Drugi koniec miasta. Dojazd w zasadzie dobry. Szkoła idealna, oby takich więcej. Pani Małgorzata zakochana w Fundacji. Całe pedagogiczne grono bardzo sekunduje Kociej Mamie.
Dziewczyny chwaliły odbywające się tam zajęcia. Mnie zawsze jakoś nie było po drodze by dojechać, jednak w roku ubiegłym i ja miałam przyjemność poznać tę społeczność.
Oczywiście wrażenia bardzo pozytywne, urzekła mnie serdeczność i otwartość pracującej tam kadry.
Pani Małgorzata świetnie współdziałająca, komunikatywna, wyrozumiała, dzieciaki fajne, bezpośrednie, zbiórka karmy przeprowadzona z ogromnym zaangażowaniem.
W tym roku dzieciaki nie mogły się doczekać wizyty Kociej Mamy, spotkanie z nimi Renia wpisała w grafik jako jedno z pierwszych rozpoczynających cykl jesienny.
Nie lubię jesieni, mimo grzybów, kolorowych liści, żołędzi i cudnych kasztanów, mimo łanów kwitnących mimoz. Ta pora roku zawsze kojarzy mi się jednoznacznie: zewsząd kotki wyprowadzają małe smarki, a połowa Fundacji tradycyjnie kicha i kaszle.
Mnie tylko mogła trafić się taka ekipa, w której wolontariuszki mają alergię albo uczulenie na koty…
Od ponad 15 lat funkcjonuję wspierając się sterydami, bo kiedyś mądre testy wykazały, że źle reaguję na kocią sierść.
„Powinna pani wyprowadzić z domu koty, one wywołują u pani astmę!” ten wyrok usłyszałam kilka lat temu. Udałam, że nie słyszę, bo pewne decyzje w moim przypadku nigdy nie zapadną. Z całą świadomością konsekwencji, wyrzuciłam pomysł przejętego lekarza z pamięci, starłam opis widniejący przy wielkiej czerwonej kropie „kot”, napisałam „kurz” i uznałam kwestię za zamkniętą. Też wymyślił, ja i życie bez kotów!
Trochę czasu udało mi się trzymać moją słabość w tajemnicy, ale rodzina potrafi też połączyć kropki, więc przez dom przeszła lekka burza, gdy spisek się wydał. Kiedy się uprę, nikt ze mną nie wygra. Przytuliłam kalekiego puchatego Pitusia, on zawsze pomagał mi dopiąć celu, „No popatrz mały, chcą bym Cię oddała, kto Cie pokocha, taką kalekę? Pewno Cię uśpią, a ja głupia ratowałam!” Wiem, że nie grałam fair, ale czasem życie zwalnia nas z dyplomacji, liczy się cel mimo wszystko.
Lekko chrypiałam, gdy zdawałam relację z wtorkowej edukacji, zachowanie typowe gdy poznajemy nowe środowisko.
Renia notowała w kajecie niezbędne informacje: zachowanie nauczycielek, wielkość zbiórki, panującą atmosferę.
Ocena spotkania pomaga nam w pracy. Szkoły i przedszkola, które nie rozumieją sensu i idei prowadzonej przez nas edukacji, niestety otrzymują wilczy bilet.
– Średnio brzmisz. – usłyszałam troskę w głosie Renatki – Ten rok nie jest dla Ciebie łaskawy, niech się wreszcie skończy.
Ostatnie zdanie wygłosiłyśmy jak na komendę.
– Wiesz, że z czwartkowym mamy lekki kłopot, Olga chora i Gosia Ani…
– Spokojnie, byle był transport i damy radę, w końcu jadą jedne z najlepszych – podnosiłam ją na duchu, przemilczając własne fatalne samopoczucie.
– Mocną herbatę poproszę – wypaliłam na powitanie. Pani Małgosia oniemiała.
– Ależ pani Izo, pani jest chora!
Machnęłam ręką.
– To taka moja pora.
Kiedy ma się świadomość, jak bardzo oczekiwane jest spotkanie z Fundacją, kiedy ma się świadomość ogromnego, szczerego zaangażowania, kiedy czuje się sympatię, przyjaźń i zaufanie, trudno przełożyć wizytę z powodu zwykłej niedyspozycji wywołanej głupią jelitówką.
– O 7 miałam kryzys, już pisałam do Ciebie sms – przyznałam pijąc gorący napar. – Nieustannie sprawdzałam telefon, bałam się zadać pytanie…
– Wiem, czułam te emocje i to odmienne zachowanie – uśmiechnęłam się do Renaty – Wiem jak cenisz tę szkołę, grafik napięty, trudno by było przełożyć, a oni przecież czekali.
Obecne przy rozmowie Ola i Gosia ze zdumieniem kiwały głowami.
Ta edukacja była mimo wszystko rewelacyjna. Klaudia biegała miedzy klasami z aparatem, my pracowałyśmy korzystając ze wsparcia młodzieży z klasy 7.
Potrzeba matką pomysłów, a sytuacje kryzysowe inspirują mnie przeważnie do działania. Nie biadolę, nie narzekam, wręcz przeciwnie, zawsze staram się znaleźć najkorzystniejsze rozwiązanie. Dzieciaki były zachwycone, ochotników do pracy zgłosiło się wielu. Kilka lat słuchają kocich opowieści, znają nas oraz rytuał i zasady odbywających się lekcji.
Nosili koty, rozdawali prezenty, malowali buzie, pilnowali ładu i spokoju. Dumni z okazanego zaufania i wyróżnienia. No i była to świetna okazja by sprawdzić ich wiadomości, pamięć i zaangażowanie w naszą pracę. Teraz przechodzili niezapowiedziany egzamin z uczestnictwa w przeprowadzanych zajęć.
Kiedy minęło pierwsze zaskoczenie, w mig zrozumiałyśmy, że jest to fantastyczna deska ratunku, kiedy w okrojonym składzie pojawimy się w dobrze już znanej szkole.
Każda sytuacja jest nowym doświadczeniem, wygrywa ten, który umie walczyć i z tej walki wyciągać korzyści i wnioski!