie za wyniosłą snobkę i się obraził.
Minęło kilka lat, siłą rzeczy dochodziły do mnie słuchy o aktywności tamtej pani, pamiętajmy kocia branża jest dość mocno elitarna i chcąc nie chcąc wszyscy prawie się znają, a pikantne ploteczki rozchodzą się z prędkością światła.
Kariery mimo zabiegów pomocowych znajomego kobieta w kocim świecie nie zrobiła, a Kocia Mama rozrosła się do obecnych wymiarów działając jeszcze prężniej biorąc udział w przeróżnych projektach.
W odpowiedzi na niesamowitą aktywność Fundacji dedykowaną walczącym w Ukrainie, uchodźcom, ale również ludności cywilnej, która nie zdecydowała się na opuszczenie ojczyzny, jak już nadmieniłam, zostałyśmy zaproszone na aukcję połączoną z licytacją na rzecz ukraińskich dzieci i Kociej Mamy. Piękne to wyróżnienie, świadczy o wadze i wymiarze, skali i zasięgu naszych nie tylko gestów, a konkretnych niezwykle pomocnych w czasie wojny produktów i narzędzi. Kto wpadłby na pomysł, że kocia fundacja może przekazać wojskowym namioty polowe i lornetki. Bardziej liczono, że będą to produkty wspierające zwierzęta, ale w naszym przypadku nie ma żadnych przewidywalnych norm czy typowych standardów. Umiemy i chcemy pomagać, a jeśli same nie potrafimy określonych rzeczy zgromadzić, to w satelicie mamy multum przyjaciół, którzy z chęcią odpowiedzą na naszą prośbę.
Przez lata pomagamy nic nie żądając w zamian, ale każdy ma świadomość, że kiedy szefowa osobiście prosi o pomoc to znaczy, że ona sama w konkretnej sytuacji jest bezradna.
Na aukcję pojechała mocna ekipa. Bożenka jako kamerzystka, Ania w moim zastępstwie, jako jedyna, która posiada taką samą wiedzę o każdym prowadzonym przez fundację projekcie, Ewelinka i Anetka od lat bardzo mocno związane z Kocią Mamą. Obie śmiałe, kontaktowe, błyskotliwe, z ogromnym poczuciem humoru.
Wdzięczne za dostrzeżenie w lawinie akcji pomocowych, naszych drobnych uczynków, z radością pojechała reprezentacja, by zaistnieć w kompletnie dla nas nowej rzeczywistości. Lubimy, jak nas widzą, dziękujemy, kiedy dostrzegają dobre działania, ale i my także bardziej niż brać, lubimy dawać, z tego powodu delegacja nie pojechała z pustymi rękoma. Od nas na rzecz dzieci przekazałyśmy kubek i torbę zakupową, nowe fajne projekty opracowane przez Emilkę.
Wieczorem Bożenka przysłała mi zdjęcia. Z przyjemnością oglądałam roześmiane twarze wolontariuszek. Jak zwykle, tradycyjnie narobiły totalnego zamieszania zapadając obecnym w pamięć, a Anetka nie byłaby sobą, gdyby nie rozbawiła gości swoim przejęzyczeniem. Nie mam pojęcia, po raz który pojawiamy się kompletnie nieoczekiwanie na imprezie, która totalnie nie wpisuje się tematycznie w naszą pracę, a po prezentacji wykonanych zadań wszyscy totalnie przewartościowują swoją wiedzę w temacie Kociej Mamy.
Zaskakiwałyśmy i nadal w tym przodujemy. W błędzie są osoby, które sądzą, że nas da się jednoznacznie zaszufladkować.