Temat fundraisingu powraca za każdym razem kiedy publikuję informację o formie pomocy.
Wiem, że w czasie, kiedy niezwykle trudno zabiega się o najmniejszą nawet darowiznę, mając w świadomości mój dość określony mówiąc oględnie charakter i styl prowadzenia organizacji, często ludzie zadają sobie i mnie pytanie: „Dlaczego akurat Tobie wszyscy tak chętnie pomagają?”
Nie jestem skora do wchodzenia w dziwne układy, unikam jak ognia wszelkiego kumoterstwa, walę prawdę prosto z mostu, co często wprowadza ludzi w dość duże zakłopotanie, ale czynię to z rozmysłem, nawiązując do ich zachowania, ponieważ to oni swą bezczelnością pierwsi przekroczyli granice poprawności, więc automatycznie zwalniają innych z obowiązku zachowania pozorów.
Fundacja ani żadna z pracujących w niej wolontariuszek nigdy nie prowokują konfliktów, sporów czy też zatargów.
Sytuacja jest dość delikatna, bowiem jako Szefowa Fundacji szalenie jestem wdzięczna każdej osobie za pomoc. Są tacy, którzy wybierają anonimowość, są tacy, którzy wspierają okazjonalnie, ale jest rzesza tych, którzy związani są zawodowo pośrednio z tematyką zwierząt, rozumieją jak trudnym zadaniem jest zapewnienie pracy na poziomie podobnym do Kociej Mamy.
Tym razem nie mam tylko na uwadze ruchów dotyczących zabezpieczenia płynności pracy w DT, bardziej myślę o kondycji finansowej będącej gwarantem możliwości podjęcia interwencji.
Generalnie każda forma zabezpieczenia kota bądź mruczącej rodziny, kończy się i zaczyna wizytą w lecznicy. Za tym faktem oczywiście płyną dość wysokie faktury. Nie ma innej drogi, by Fundacja mogła faktycznie realizować postulaty zapisane w Statucie. By mogła włączać się okazjonalnie w opiekę tych będących pod codzienną kontrolą rzeszy kociarzy.
Realna pomoc w postaci sukcesywnie przekazywanej karmy, ma dla mnie największe znaczenie.
Dlatego też co rusz wręczamy stosowne Mruczące Gratulacje. Zrozummy wreszcie, nikt nie ma obowiązku bycia społecznym, to od początku jest aktywność wyróżniającą ludzi spośród każdej grupy.
Żadne apele, namowy, prośby, groźby czy obietnice nie wywołają reakcji u kogoś, kto jest głuchy na podły los zwierząt bezdomnych.
Tym bardziej doceniam wiadomości od Jacka, kierownika sklepu Kakadu, te gromadzone przez nich dary, które generalnie zasilają fundacyjne lecznice i kociaki w nich hospitalizowane.