Adopcje są podstawą pracy każdej organizacji zajmującej się zwierzętami. Dotyczą bezwzględnie każdego, zarówno tych opiekujących się kotami, psami, końmi jak również fretkami. Nie ma żadnej różnicy w trybie czy sposobie zadawania pytań przedadopcyjnych. Wszyscy tymczasowi opiekunowie kierują się autentyczną troską o los ratowanego zwierzaka.
Opieka FKM poszła o krok dalej, i w tym temacie wyprzedziłyśmy innych, bowiem od kilku lat drukujemy swoje książeczki zdrowia, zarówno kocie ale i dla sporadycznie trafiających pod naszą opiekę psiaków.
Zwierzęta opuszczające pokład FKM do końca swoich dni są dla wszystkich czytelne, bowiem dokument fundacyjny z logo, wyraźnie wskazuje gdzie są ich korzenie. Nie mam wiedzy, czy jest jeszcze inna zwierzęca organizacja, która tak mocno identyfikuje się ze swoimi zwierzakami.
Rozmowy towarzyszące adopcji, mają na celu wybranie optymalnie najlepszych warunków ale nie tylko lokalowo-bytowych. Mam świadomość, że sposób życia rodziny i rodzaj konsumpcji wpływ ma budżet domowy, ale w przypadku zwierząt o tak skomplikowanej sferze psychicznej, ważniejsza dla mnie jest relacja jaką nawiąże przyszły opiekun z kotem.
Dużo prawdy zawarte jest w twierdzeniu, że można być bardzo samotnym w pałacu gdzie aż kipi od luksusu i złota. Pamiętać należy: Kot musi mieć swojego człowieka, osobę, której popatrzy w oczy i wie, że Ona Go rozumie.
Od zawsze żyję z kotami kalekimi. Uważam, że dla kota mniejszym dyskomfortem jest kalectwo, powiedzmy amputacja łapy czy oka, niż trauma, którą wywoła zła relacja z człowiekiem. Koty są niezwykle delikatne psychicznie. Pamiętam jak odzyskiwałam jako człowiek zaufanie Leona, jak uczyłam odwagi Adolfa. To cięższa praca niż podłączanie kroplówki czy zmiana opatrunku po nawet drastycznej amputacji.
Mamy i na polu adopcyjnym ogromne doświadczenie. Nie musimy oddawać zwierząt pochopnie, w kiepskim standardzie. Pakiet adopcyjny to komplet odrobaczeń, szczepienie, jak trzeba i zabieg wykluczający rozmnażanie.
Fundacja Kocia Mama nie spoczywa na laurach, nas nie satysfakcjonuje stagnacja, promujemy rozwój, zdobywanie nie tylko nowych doświadczeń, ale rozwijanie organizacji poprzez podnoszenie standardów.
Podstawą każdej organizacji jest budżet. To przykra i okrutna prawda. Od menadżera zależy na ile umie pozyskać darczyńców i sponsorów wspierających działanie firmy, którą reprezentuje.
Pamiętać trzeba, że kredyt zaufania mamy tylko podczas negocjacji wstępnych, potem, by się uwiarygodnić, należy przedstawić rzetelną analizę działań. I tu się zaczynają pierwsze niedomówienia, które z reguły usztywniają bądź zniechęcają darczyńcę czy sponsora, bowiem gdzieś się te dotacje rozmywają, spożytkowane nie do końca zasadnie i z pierwotnym przeznaczeniem.
Darczyńcy stali, sprawdzeni, są bezcenni. Fakt bycia ich z nami to deklaracja ale i potwierdzenie, że popierają nasze działanie, decyzje, tryb zarządzania, politykę rozwoju firmy.
Druga grupa niezwykle cenna, to grupa rękodzielniczek, ale i tych sprzedających wyprodukowane czy powierzone fanty.
Trzecią formą pozyskiwania funduszy jest wsparcie adopcyjne, które adoptujący może wpłacić na konto. Jest oczywiście i inna forma: można przekazać nam karmę dla tych, które czekają w DT.
I tu niestety zaczynają się z reguły kłopoty. O ile od Fundacji wymaga się zabezpieczenia kociaka na wysokim poziomie, to już prośba o darowiznę klasyfikowana jest w kategorii wymuszania. Wiele osób momentalnie rezygnuje z adopcji, twierdząc, że łaskę robi zdejmując z nas obowiązek karmienia kota. Inni proponują symboliczną złotówkę, kierując się przesądem.
