Pamiętamy straszne wydarzenie, jakim była napaść na Ukrainę. Abstrahując od polityki, od ludzkich dramatów, które stały się udziałem toczących się działań, nawiążę jak zwykle do tematu dla mnie ważnego, a mianowicie kocich losów. Pamiętamy dokładnie, jak zachowała się wówczas fundacja, przejęta była tragedią i losem nękanych, jednak ani na moment nic nie było w stanie zastraszyć nas tak, żebyśmy sparaliżowane zaniechały działania. W ramach pomocy, przypomnę, bo takie wiadomości szybko wychodzą z głowy, wypierane przez tysiące innych błahych wieści, Kocia Mama przyjęła pod swoje skrzydła 100 sierot, a 50 uchodźcom kocim, którzy uciekli z opiekunami, pomogła w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości, czyli opłaciła leczenie, szczepienie, kastrację czy wydała wyprawkę.
Nikt nam za to nie dawał laurki, a naszą pomoc potraktował tak, jakby wszyscy pomagali na takim poziomie. Wdzięczne było ukraińskie społeczeństwo mieszkające w Polsce, oni z uznaniem mówili o naszym wyczynie, inni pomijali milczeniem, bo sami się na podobną akcję o takiej skali nie odważyli.
Czy jestem rozgoryczona tym faktem? Nie. Gdybym miała podjąć raz jeszcze taką decyzję, nie wahałabym się ani przez moment. Są rzeczy ważniejsze w życiu niż snobizm, mierność i własne wybujałe ego. Od lat powtarzam, że akurat mój wolontariat nie jest zabawą, kaprysem czy zachcianką i szukaniem atrakcji, to jest misja w pełnym tego słowa znaczeniu i przykłady to potwierdzające dokumentują ten stan codziennie.
Neptun to kot w bliżej nieokreślonym wieku. W przypadku uchodźców bez dokumentów pewne kwestie można wysnuć wyłącznie na podstawie domysłów czyli oceny wynikającej ze stanu, w jakim są zęby, jakość futra, wielkość kota. Tylko w przypadku Neptuna trudno byłoby mieć wymienione czynniki za wiarygodne, ponieważ jest osobnikiem o mocno nadwyrężonym zdrowiu poprzez infekcję, na jaką chorował, czyli ostrą formę kociego kataru.
Przyjechał do nas w pierwszym transporcie. Testy pokazały dodatni Felv, więc automatycznie nie kwalifikował się do tradycyjnej adopcji, a także, jako kot, na dokocenie. Dom mu znalazłam fajny, jest bardzo kochany i rozpieszczany, ale niestety nieustannie jest na utrzymaniu fundacji czyli dołączył do kotów wirtualnych. Mieszka sobie otoczony czułością z Józią i Danusią. To moje wolontariuszki weteranki, znamy się i działamy na rzecz kotów od prawie 30 lat.
Pewnego dnia otrzymałam wiadomość, że Neptun mruży zmienione przez koci katar oko. Konsultacja okulistyczna, na którą się udał zaraz po przyjedzie z Ukrainy, nie zaleciła czyszczenia oczodołu czy usunięcia tego, co pozostało po gałce ocznej, Lekarz uznał, szacując stan zdrowia i fakt, że nic się nie działo, że ingerencja w znieczuleniu nie jest w tym czasie procesem niezbędnym.
Minął ponad rok, kot zmężniał, odżył, przybył na masie, stał się rozpieszczonym przytulakiem.
Informacja przekazana przez Danusię była niepokojąca, dlatego natychmiast wskazałam klinikę na wizytę.
Okazało się, że oko wchłonęło się samoistnie, ale pozostałości wywołały infekcję i zapalenie, trzeba było oczyścić oczodół natychmiast.
Koty białaczkowe są specyficzne, źle znoszą ból i stres, dlatego wszystkie bodźce negatywne trzeba eliminować od ręki. Jeszcze tego samego dnia wieczorem przeprowadzono korygujący zabieg.
Kot przechodzi rehabilitację w domu pod czujnym okiem obu opiekunek. Mnie jak zawsze zostaje faktura do opłacenia, w czym, też tradycyjnie, pomogą mi Sympatycy i Przyjaciele fundacji.