Edukujemy konsekwentnie od 9 lat, systematycznie niemal każdego tygodnia, z zaangażowaniem w pracę i za każdym razem z taką samą sumiennością. Zima czy lato, deszczowo czy słonecznie, daleko na obrzeże miasta czy całkiem blisko na sąsiednią ulicę, pakujemy koty, nawet gdy nie chcą, zabieramy kolorowe kredki i farbki, drukujemy malowanki i zaopatrzone w fundacyjne gadżety, jedziemy.
Zawsze jest obawa, kto tym razem nas zawiezie? Czy szkoła zbierze obiecaną karmę? Czy będzie miło i serdecznie czy tylko politycznie poprawnie, kulturalnie ale z dystansem?
Fama już w mieście się rozniosła, że świetnie prowadzimy zajęcia, profesjonalnie i kreatywnie. Przeobrażeniu uległ sposób pojmowania funkcji, jaką mają spełniać przeprowadzane zajęcia. Celem jest zmieniać świadomość, uczyć właściwych relacji, szacunku i miłości. Dlatego my musiałyśmy przede wszystkim nauczyć się panować nad własnymi emocjami, wrażeniami oraz przewartościować oczekiwania.
Przez lata i my nabrałyśmy dystansu do tego, co robimy. Sądzę, że to jest wreszcie właściwa postawa. Nie oczekujemy pochwał, zachwytów, słów uznania czy podziwu. Za to staramy się być rzetelne i kompetentne, by dzieciakom przekazać sens i ideę naszej kociej misji.
Żeby zajęcia eukacyjne uznać za udane, musi niestety być spełniony jeden najważniejszy czynnik: bardzo ważna jest ekipa, z którą udaję się na spotkanie. Otóż w tym przypadku nie da się pracować indywidualnie, jest to wręcz wykluczone. Przy gromadzie zachwyconych widokiem kotów dzieci nie czas na dyskusje. Grupa bywa czasem bardzo zajmująca i żeby edukacja była płynna i sprawna, musimy współdziałać, wspierając się wzajemnie.
Bardzo lubię, gdy na edukację chęć uczestnictwa zgłaszają przyszłe matki, jest to najlepsza forma przekazu cennych informacji. Od razu, wręcz automatycznie, podnoszony jest temat toksoplazmozy, zachowań kota wobec nowego domownika, podziału ról wśród domowników w czasie kiedy czekamy na małą istotkę.
W przedszkolu na Jesionowej gościła już Kocia Mama. Wrażenie widać było miłe, więc po roku ponowiono zaproszenie, tak też często bywa. Pojawiamy się raz i jeśli relacje są dobre, współpracujemy przez kolejne lata prowadząc ciekawe, pełne atrakcji zajęcia z uwzględnieniem predyspozycji obecnych dzieci. Każdy, kto obiektywnie oceni naszą pracę, dostrzega walory prowadzonej kompleksowo edukacji. Nie zasklepiamy się wyłącznie w tematyce kociej. Kot jest tylko hasłem wywoławczym do zajęć plastycznych, manualnych, rytmicznych.
Czy to spotkanie było wyjątkowe? Myślę, że odrobinę tak. Pracowały tym razem bez większych sprzeciwów 4 koty, dzieci miały możliwość poznać różne rasy, kolory futer i co najważniejsze, rozmaite ich charaktery. Zdystansowany, stateczny, świadomy swej siły Leon, młody, ciekawski, wiercipięta Iwan i dwie kotki Renatki – dystyngowana Leila i barankująca Ma Mi zwana pieszczotliwie Mimolkiem.
Urok, jaki roztaczają koty, na wszystkich działa pozytywnie. Do tego dołożyć trzeba dość rozległą wiedzę fachową, wzbogaconą opowiadaniem historii, jakie się rozgrywają w domach tymczasowych i zawsze edukacja kończy się sukcesem. Uśmiechnięte buzie dzieci, życzliwość nauczycielek, słowa sympatii na pożegnanie i wymuszenie obietnicy, że za rok ponowne zajrzymy.
Po raz kolejny wracałyśmy zmęczone ale szczęśliwe. Żadna już nie pamięta porannego pośpiechu, nerwowego spoglądania na zegarek, odrzuconych uporczywie dzwoniących telefonów. Jedna edukacja w tygodniu, a po drodze tysiące atrakcji spędzających sen z powiek mnie i Renacie. Na tyle już okrzepłyśmy, że nie panikujemy, szczególnie w temacie transportu. Fakt, że zawiozła nas Daria nie oznaczał wcale, że zrobi to też po edukacji.
– Z kim wrócimy?- zapytałam
– Ja nie dam rady, mam full pracy, wiesz jak dzieciaki są w przedszkolu odrobina spokoju i szansa na skupienie. – odpowiedziała Daria
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
Popatrzyłam na Renatkę.
– Masz jakiś pomysł ?
– Ania albo Maciek?
– Maciek – odpowiedziałam patrząc na ilość zebranej karmy, 4 koty i Basię z Michałkiem. Trzeba zadbać o bezpieczny ich powrót…