Otóż, chcę wyraźnie powiedzieć: po to założyłam Fundację, by dbać o los kotów, nie tylko w czasie, kiedy przebywają pod naszą opieką. Wszyscy Ci, którzy adoptowali szczególnie moje koty kalekie, wiedzą, że opieka i troska Kociej Mamy nie opuszcza ich mimo, że mają swoich nowych opiekunów. Nadal, jak się zobowiązałam w dniu podpisania umowy, jestem pomocna w każdym niemal problemie. Pamiętamy historię Ramzesa, kociaka o którego oczy toczyła się batalia, znalazł się dla Niego dom, adopcja odbyła się trzy lata temu, ale zgodnie z daną obietnicą, zapłaciłam w tym roku za zabieg korygujący, który ewidentnie poprawi kota kondycję zdrowia i zmniejszy częstotliwość powracania kociego kataru.
Cieszę się, że mimo tylu lat pracy, tysięcy uratowanych kocich istnień, nadal znajdują się chętni by pokochać fundacyjnego mruczka, ale proszę, nie odrzucajcie wiedzy, że bez wsparcia ja nadal mogę na tym poziomie pracować. Z mojej czy wolontariuszek strony nie rejestruję żadnego zaniechania, sumiennie pełnimy społecznie misję, a odmawianie kotom wsparcia, to jest droga niestety prowadząca do upadku i zamknięcia Organizacji. Mam świadomość, że właściwie to na upadek składają się w równym stopniu niegospodarność jak i brak wsparcia adopcyjnego.
Gdybym oddawała do adopcji koty chore, gdybym przerzucała koszty operacji czy rehabilitacji na nowych opiekunów, nie śmiałabym napisać tego tekstu.
Każdy, kto adoptuje od nas kota, ma przekazaną wiedzę odnośnie stanu faktycznego zdrowia, ale i charakteru i upodobań zwierzaka i ma ponadto zapewniony komfort, że jeśli kot zdecyduje, że ta adopcja nie jest przez Niego zaakceptowana, wraca ponownie do Fundacji.
Nigdy nie zrozumiem klucza na podstawie którego postępują niektórzy adoptujący koty.
Często są wykształceni, więc teoretycznie można się po nich spodziewać wiedzy o tym jak działa organizacja non-profit i jak ważne jest dla niej każde, nawet najmniejsze wsparcie finansowe. Ponadto sami często mają więcej niż jedno zwierzątko w domu, znają więc poziom kosztów związanych z codzienną obsługą ale i koniecznymi badaniami, profilaktyką. Mimo to wiedząc, że przez Fundację przechodzi ponad 400 kotów rocznie zwyczajnie oszukują, finalnie uchylając się od zobowiązań.
W przyrodzie musi panować równowaga, zatem jest i miła memu sercu grupa, którą stanowi Ci, którzy wspierają nasze działania z wdzięczności za wyleczonego, zoperowanego starego kota, który kiedyś tam pojawił się na ich drodze.
Oni nie wymyślają głupot w stylu „Powinna pani napisać projekt unijny, albo prośbę do urzędu miasta o przyznanie budżetu na cele statutowe, są inne metody pozyskania środków, działacie panie mało nowocześnie!” Przychodzą i pomagają na miarę swoich możliwości, bo w życiu są wartości, których nie kupi się za żadne pieniądze, a do nich między innymi należy prawda i uczciwość.
Nigdy nie lubiłam stękać o pieniądze i nadal nie będę tego robić. Jest nas dużo, jesteśmy nauczone pracować na rzecz kotów. Napisałam o tym jak traktują nas ludzie, bo uważam, że obserwujący naszą aktywność, zrozumieją teraz dlaczego z taką konsekwencją działamy na kociomaminych bazarkach.
Ta wiedza powinna też nieść inne przesłanie: na tyle pomagamy na ile mamy zasobów. Muszę dbać o stabilność Fundacji, nie mogę się przerzucić z wydatkami, nasza wypłacalność jest warunkiem pomagania. Dlatego wszyscy Ci, którzy nie otrzymali pomocy zgłaszając interwencję, powinni wiedzieć, że w dużej mierze winę ponoszą nieuczciwi adoptujący.
Bardzo egoistyczna i aspołeczna postawa!