Pracujemy dla nich wspólnie

Potrzeba zawsze jest matką wynalazków i dobrych pomysłów. Kiedy budżet niepokojąco znika, nie biadolę, nie zamykam przyjęć, nie odmawiam tym operacyjnym, natomiast uruchamiam wyobraźnię i szukam nowych źródeł pozyskania przychodów. Od zawsze tak było w moim przypadku, nie chowam się, gdy jest problem bądź sytuacja kryzysowa, ale działam. Mnie problemy nie podcinają skrzydeł, nie motywują negatywnie, bo wiem, że w życiu jeszcze nie jedna burza mnie czeka.

Żaden marynarz nie przetrwałby sztormu gdyby biernie poddał się sytuacji. Walka wpisana jest w nasze życie od pierwszej chwili, gdy się na tym świecie pojawimy. Jaką ona ma twarz zależy najpierw od otoczenia i najbliższych, a potem od nas samych.

Prowadząc organizację mającą za cel pomoc kotom, dziwne by było zachowanie nawołujące do waśni, sporów, kłótni. Z odrobiną zażenowania patrzę jak uprawiają hejt liderki podobnych pro zwierzęcych organizacji. Zastanawiam się, jak godzą takie sytuacje od strony moralnej. Od pewnego czasu obserwuję, jak zaciera się granica między prawdą a fałszem, jak dla poprawności politycznej przymykane są oczy na naganne zachowania, a niedomówienia i półprawdy coraz częściej kończą dyskusje i ustalenia.

Na szczęście mnie tak ukształtowało otoczenie, że czarne nazywam czarnym i nie umiem przymknąć oczu na brzydkie zachowanie obojętnie jakiego dotyczy aspektu naszego życia.
Profit jeszcze jeden to czynnik szalenie ułatwiający wszelkie komunikacje, nie muszę składać zapewnień uwierzytelniających nawet dziwne decyzje, jest to wypadkowa podawania prawdziwych komunikatów.

Kiedy kilka tygodni temu napisałam apel, że poszukuję szwaczek w wolontariacie, automatycznie Agnieszka z Martą, fundacyjne rękodzielniczki zapytały:
– A jaka potrzebna jest forma?
– Mam pomysł – podzieliłam się z nimi – Uszyjemy kocie i psie ocieplacze na okna. Zima idzie, materiał jest, wypełniacz też, są ozdoby.

Zgłosiły się dwie dziewczyny sympatyzujące z Fundacją, ruszyła praca.
Taśmowo szło: Iza z Mamą szyły, Amelka z rodziną wypełniała, Agnieszka z Martą ozdabiały, ja sprzedawałam.
Zatrybiło!

– Nie damy rady w tym tempie ozdabiać, działamy już w temacie KotoManii, produkujemy lalki na statuetki – martwiła się Marta.
– Spokojnie, coś wymyślę.

– Magda, mam kocie ciała do ozdabiania… – zaczęłam pewnego wieczoru.
– Nie bardzo rozumiem…
Opowiedziałam nad czym teraz pracujemy.
– Ty i ten Twój czarny humor, kiedyś dostanę zawału serca! Ale pomysł fajny, dasz mi trochę?
– Jasne, wyślę Dorotkę, będzie u mnie w piątek zawiezie Ci worek. Będziecie miały roboty do wiosny, teraz są koty, szyją już psy, będą też rogale pod szyję.
– Chyba nie zrobisz jej takiego psikusa jak mnie?
– Ależ oczywiście, że zrobię! Przecież znasz mnie, nie odmówię sobie takiej przyjemności!

I tym oto prostym sposobem moja kochana doktor po godzinach, wraz z Mamą i Siostrą gawędząc, ozdabia koty na sprzedaż.

Pożyteczna manufaktura rękodzielniczek działa wspierając Kocią Mamę.
Zawsze uda nam się spaść na cztery łapy jak się ma takie zaplecze dobrych przyjaciół. Taka mała optymistyczna opowieść o tym jak to zgoda i prawda buduje, a fałsz i kłamstwo rujnuje!