Czas świąteczny, szczególnie ten okołogwiazdkowy, jak żaden inny nie kojarzy się z prezentami. Wiadomo, wszyscy kochają upominki drobne, ale i te dość bogate, wszystko zależy od zasobności portfela kupującego i potrzeb osoby, którą chcemy niespodzianką obdarzyć. Natomiast mnie, szefowej Kociej Mamy, niezmiennie każdego roku przytrafia się szalenie miła i zabawna sytuacja. To, że działamy nieprzerwalnie od ponad 20 lat nie zmienia faktu, że fundacja dla wielu pozostaje anonimowa i nieznana.
Każdego roku w okolicy Świąt Bożego Narodzenia, przeważnie szkoły organizują zbiórki karmy, rzeczy i wyrobów przeznaczonych do opieki, pielęgnacji i żywienia zwierząt, którymi opiekują się fundacje, stowarzyszenia czy schroniska. Jest to szalenie miła i pożyteczna tradycja.
W zależności od sympatii, znajomości i wiedzy o zakresie statutowego działania, wybierają organizatorzy bliską sobie organizację, taką, co do której mają niepodważalne przekonanie, że nic z darów nie zostanie źle spożytkowane czy zmarnowane.
Przeważnie, kiedy już zbiórka dobiega końca, organizatorzy rozglądają się w branży i konsultują między sobą, dla której formacji staną się tym razem Świętym Mikołajem.
Wielu z nich zostało dość skutecznie zrażonych do przekazywania wsparcia schroniskom. Do momentu, kiedy nie podjęte zostają rozmowy dotyczące przekazania, ludzie żyją w słodkiej nieświadomości, jakie ograniczenia to właśnie przyszły obdarowany nakłada na hipotetycznego darczyńcę. I wtedy na szczęście dla nas pęka bańka nieświadomości. Mało kto wie, że schroniska finansowane są z budżetu miasta. One nie muszą zabiegać o produkty, mające zapewnić zwierzakom wszystkie aspekty związane z pobytem w tejże placówce. Inaczej sprawa ma się z prywatnymi organizacjami, ich kondycją i poziomem zaopiekowania przyjmowanych zwierząt nikt z władz miasta czy gminy nikt się nie przejmuje. Całość kłopotów spędza sen z powiek Zarządowi, Prezesowi i Radzie Nadzorczej. Nie mają pomysłu na pozyskiwanie darczyńców, zamykają organizacje, chcąc uniknąć prywatnych kłopotów finansowych.
Organizacje prywatne, a takową też jest Kocia Mama, szanują każdego, kto tylko zechce pomoc zaofiarować. W tym roku powtórzył się, po raz nie wiem który, scenariusz dla mnie szalenie korzystny. Powiem wprost, mamy kolejnych darczyńców na pokładzie.
Kilka dni przed Wigilią zadzwoniła szalenie miła pani Beatka, nauczycielka ze Szkoły Podstawowej numer 7 w Łodzi, z zapytaniem czy fundacja przyjmie zebrane dary, ponieważ społeczność chce nam pomóc z dwóch powodów, pierwszym jest lokalizacja blisko szkoły, a drugim, moim zdaniem znacznie ważniejszym, jest fakt, że organizatorzy już kiedyś pomagali schronisku, więc tym razem wybrali inną opcję.
Schronisko nie przyjmuje darów w trybie: jak leci. Mają określone wymagania. Mnie cieszy każdy produkt, bo jeśli nie spożytkuję w codziennej kociej pracy, to dobre jakościowo rzeczy sprzedam jako fanty na Pchlim Targu albo przekażę dalej innym prowadzącym prywatne zwierzęce biznesy, jakimi są hotele czy przytuliska.
Przy okazji świątecznych życzeń, zdążyłam swoim zwyczajem zaproponować spotkanie edukacyjne oraz wręczyć nasze cegiełki charytatywne czyli kocie kalendarze. Zaskoczyłam swoim zachowaniem panią Beatkę, ona niczego w zamian się nie spodziewała, składając wizytę w siedzibie. Dla mnie odruchem bezwarunkowym jest podziękowanie. Nie lubię być tylko biorcą. Sądzę, że wybierając Kocią Mamę nawet się nie spodziewała, jakie będą automatycznie konsekwencje. Z nami nigdy nie jest schematycznie, odmiennym pojmowaniem i realizowaniem wolontariatu zjednujemy sobie sympatyków i przyjaciół. Swoją otwartością, swobodną komunikacją, zyskujemy coraz to nowe ośrodki, które uzyskują dla nas pomoc. Od tej wizyty, krótkiej, szybkiej, kompletnie inną wiedzę o naszej aktywności ma kobieta, która też, jak my, kocha koty i z troski o los tych środowiskowych aktywizuje dzieci i młodzież i zachęca do pomagania. Dziękujemy za super prezenty.