Publiczną tajemnicą jest, że środowisko kociarzy jest mówiąc dość delikatnie specyficzne! Organizacje zamiast działać wspólnie i zgodnie na rzecz poprawy losu zwierząt, prowadzą dziwną politykę negując i umniejszając pracę innych, traktując ich nie, jako sprzymierzeńców w działaniu, a wrogów, których należy tępić i hejtować.
Na szczęście Kocia Mama nigdy nie była uwikłana w żadne internetowe „rozróby”. Wyznaję zasadę: psy szczekają, a karawana idzie dalej!
Wywoływanie sztucznie burzy, mającej za cel szkalowanie innych uważam za mocno naganne, bowiem takim zachowaniem finalnie działa się na szkodę organizacji, w której się działa. Ludzi szukających pomocy dla kotów środowiskowych nie obchodzą osobiste urazy, sympatie, anse czy uprzedzenia. Ich interesuje skuteczność interwencja. To ona finalnie buduje opinię, a nie plotki czy „wyssane z palca” opowieści. Kociarz zgłaszający się do Fundacji oczekuje rozwiązania problemu, skutecznej pomocy dla siebie i środowiskowego mruczka. Nie raz miałam przyjemność usłyszeć od osoby, z którą prowadziłam interwencję: „Boże, jakie ja dziwne o pani słyszałam opowieści…. Aż mi wstyd, że tego słuchałam. Nigdy nie dociekam kto i z jakiego powodu wygłasza takie opinie! Kiedy ma się swoją wizję, jest się niezłomną i autentyczną, a na domiar ma się efekty budzące zazdrość, szykany są tylko świadectwem nieporadności”.
Kocia Mama ma stały, sprawdzony Zarząd, ma niezmienną, od lat, rozsądnie działającą Radę Nadzorczą, ma także, co jest ewenementem, mocną szalenie zaangażowaną ekipę koordynatorek.
Kiedy powołany został Rzecznik Praw Zwierząt zrodziła się we mnie nadzieja, że wreszcie ktoś kompetentny sprawnie ogarnie nasz koci grajdołek, że będzie umiał skutecznie zapanować nad emocjami i unikniemy przepychanek i kłótni, którymi zawsze niestety kończyły się spotkania w Urzędzie Miasta.
Zachowanie przybyłych na konsultacje działaczy społecznych skutecznie zraziło mnie do udziału w tego rodzaju spotkaniach. Nie było na nich atmosfery umożliwiającej jakiekolwiek porozumienie. Każdy wychwalał swój styl pracy, umniejszał, deprecjonował dokonania innych.
Tym razem odeszłam od zasady, iż stoimy z boku i robimy swoje. Myślę, że decyzję podjęłam kierowana wiedzą, ile dobrego dla zwierząt uczynił podczas swojej kadencji będąc prezesem NIKu Krzysztof Kwiatkowski oraz zapytania dotyczące propozycji zmian w ustawie o ochronie zwierząt, które przychodzą na skrzynkę pocztową Kociej Mamy. Mimo wakacji, mam pełne ręce roboty, bowiem opiniowanie proponowanych nowelizacji obliguje mnie do wejścia w nieznany mi obszar dotyczący przepisów prawnych.
Nie było mnie akurat w Łodzi, kiedy rzecznik organizował spotkanie zapoznawcze w Urzędzie Miasta Łodzi pod patronatem Pani Prezydent Hanny Zdanowskiej. Delegację Kociej Mamy stanowił mocny duet Kataryna i Aneta. Pierwsza, świetnie zorientowana w temacie edukacji, druga będąca członkiem Zarządu świadoma trudności prowadzenia sprawnie Fundacji.
Dziewczyny miały przygotowane pytania, na które nie otrzymały jednoznacznej odpowiedzi.
Pierwszy temat, dla nas najważniejszy to w jakim zakresie koty środowiskowe mogą liczyć na wparcie rzecznika? Czy w ogóle i kiedy wznowi się akcję sterylizacji i leczenia kotów miejskich? Czy godzimy się na zaprzepaszczenie kilkunastu lat pracy organizacji i opiekunów społecznych, których bezinteresowna aktywność miała ogromny wpływ na ograniczenie i skuteczny monitoring populacji kotów? Czy faktycznie nawiążemy współpracę na linii organizacja – rzecznik?
Jestem pełna wiary, że uda nam się wypracować skuteczny zespół doradczy składający się z autentycznych praktyków, którzy pomogą prawnikom tak zmodyfikować prawo, żeby koty miały faktyczną opiekę i prawo do godnego funkcjonowania w przestrzeni miasta.