Wypadki są częścią naszego życia, aktywności wynikającej z wolontariatu. Nie ma takiej opcji, żeby wybrać sobie tylko te przestrzenie, które są miłe, łatwe i wygodne. Każdy dzień jest niewiadomą i nie jest możliwe, żebyśmy mogli uniknąć przykrych okoliczności. Zaplanować mogę wizytę kontrolną u weterynarza, klasyczny zabieg, spotkanie adopcyjne, zajęcia edukacyjne czy pobyt na jarmarku. To są zadania, które w żaden sposób nie dotykają naszych emocji. Bywają lepsze i gorsze efekty bezpośrednich działalności, jednak one ani przez moment nie zaburzają mi spokoju.
Inaczej dzieje się w przypadku nagłego drastycznego zdarzenia. Koty wymagające zabezpieczenia chirurga trafiają w dwojaki sposób do fundacji. Pierwszy, najczęstszy i karygodny, to zrzeczenie właścicielskie, drugi mniej przykry, to zgłoszenie przez przypadkową osobę. W momencie, kiedy ulega wypadkowi kot środowiskowy, zasady postępowania po wyleczeniu zależą od stopnia socjalizacji z człowiekiem oraz stanu zdrowia i wyglądu fizycznego. Jeśli jest dziki, nie rokuje i jest, że tak ujmę kompletny, wypuszczamy go w znane środowisko. Schody zaczynają się, gdy pomimo ocalenia mu życia, nadal chce zagryźć człowieka i atakuje bez wahania mając tylko trzy łapy. Szukamy osoby mającej dużo cierpliwości, wyrozumiałości i zrozumienia specyfiki sytuacji. Dotąd jakoś udawało mi się wyjść pozytywnie z tych niezwykle skomplikowanych okoliczności, nie każdy opiekun decyduje się zmierzyć się z tego rodzaju wyzwaniem. Największym problemem nie jest egzystencja obok kota, bo one z biegiem lat akceptują zmianę jakości życia, ale opieka weterynaryjna. Kłopot zaczyna się, kiedy obserwujemy zmiany chorobowe i nijak nie możemy kota spacyfikować by pokazać go weterynarzowi. Sama miałam okazje mieszkać z kotem Adolfem, którego na rutynowe coroczne badania musiałam we własnym domu łapać na klatkę łapkę. Laicy podpowiadający nam rozwiązania, nie mając za sobą praktycznych doświadczeń wywołują swoim zachowaniem tylko gniew i złość.
Najbardziej mi przykro, kiedy wypadkowi ulega łagodne kocie dziecko. Pracując tyle lat w branży miałam okazje ratować przeróżne kocie dzieci, jednakże najczęściej nie były to ofiary wypadków lokomocyjnych, a wymagające leczenia z kociego kataru, grzybicy czy świerzbowca. Matka umie nauczyć swoje stadko ostrożności, wyostrzając im instynkt samozachowawczy, więc maluchy raczej nie są ofiarami bezmyślności użytkowników samochodów. Powielamy od lat apele o sprawdzeniu, czy aby pod maską nie ukrył się kot szczególnie zimą, kiedy szukają ciepła na rozgrzanych silnikach.
Sytuacja sprzed kilku dni dokumentuje, jak pozbawieni wyobraźni są ludzie. Środek miasta, ruchliwy parking, hałas, zgiełk, zamieszanie i w tej scenerii totalnie łagodny kotek z oskórowanym ogonem. Nie mógł uciec przez przypadek niepostrzeżenie z domu, ponieważ w okolicy nie ma żadnych lokali mieszkalnych, a tylko budynki administracyjne, biurowce i sklepy. Kotka mega miła, ufna i łagodna. Wezwany Animal Patrol Straży Miejskiej w zasadzie powinien zabezpieczyć kota w schronisku miejskim, ale kiedy służbę pełni jedna z naszych wolontariuszek, procedury administracyjne są kompletnie inne. Zawsze otrzymuję zdjęcie na potwierdzenie zgłoszenia, mam wtedy wyraźny przekaz jaką decyzję muszę podjąć. Tym razem jedynym sensownym rozwiązaniem była amputacja, nie sposób trzymać kota z pozbawionym sierści ogonem przez najbliższe trzy miesiące. Zmiana opatrunku byłaby za każdym razem związana z przeogromnym bólem, a zawsze istnieje ryzyko wystąpienia infekcji i zakażenia. Rozwiązania radykalne często są najlepszym sposobem ocalenia życia i gwarancji zdrowia. Przy okazji tego zdarzenia nasuwają się tysiące pytań, jednak wiążących wyjaśnień nie sposób ustalić. Nikt nie wie jakim sposobem znalazła się w tym miejscu, w określonym czasie i stała się ofiarą. Jedno co wiemy na 100 % to nie jest dziecko dzikiej kotki. Reszta jest jedną wielką niewiadomą i tak już pozostanie.
Tego dnia dyżur miała Natalia, więc zasady zostały utrzymane. Zdjęcie przesłałam dalej, tym samym uprzedzając klinikę o nagłym nieplanowanym zabiegu. Obieg wiadomości jest podstawą współpracy, nie uda się bez szybkiej komunikacji być pozytywnie sprawczym. W dobie telefonii komórkowej, czatów i sms wszystkie decyzje pomocowe mają tryb błyskawiczny. Ważną rolę odrywa przepływ informacji szczególnie w naszym przypadku, kiedy wypracowałyśmy sobie pozycję jednych z najbardziej sprawnych i skutecznych, szczególnie w trudnych przypadkach. Operacje można zaplanować, zabieg powypadkowy nie. Mając kilka klinik w gotowości zawsze w jednej z nich mogę sprawić, by w nagłym przypadku zaopatrzono kota. Rutynowe badania czy przeglądy diagnostyczne mają inny ciężar. Wypadek sprawia, że współpracująca lecznica staje się kocim SOR-em.
Rysia, bo takie imię nadała kotce Natalia, przebywa obecnie w domu tymczasowym u Kasi. Monitoring zdrowia trwa nieustannie, ponieważ kiedy wolontariuszka jest w pracy małą czujnie obserwują Kasi dzieciaki. Są już w takim wieku, że wyręczają i zastępują z przyjemnością i radością. Zresztą rosną od lat w atmosferze fundacji mając codziennie kontakt z jakimś zwierzęciem.
Tak to już jest, że empatia i potrzeba troski o innych wtłaczana jest w serca najmłodszych przy okazji naszej codziennej pracy, a bycie pożytecznym bezinteresownie oraz opiekę nad drugą istotą, nasze dzieci nabywają naturalnie naśladując najlepsze wzory jakimi zawsze z reguły są matki.
Kiedy i do jakiego domu trafi Rysia, jeszcze nad tym nie rozmyślałam. Jesteśmy na etapie gojenia uciętego ogonka, gaszenia paniki Katarzyny na typowe reakcje wywołane bólem. Za moment kotka zapomni o przykrym incydencie, ale jak znam życie, zagadka związana z wypadkiem też zostanie rozwiązana, bo zawsze tak jest, że prawda, nawet głęboko zakopana jakimś cudem ujrzy światło dzienne.
Teraz prosimy o wsparcie w rehabilitacji i pomoc w opłaceniu faktury za zabieg i czynności z nim związane. Mam świadomość hojności sympatyków i faktu, że zawsze mogę liczyć na pomoc. Dziękuję za to moje i fundacyjne bezpieczeństwo.