Nigdy nie chwalę dnia przed zachodem słońca, potrawy przed skosztowaniem, a akcji przed jej finałem, jednak wszystkie aktywności w dziedzinie edukacji pozwalają optymistycznie rokować, że dotację otrzymaną z Urzędu Marszałkowskiego uda nam się utrzymać. Warunki przyznania dofinansowania są wyraźnie sprecyzowane, zresztą Daria opracowała projekt w bardzo sensowny sposób. Pieniądze nie mają prawa być użytymi bez sensu, korzyści czy pomysłu i nie jest ważne, czy są to społeczne, w naszym przypadku fundacyjne, darowizny od prywatnych sponsorów czy też dotacja z urzędu. Nie znoszę marnotrawstwa i zasada ta dotyczy nie tylko pieniędzy, ale i rzeczy oraz narzędzi.
Spotkania edukacyjne to nie tylko forma pozyskiwania darów dla naszych podopiecznych, to przede wszystkim niezwykła praca z dziećmi i młodzieżą, polegająca na promowaniu określonej postawy, relacji, nawyków bezwarunkowych. Będąc aktywną wiele lat w kociej przestrzeni, nie dostrzegam drugiej tak prężnie działającej organizacji. Sytuacją normalną jest rotacja wolontariuszy, to zjawisko występuje w każdym środowisku. Ludzie mają prawo, podnosząc swoje wykształcenie i kompetencje, rozwijać się, co ma oczywiście przełożenie na zmiany zawodowe, awansują na lepsze stanowiska, zmieniają miejscówki, pnąc się naturalnie po szczeblach kariery. Sukces każdego stymuluje pozytywnie. Rozwój zawodowy łączy się nierozerwalnie ze zmianą jakości obowiązków. Inaczej dzieje się w przypadku organizacji, działającej w trybie non profit. Śmieszy mnie postawa, kiedy odchodząc z jednej organizacji, dołącza się do innej, tego samego rodzaju, ale totalnie i radykalnie zmieniają się nagle priorytety i najbardziej słabe jest to, że idee, które dotąd były wykładnią, nagle przestają być ważne. Promuje się rozmnażanie, neguje kastrację, przymyka oko na eutanazję ślepych miotów.
Rzadko mam czas na refleksje, żyjąc w szalonym pędzie. Ale czasem toczące się obok wydarzenia zmuszają do zastanowienia, w jakim kierunku ten świat pędzi. Gdzie jest granica złości, buntu, zamiatania pod dywan, modelowania dziwnego wizerunku na usprawiedliwienie swoich słabych czynów. Fundacja to nie ochronka dla osób z problemami, a bycie szefową nie polega na głaskaniu po głowie i przyzwalaniu na dziwne zachowania. Mnie nikt nie oszczędza. Podnoszący z ziemi kota wolontariusz nie pyta, skąd mam budżet na opiekę weterynaryjną i zaopatrzenie domu tymczasowego. Przy tej skali pracy muszę być przygotowana na różne nieprzewidziane wydatki. Jakość pracy zależy od pieniędzy, niestety. Mam świadomość, że do niedawna pokutowało powiedzenie, że kobiety o pieniądzach nie mówią. Ustawiało to płeć żeńską w dziwnym położeniu, jako tą, która ma zbyt mało rozumu, by nadzorować finansowe projekty. Nie mam pojęcia, dlaczego bardzo mocno strzegące i walczące o prawo do niezależności, akurat ten aspekt uważały za wykraczający poza ich możliwości.
Budżet jest rękojmią skutecznej aktywności. Od niego zależą wszystkie interwencje, akcje ratunkowe dotyczące osesków oraz operacje ortopedyczne. Znam organizacje, które nie działają, a trwają, właśnie z powodu pustego konta.
Fundacja stara się pomagać, jednak należy pamiętać, że zawsze oczekujemy współpracy, zaangażowania, a bywa, że i rewanżu. Nie jesteśmy sponsorami, świętymi Mikołajami. Każdy wolontariusz codziennie realizuje odpowiedzialnie swoje cele. To do mnie należy zapewnienie im strefy komfortu, poczucia stabilizacji, umożliwienie wykonywania bez stresów przyjętych obowiązków.
Panujące zasady umożliwiają stabilność, wiarygodność, pewność, że decyzje nigdy nie wywołają kolizji. Zaufanie, w przypadku naszej pracy, jest podstawą. Dotyczy w takim samym stopniu wolontariuszy, jak i współpracujących z Kocią Mamą weterynarzy. Działamy w tej samej intencji, łączy nas wspólny cel, mimo, iż aktywności są kompletnie inne. Wspólna praca przekuwa się na finalny wynik. Faworyzowanie indywidualne, czy przyzwolenie na próby stworzenia konfliktu, niestety nigdy nie otrzymają zielonego światła. Rozwijamy się, ponieważ unikamy właśnie takich dziwnych okoliczności, a wartością jest praca zbiorowa w atmosferze szacunku.
Spokojnie, rytmicznie spinamy jeden etap prowadzonych projektów za drugim, jednocześnie pełniąc tą najważniejszą o tej porze misję karmienia maleńkich osesków. Poświęcenie, troska, odpowiedzialność, to tylko fragment wróżący powodzenie. Mimo najlepszych intencji, nie mamy żadnego wpływu na okoliczności od nas niezależne, jednak, jak co roku, tradycyjnie, jesteśmy gotowe, by podjąć wyzwanie i trwamy na posterunku, wyrywając śmierci małe kociaki. Trzymajcie kciuki za kondycję Kociej Mamy.