Kociara kojarzy się zazwyczaj z brudem, zaniedbaniem, zbieractwem przekraczającym wszelkie granice rozsądku. Nierzadko zdarza się, że kolejny kot powoduje, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Żadna przesada nie jest dobra, żadne skrajności nie są właściwe, godne przyzwolenia, a już tym bardziej naśladowania.
Kiedyś miałam epizod dość w moim życiu znamienny, otóż byłam członkiem jednego z łódzkich TOnZ. Doświadczenie bezcenne, powiem szczerze.
Co prawda usunięta zostałam z organizacji, ponieważ byłam krnąbrna, niesterowalna, a co najgorsze, kompletnie inaczej postrzegałam walkę z bezdomnością i nadmierną populacją.
W głowie mi się nie mieściło, jak wykształcone kobiety, świadomie, promują takie zakocenie w swoich domach. Kocham koty, ale liczby rzucane przez panie z tego towarzystwa nie mieściły się w mojej głowie. Trudno było mi pojąć jak można w bloku, w kilku pokojach, żyć powiedzmy razem z 26 kotami! One tworzyły prywatne mini kociarnie, zmuszając zwierzaki terytorialne do życia w trudnym dla nich środowisku, bez braku swojej prywatnej przestrzeni.
Na moje szczęście, zanim i mnie nie opuścił zdrowy rozsądek, zanim postanowiłam być jedną z nich i sprowadzić pod swój dach powiedzmy 15 mruczków, przegoniły mnie na cztery wiatry bowiem siałam, delikatnie mówiąc, ferment.
Wtedy wolontariusz nie miał prawa głosu, a sprzeciw bądź odmienne zdanie było klasyfikowane jako zdrada, bunt, obraza majestatu. Teraz, po latach jestem im ogromnie wdzięczna, bo pośrednio miały ogromny wpływ na powstanie Kociej Mamy.
Od pierwszej chwili moja organizacja była kompletnym zaprzeczeniem wszelkich stereotypów. Kociary w tej organizacji są inteligentne, wykształcone, piękne, szalenie społeczne! To, że kontenery są czyściutkie i fundacyjnie oklejone, przestało budzić złość i zazdrość. Przyzwyczaili się! To, że mamy płynność w adopcjach, przestało uaktywniać hejterów, już nie skrzeczą w internecie, że wywozimy koty do Niemiec!
Od pewnego czasu współpracującym z nami karmicielom wydajemy kocie budy.
Kilka lat kupowałam drewniane, robione na zamówienie, jednak od chwili, kiedy pozyskałam nowe źródło, rozdajemy fajne styropianowe moduły, z których tworzy się kocie domki na miarę lokalnych potrzeb czyli liczby stada.
Dorota zabrała się za porządek na Rogatce -tak nazywają mieszkańcy rejon Łodzi na Bałutach. Pobrała z siedziby kilka modułów, zrobiła budki i postawiła zamiast tych, które stały.
Kogo te nowe, schludne kocie domki kuły w oczy? Dlaczego zostały wyrzucone? Jakim prawem ktoś zniszczył fundacyjne mienie? Kto wydał nakaz panom sprzątającym, by śmieciarka zabrała tak śliczne domki? Czy koty muszą żyć w chlewie, czy tak trudno docenić i uszanować wolontariacką pracę? Czy na naszych osiedlach muszą tkwić takie paskudztwa? To, w jakim otoczeniu bytują koty powinno zawstydzić przede wszystkim ich opiekunów! Od lat tłukę, że brud i bałagan nie są świadectwem miłości i właściwej troski! Koty są przeganiane z piwnic i komórek, bo to ich opiekunom nie chce się postawić kuwety i dbać o jej czystość. W tym przypadku niedorzeczne jest zachowanie pracownika administracji, bowiem kilka lat stały budy, które wyglądały jak straszydła, odzysk z jakiegoś śmietnika, a kiedy pojawiły się w ich miejsce nowe, łatwe do utrzymania czystości, momentalnie zostały usunięte.
Pytam: gdzie się podział rozum i zdrowy rozsądek?