projekt

O paradoksach, związanych z pracą fundacji, wspominałam nie raz. Najbardziej kuriozalny jest fakt, iż działanie w trybie non profit automatycznie wykluczało nas z jakiejkolwiek finansowej pomocy przy rozpatrywaniu grantów, ogłaszanych przez różne urzędy.
Raz tylko udało nam się zdobyć wsparcie, ale działo się to kilkanaście lat temu i dostrzegła naszą pracę organizacja hiszpańska, przeznaczając nam pieniądze na operacje kostne. Była to zasługa Darii, która specjalizuje się w pisaniu projektów.

Wiemy od zawsze, że w tej fundacji mieszają się zadania i przenikają się płaszczyzny. Aptekarki pomagają wynaleźć na terenie miasta niedostępne leki, moja firma od lat wspiera szkołę przyszpitalną, a wolontariuszki, jeżdżąc po Łodzi, przerzucają przy okazji i po drodze kocie artefakty. Nie ma pustych kursów, jeżdżenia bez sensu, marnowania czasu czy energii. W tej fundacji wszystko zgrabnie działa, spina się czasowo i zadaniowo. Zbyt wiele mamy jednocześnie prowadzonych projektów, żeby celebrować każdą interwencję jako tę najważniejszą. Wszystkie, które tylko są prowadzone, mają dokładnie ten sam niezmienny schemat: rozpoczyna się i kończy kosztem minimalnego nakładu czasu. Rozwlekanie, przeciąganie nie wróży sukcesu, tylko zniechęcenie.

To, że nie kwalifikowałyśmy się dotąd do udziału, nie oznaczało, że Daria tkwiąca mocno w temacie, nie miała ręki na pulsie. Zawodowo utrzymuje się przecież z pisania właśnie projektów.
Specyfiką naszej pracy jest to, że każdy wolontariusz związał się z Kocią Mamą kierowany miłością do kotów, potrzebą pracy społecznej, wykazaniem i spełnieniem się nie tylko w zadaniach związanych z wykonywaną pracą, pasją czy rodziną. Trudno to zjawisko jednoznacznie nazwać, ponieważ inaczej działa się i realizuje zadania, kiedy są częścią składową wynikającą z etatu, a kompletnie inaczej, kiedy jest to wyłącznie kwestia dobrej woli. Mam ten komfort, że nie muszę nikogo ponaglać, każdy wie za jaki odcinek jest odpowiedzialny.
Kilka tygodni temu Daria zapytała, czy interesuje nas konkurs ogłoszony przez Urząd Wojewódzki pod tytułem „Moce nadłódzkie”, dedykowany społecznikom.
Tym razem nie było dziwnych ograniczeń, że jest dedykowany tylko tym, którzy posiadają płatne etaty.

– Masz świadomość, że ciebie poproszę o przygotowanie projektu?- momentalnie uprzytomniłam wolontariuszce, że moja rola sprowadzi się tylko do udzielania potrzebnych informacji i ewentualnie konsultacji.
– Oczywiście- odpowiedziała ze stoickim spokojem- napiszę projekt, jak zwykle.
Wszystko od początku do końca sama pilotowała, ja podawałam tylko liczby i podsyłałam pomysły.

Tym razem dostałyśmy budżet przeznaczony, oczywiście, na edukację. Prawdę mówiąc wolałabym na operacje kostne, ale skoro były określone tematy, wybrałyśmy ten, w którym jesteśmy dobre.

Sukces odniosła Daria, to ona przecież zgrabnie ominęła wszystkie biurokratyczne pułapki, ograniczenia, utrudnienia. Słabo mi się robi, kiedy pomyślę, jakie wymagania spadają na organizacje, które pracują charytatywnie. Przecież fakt, że organizacja działa bez ponoszenia wydatków na etaty, powinien obligować do wspierania nas, a nie rzucania kłód pod nogi. Tym bardziej, że Kocia Mama wszystkie kwestie finansowo – prawne ma przejrzyste, uregulowane na bieżąco i w dodatku sumiennie publikuje wyniki i osiągnięcia na stronie internetowej.

Przykro mi troszkę było, że autorka projektu nie mogła wraz ze mną uczestniczyć w gali wręczania symbolicznych czeków. Jak zwykle w naszym zwyczaju, poprosiłam inną wolontariuszkę, by mi towarzyszyła, bowiem w tej fundacji nie ma tylko jednej gwiazdy.
Lubię swoje wolontariuszki, każda jest specyficzna i jedyna w swoim rodzaju, przez co praca z nimi ani przez moment nie jest nudna, a wręcz przeciwnie. Myślę, że ta moja specyficzna aura przyciąga do Kociej Mamy istoty dokładnie z mojej dość nietypowej bajki.

Dodać muszę, bo nie byłabym sobą, że w gronie wyróżnionych grantami, tylko nasza fundacja reprezentuje zwierzęcą branżę, byłyśmy jedyne, które zdobyły dotację na zwierzaki.
Dlatego ten rok będzie trudny, musimy ten budżet wypracować. Edukacja akurat, tak jak interwencje, jest naszą mocą stroną, dlatego cały zespół edukacyjny będzie miał pełne ręce roboty.
Przygotowania do kampanii idą pełną parą. Obie z Kasią umawiamy spotkania, Ania wymyśla dodatkowe materiały dydaktyczne, w planie mamy warsztaty i zajęcia plastyczne.
Fajnie się złożyło, że udało nam się zdobyć pomoc finansową akurat na cel, który jest jednym z priorytetowych od początku działania organizacji.

Zachęcamy różne placówki, nie tylko szkoły i przedszkola, do zgłaszania się do nas. Świetlice środowiskowe, domy dziecka, ośrodki dla osób starszych i chorych. Kocia Mama chętnie zagości w nowych miejscach, jesteśmy kreatywne i świetnie akceptujemy oraz odnajdujemy się w każdych przestrzeniach, dokładnie tak, jak potrafią to koty.