– Nie będzie mnie ponad tydzień – zameldowała Maryla- komu przekazać interwencję sprzed chwili? Dostałam sms od naszej wolontariuszki, która sygnalizuje, że jest dość kłopotliwa sytuacja na Widzewie i pyta do kogo przekierować.
– Przeczytaj – poprosiłam.
– Ja wezmę – szybko zdecydowałam – Jedź, odpoczywaj, muszę Joannę dopytać o tę interwencję bo coś mi świta w głowie.
Wiadomość była alarmująca. Dotyczyła prośby o przyjęcie i zabezpieczenie kociąt. Ktoś otruł matkę , zostało kilka małych smarków. Zgłaszająca karmicielka jest schorowana, jej koleżanka umarła nagle i została sama z opieką nad kotami bytującymi w kilku różnych miejscach.
– Asiu, gdzie jest konkretnie to miejsce? W jakim wieku maleństwa, znasz jakieś konkrety?
Okazuje się, że to nie była informacja z pierwszej ręki. Nie lubię zabawy w głuchy telefon, to źle wróży interwencji.
– Najlepiej podaj pani do mnie kontakt tak będzie najrozsądniej.
Moje doświadczenia z oceną przez karmicieli wieku kociaków są różne, przeważnie jednak kompletnie źle oceniają, bywa, że zgłaszane maluszki to pół dzikie pięciomiesięczne czorty czmychające przed nami w popłochu.
Ten dzień powinien nazywać się sukces nie poniedziałek! Wszystko spinało się jak po sznurku.
Pani potwierdziła moje przypuszczenie, robiłam już w tym miejscu porządek z kotami 16 lat temu. Przypomniałam sobie imiona mieszkających tam kociar, problemy z jakimi wówczas do mnie trafiły.
Historia się powtarza niestety i to ta zła. Wtedy też otruta była kotka matka, a maluchy znacznie starsze przepędzono z piwnicy zamykając okienko. Siedziały zdezorientowane pod zaparkowanymi autami. Odłowiłam wszystkie, zabrałam do kociej grupy opiekunek.
Matki, te które za radą pań z Tozu karmicielki trzymały na środkach antykoncepcyjnych, wyłapałam i zawiozłam do schroniska na zabiegi. Naiwnie sądziłam, że pokazałam im dobre, warte naśladowania zachowanie. Myliłam się.
Minęło 16 lat od tamtych pobytów na Widzewie. Założyłam Kocia Mamę i edukuję promując dobre zachowania, a tam czas jakby się zatrzymał. Nie wyciągnięto żadnych wniosków, zmarnowano moją aktywność. Kotki nadal dostają tabletki antykoncepcyjne, w dobie gdzie od kilku lat działa kastracyjny program, a opiekunowie mogą liczyć na wsparcie fundacyjne sprzętowo i logistycznie.
Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy wraz z Asią szłyśmy na rekonesans. W zamyśle miałam poznać teren i nakreślić sposób interwencji, w rzeczywistości, dzięki bardzo dobrym okolicznościom, wyszłyśmy z piwnicy z pudłem, w którym siedziały odłowione kociaki. Na szczęście dla nich. Oczy już zajęte kocim katarem, faktycznie małe, bo dopiero wchodzą w szósty tydzień bez pomocy człowieka umarłyby na bank.
Do szału doprowadzało mnie biadolenie kobiety.
Zapytałam wprost:
– Jak ja mam walczyć o koty? O ich prawo do bycia w tych piwnicach? Jak mam przekonać lokatorów by nie robili im krzywdy? Tu śmierdzi! Nie mam prawa oczekiwać, by lokatorzy godzili się na ten brud.
Kipiałam z gniewu.
To był ostatni dzwonek by pomóc maluchom. Otruta albo zabita matka , małe nie umiejące jeść, bardziej przypominały szkielety niż puchate kuleczki jakimi powinny być w tym wieku. Nic nie zmieniło się w mentalności mieszkających tam kociar. Od zawsze grzmię, że opieka nie sprowadza się wyłącznie do postawienia miski. Nawet ta miska powinna być czysta! Nie można tego smrodu, wynikającego z niechlujstwa opiekunki, tłumaczyć podeszłym wiekiem. Tam zawsze panował taki brud.
Asia popatrzyła na mnie zdziwiona, bowiem zanim jeszcze weszłyśmy do piwnicy, stojąc przed klatką rzuciłam pytanie:
– Czy nadal utrzymany jest ówczesny syf?
Nie ma w tej sytuacji miejsca na polityczną poprawność. Trzeba to wyraźnie powiedzieć, że za lenistwo opiekunek cięgi zbierają koty. Przeciętny lokator nierzadko odreagowuje złość robiąc krzywdę kotom. Łzy i rozpacz nie są żadnym tłumaczeniem, w tej sytuacji należy zakasać rękawy i uprzątnąć piwniczne pomieszczenie. Tylko tak można złagodzić atmosferę.
Jestem przeciwko takim kociarom. Tym bardziej jestem oburzona, bowiem karmicielka klucz do pomieszczenia udostępniony ma grzecznościowo, w dobrej wierze lokatorzy poszli jej na rękę, by ułatwić opiekę. Brakuje mi normalnie słów!
– Czy szukała pani gdzieś pomocy? – zapytałam zwyczajowo.
– Tak, byłam w Tozie. Odesłali mnie do Patrolu Animal i Straży Miejskiej, oni nie podejmują takich interwencji.
Czyli elegancko odprawili z kwitkiem, tradycyjnie. Już nie miałam ochoty na grzeczność.
Żadnych wniosków nie wyciągnęłyście kobiety przez 16 lat. Jak grochem o ścianę można z tłumaczeniem, normalnie odbija się od was wiedza.
Kipiałam przez kilka dni. Kolejna kotka ofiara ludzkiego lenistwa. Wystarczyło tylko sumiennie sprzątać. Niestety nawet jakbym nie chciała, muszę tam wrócić dla dobra kotów. Jest ich 5 przychodzą na karmienie bladym świtem, więc by akcja się powiodła, muszę poprosić, by któraś z wolontariuszek zamieniła się w skowronka.
Maluchy pod czujnym okiem Ani lekarki z Filemona uczą się jeść. Wykąpane, zaopiekowane zapomniały, że miały być dzikie.
20