Czas jest szczególny, przygotowując się do Świąt, zamykamy zaległe sprawy tak, żeby Nowy Rok zaczynać z pustą listą zadań. Tradycją jest niepisaną ale często stosowaną, że przy okazji porządków, wietrząc szafy i przeglądając pudła, rozstajemy się z rzeczami, które przestają budzić dobre wspomnienia, tracą wartość emocjonalną, nie wzbudzają żadnych sentymentów więc z automatu dołączają do sterty klamotów, które tylko powiększają ilość zbędnych rzeczy.
Pragmatyzm życiowy i fundacyjny przydomek Mackwacz, połączone z umiejętnością sprzedażową zainspirował do utworzenia kilku bazarków. Opiekowały się nimi generalnie Ania i Wiola, ja tylko gromadziłam na nie przedmioty.
Rzeczy nowe ale i używane, takie z duszą, z przeszłością, niekiedy naznaczone zębem czasu, oferowałyśmy na Wiolinowym Pchlim Targu.
Koci interes pozyskiwania zasobów na karmę i leki tak fajnie zaczął prosperować, że i ja nabrałam odwagi by zacząć działać na grupie 5,10,15. No i załapałam bakcyla. Praca na bazarku wciąga jak hazard, jak łapanie kotów niemalże. Żeby osiągnąć cel, w tym przypadku zachęcić do kupna, trzeba troszkę popracować, ocenić rynek, klienta, jego możliwości i potrzeby, wtedy mamy szansę na sukces.
Co ma edukacja do działań stricte handlowych? – zapyta ktoś dociekliwy.
Otóż mają kilka wspólnych mianowników, a najważniejszym z nich jest oczywiście nieustanna nauka poprzez rozszerzanie wiadomości, nabywanie osobistej wiedzy.
Żeby interesująco prowadzić zajęcia edukacyjne, non stop się uczymy, czytamy medyczne periodyki, bywamy na kongresach, na szkoleniach, zmieniamy i doskonalimy ofertę dydaktyczną: wyszukujemy wciąż nowe malowanki i poprawimy prezentacje multimedialne.
Pamiętamy, że działając w obszarze zwierząt, niezmienne są tylko fundacyjne zasady i reguły, sposób łapania kotów i fakt, że dla nich wszystkie zgodnie działamy, by jak to mówi Ustawa zadbać o ich dobrostan.
Przepisy, nakazy, paragrafy. W tym aspekcie także zachodzą zmiany, zatem i na tej płaszczyźnie trzeba się uczyć i być na bieżąco, znając wszelkie poprawki i nowe regulacje.
Celem było leczenie kotów, świadoma adopcja, edukacja, a w efekcie czujemy się jakbyśmy nieustannie biegały do szkoły po kolejne nauki. Tak moi drodzy, żeby ten kombajn pod nazwą Kocia Mama funkcjonował bezkolizyjnie, my każdego dnia podnosimy swoje kwalifikacje.
Dlatego właśnie w czasie Świąt, mam kilka marzeń, a pierwszym z nich jest, by powstał mini kurs, jakieś niewielkie bezpłatne szkolenie pod tytułem „Jak przygotować się właściwie na przyjęcie Fundacji by w godnych warunkach wolontariuszki i koty mogły przeprowadzić edukację”.
Modne w obecnych czasach są szkolenie kupowane w internecie, gdzie krok po kroku, fachowcy z danej branży uczą nas obsługi maszyn i narzędzi, pokazują jak poprawnie przygotować się na spotkanie nowych kontrahentów, jak ubrany powinien być właściciel firmy, a jakie kanony mody królują w korporacji.
Dlatego marzy mi się by krok po kroku ktoś doceniający niesamowitą aktywność wolontariuszek Kociej Mamy, ich zaangażowanie w edukację, przygotował takowe szkolenie z informacją: wręcz nakazem: przed kontaktem z koordynatorką, koniecznie przeczytaj, przemyśl i zastosuj!
Zaczęłabym tak:
1. Witamy Gości, pytamy o herbatę albo inny napój stosowny do pory roku
2. Pokazujemy mini kącik socjalny przygotowany na czas zajęć, żeby nie targać po całej placówce garderoby, toreb, pomocy dydaktycznych i ciężkich kocich kontenerów
3. Przydzielamy osobę do asysty, by wolontariuszki z obłędem w oczach nie biegały szukając właściwej sali – nie musimy znać topografii każdej szkoły czy przedszkola
4. Dorośli korzystają z toalety, zadbajmy by i koty miały ten komfort, są przecież kociarze w placówce, zatem można na czas odwiedzin przygotować kuwetę ze żwirkiem
5. Pomagamy wolontariuszkom w zapanowaniu nad rozbawioną gromadą, wiadomo koty zawsze wzbudzają ciekawość, dlatego nie gadamy za plecami dość głośnym scenicznym tekstem, nawet jeśli kompletnie nie trawimy zwierząt, pamiętamy o dobrym wychowaniu.
I tak dalej, i tak dalej…
Legenda mówi, że życzenia wypowiadane z myślą o innych, w magicznym czasie Świąt, mają sprawczą moc. Więc mam nadzieję, że będzie podobnie jak z moim marzeniem o kocim inkubatorze, wypowiedziałam je kilka lat temu w podobnym czasie, przerażona faktem, przekazania nam maluchów bardzo nieporadnych.
Tym spotkaniem zamknęłyśmy cykl jesienny.
Było jak setki innych, ani lepsze, ani gorsze, raczej typowe. Dzieci przekrzykujące się wzajemnie, podniecone widokiem kotów.
Pracując na trzy zespoły, co stało się ostatnimi czasy częste, realizujemy program w tempie błyskawicznym, minimalizując tym samym stres, jaki wyjściem z domu wywołujemy u kotów. Każda nieznana im przestrzeń wywołuje niepokój, dlatego świadome tych ograniczeń, staramy się w nowych placówkach prowadzić zajęcia w rozbudowanym składzie.
Typowe jest wzmożone zainteresowanie mruczącymi gośćmi, szczególnie w tych obiektach, gdzie pojawiamy się po raz pierwszy. Świadome tych zachowań budujemy sobie odbiorców, ucząc właściwej komunikacji zarówno dzieci jak i ich nauczycieli, przygotowujemy ich do kolejnych spotkań, ustalamy reguły, stawiamy bariery komunikacyjne i wyraźne granice kontaktu, a wszystko to z troski o nasze ukochane koty.
Myślę, że w przypadku młodzieży klas starszych stosowne było by ich przygotowanie przed spotkaniem z Fundacją, cenna była by lekcja typowo informacyjna, w zasadniczy sposób ułatwiło by nam to pracę.
Teraz:
Pauzujemy do stycznia.
Odpoczywamy my i koty.
Zespół gromadzi pomysły, nabiera energii, dystansu, koi skołatane nerwy.
A co przyszłość przyniesie okaże się już niebawem!