W naszym codziennym życiu fundacyjnym nic nie dzieje się ot tak sobie, bez powodu, przyczyny czy związku. Jedno działanie, jest naturalną wypadkową i konsekwencją drugiego. Edukacja od samego początku pracy była bardzo mocno osadzona w pakiecie najważniejszych zadań. Dzieli się ona na kilka kategorii, podstawowa dedykowana jest dzieciom w przeróżnym wieku. Ta o stopień wyżej, ma za cel rozbudzać potrzebę wolontariatu u młodzieży. Kolejna, również niezwykle ważne celuje w grupę kocich opiekunów, karmicieli, ludzi związanych z Kocią Mamą poprzez adopcje, interwencje, akcje pomocowe.
Ale jest jeszcze jeden rodzaj edukacji, który nie ma adekwatnych materiałów poglądowych, nie ma listy scenariusza w trybie krok po kroku ani pomocy dydaktycznych opracowanych przez Anię. Jest to szczególna edukacja, bo zbiorowa, grupowa czy otwarta, takie nazwy najbardziej są zbliżone do zjawiska, które w Fundacji występuje. Osoba dołączająca do grupy podlega procesowi nieświadomej edukacji, a nie manipulacji czy inwigilacji. Od pierwszego dnia wstąpienia na pokład uczymy się pracy w grupie w najszerszym znaczeniu tego słowa. Nie narzucamy własnych dyrektyw, lecz kierujemy się dobrem i kondycją całej społeczności, zarówno ludzkiej, jak i naszej kociej
Nasze prywatne cele, dążenia, opinie społeczne, religijne odkładamy na bok, eliminując w ten sposób ewentualne spory, przepychanki czy kłótnie. To, że nie poruszamy kwestii drażliwych na forum Fundacji, świadczy o niesamowitej odpowiedzialności oraz świadomości prawa do własnego, niezależnego punktu oceny określonej sytuacji, zjawiska czy wydarzenia. Fakt, że działamy razem nie oznacza zamachu na osobistą wolność. Dzięki inteligencji grupowej udało nam się osiągnąć rewelacyjne wyniki, pomimo czasem fundamentalnych różnic w poglądach na tematy dotyczące niekiedy bulwersującej rzeczywistości. Do takiego wymiaru i jakości Kociej Mamy, doszło w wyniku mojego nadzorowania, by pilnować i gasić w zarodku dążenia oszołomek do rozpalania prześladowczych stosów. Chociaż zmierzamy w tym samym kierunku i dążymy do tego samego celu, nie oznacza to, że powinniśmy być tępą gromadą, zgadzającą się na głupie pomysły emocjonalnie niedojrzałych istot.
Nie raz już powtarzałam, że jest to moja prywatna Fundacja, więc jeśli uznam, że ktoś nie wpisuje się w naszą rzeczywistość, nie rozumie obowiązujących norm i zasad, nie muszę go wcale dopuszczać do pracy w tej niezwykłej grupie. Kiedyś lata temu, chyba autorką była Emilka, ukuła teorię, że Kocią Mamę się kocha albo nienawidzi. Jest to niestety prawda w całej rozciągłości. Kiedy trzeba, jestem kreatywna, pomocna, błyskawicznie akceptująca każde okoliczności, ale są kwestie, które mnie uczulają w mig i przekładają na ostrożność z nawiązaniem bliższej znajomości. Nie dopuszczam do siebie aferzystów, którzy karmią się zamieszaniem, robieniem dziwnej zadymy, fabrykowaniem rzeczywistości według własnego uznania. Nazywają się różnie, w zależności od kategorii swojej aktywności: kłamca, konfabulant, jeszcze inni używają łagodniejszej formy, bajarz, bajdała.
Nie jestem zero-jedynkowa, jednak pewnych odruchów bezwarunkowych nie umiem się pozbyć, a powiem szczerze, nawet nie chcę. Edukacja wspólna Fundacji w zasadzie trwa i toczy się nieustannie. Nie musimy umawiać wizyt, szykować gadżetów i akcesoriów, nie trzeba ubierać koty w szelki i pakować ich do koszyków. Ten szczególny rodzaj edukacji funkcjonuje codziennie i przy okazji naszej społecznej pracy. Poznając nowe osoby, uczymy się ich metody i zasad aktywności, adoptujemy i przyjmujemy to, co wpisuje się bez zastrzeżeń w nasz styl pracy, nie godzi w poglądy i zasady, Odrzucamy natomiast to, co nam ewidentnie przeszkadza, niepotrzebny szum wokół własnej osoby, egocentryzm, a na jakąkolwiek formę kłamstwa wyrażamy stanowczy sprzeciw. Nie raz uczestnicząc w spotkaniach i to nie ma znaczenia na jakim szczeblu, kiedy pada pytanie, jak mi się udało stworzyć grupę, tworzącą wcale nie małą społeczność, która tak wspaniale pracuje, odpowiadam zawsze tak samo.
Zadziało się tak od tak zwanego momentu odejścia, kiedy rozkapryszone niedojrzałe osoby stając przed faktem mojej stanowczości, postanowiły uknuć spisek. Nie mam pojęcia jaką miały ideę. Żeby robić przewrót, trzeba mieć konkretne powody, kiedy inicjuje awanturę tylko kaprys i urażone ego, nie porwie się za sobą tłumu, tylko szybciej innym spadną klapki z oczu. Gdy za prawdą i czytelnością stoi nieugiętość, wszyscy kierownicy zamieszania skazani są na klęskę. Kiedy ktoś ma problemy kadrowe, zawsze staram się wyjaśnić: nie bój się zmian. Czasem korzystne jest usunięcie martwych korzeni, które nie przynoszą żadnych pożytków, a jedynie utrudniają życie.
Wolontariuszom pracującym niezmienne w trybie dość gęstym zadaniowo, jestem skłonna wybaczyć wiele przeróżnych reakcji, które wynikają z efektu nałożenia się przeróżnych okoliczności życia rodzinnego i zawodowego. Brakuje mi czasu i ochoty na komunikację, co do której intuicja podpowiada mi tylko finalnie klęskę. W tym przypadku zawsze na decyzje składa się doświadczenie i rutyna.
Mam nadzieję, że szczegółowo wyczerpałam temat, dlaczego są na tym świecie niestety osoby, które za żadne skarby świata w naszej społeczności ani się nie odnajdą, ani nie zagrzeją miejsca.
Zasada, że w duety się nie wchodzi, obowiązuje bezapelacyjnie, więc jeśli potencjalny ochotnik więcej czasu marnuje, by wbić kolec między te elementy, które dopasowane świetnie funkcjonują, zamiast dociec, jakie fakty to zjawisko wywołują, oczywistym jest, że znajomość szybko kończy się porażką.
Na tym etapie nie muszę iść na ilość. Już Fundacja pokazała swoją klasę, kondycję i siłę.
Zapraszam oczywiście do współpracy. Szczególnie liczę na młodych wchodzących dopiero w dorosłe życie. Nauczymy ich rozwijać skrzydła bez kompleksów!