Tradycyjnie, każdy rok kończymy w tym samym stylu. Kurier pobiera paczkę z kalendarzami i kursując po mieście, przy okazji i po drodze, zabawia się w fundacyjnego Świętego Mikołaja, wręczając od Kociej Mamy drobne, ale pożyteczne prezenty. Kolejny rok z rzędu rola ta przypadła Blance. Przy okazji podzielę się maleńką dygresją, a mianowicie faktem, że pełniony wolontariat powoduje nie tylko rozwój osobisty, ale bycie w kociej grupie w dość znacznym stopniu koryguje nasz charakter. Wolontariusze stają się bardziej otwarci, wyzbywają się ograniczeń komunikacyjnych, w przyjaznej atmosferze nabierają w wiary w siebie, podnoszą samoocenę, sięgają po nowe tematy.
Grupa moich kociarzy sprawia mi szaloną frajdę, a najbardziej obserwacja ich zaangażowania w codzienne misje związane z aktywnością na rzecz kotów.
Blanka rozwozi sukcesywnie nasze fundacyjne cegiełki czyli kalendarze przygotowane przez Emilkę. W tym roku powtórzyła się dobra i zła zarazem sytuacja. Otóż zawsze, kiedy wolontariuszka potknie się przy opracowaniu kalendarza, a najczęściej zjada literkę albo zapomina o umieszczeniu tak niesłychanie ważnej informacji, jaką jest numer konta bankowego, cegiełki rozchodzą się dosłownie jak przepyszne ciepłe bułeczki. Dokładnie tak zadziało się i tym razem. W opisie uciekła literka, a mimo to rozeszły się wszystkie biurkowe kalendarze. Kto się zagapił, ma kłopot. W nadchodzącym roku nie będzie biurka zdobił kociomaminy kalendarz.
To, że Blanka pędzi po mieście, to jedna misja, drugiej podjęłam się z Anną, przekazując kalendarze do zaprzyjaźnionych mediów. Reklama jest ważna, ale wyłącznie ta profesjonalna. Kocia Mama nie potrzebuje na tym etapie aktywności słabych nośników. Czas flirtu z mediami minął, teraz przyjmujemy zaproszenia na wizyty tylko od najlepszych. Nie stać żadnej z nas na rozmowy o niczym, na szukanie nerwowo tematu. Wymagam fachowości na takim samym poziomie, na jakim działa od lat fundacja. U nas nie ma miejsca ani przyzwolenia na decyzje powodujące kolizje. Każda dosłownie aktywność jest zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach, zawsze dopięta na ostatni guzik. Pomyłki dotyczą rzeczy błahych, kompletnie nieistotnych dla całokształtu. Brak literki, czeski błąd czy literówka są tylko inspiracją do śmiesznych historyjek na KotoManii.
Te zadania, które są najważniejsze, czyli operacje oraz interwencje, logistycznie spinają się co do najdrobniejszego punktu napisanego planu, reszta, czyli przebieg spotkania edukacyjnego, publikacji fantów na Pchlim Targu, może przybrać formę realizacji w zależności od okoliczności.
Dokładnie według tejże filozofii, podzieliłam przekazywanie podarunków od fundacji. Blanka otrzymała osoby prywatne czyli darczyńców, pomagaczy i współpracujące kliniki, nam zostały media czyli spotkania w radiu i telewizji.
To także rutynowe zachowanie. Łączymy przy okazji okoliczności wręczenia prezentu, chwilkę czasu wykorzystując na wywiad czyli rozmowę na temat, czym akurat żyje fundacja, jakie są troski, a jakie sukcesy. Z Izą spotykamy się bardzo długo, znajomość najlepiej dokumentuje się wiekiem dzieci, nie ma lepszej miary. Pamiętam na piątych urodzinach, obaj jej synowie byli w wieku nawet nie nastolatków, czyli jeden uczęszczał do drugiej lub trzeciej klasy, a młodszy był w przedszkolu. Obecnie to już dorośli mężczyźni. Lata mijają, a my rozmawiamy przeważnie o typowych dla kociarzy tematach, chociaż czasem zmieniamy na inny, ale pośrednio zawsze dotykający tego wiodącego. Bo tak naprawdę każda aktywność branżowa wpisuje się mocno w mruczący temat, czy podejmiemy rozmowę o edukacji, o zimie, czy żywieniu, żadną miarą ani sposobem nie da się uniknąć nawiązania. Tak było i tym razem. Dziennikarka lubi z nami spotkania, już dawno zarzuciła klasyczne przygotowanie przed wejściem na wizję. Zna nasze umiejętności nawiązania i podjęcia każdego dosłownie tematu. Staram się pojawiać w Radiu Łódź zawsze z wolontariuszką, która dość mocno zagłębiona jest w temat czekającej nas rozmowy. Tym razem o udział w nagraniu poprosiłam Anię. Temat nadchodzącej zimy narzucił się sam, więc automatycznie rozwinął się o kwestie żywienia, dylemat czy otwierać okienka piwniczne i kolejny, niesłychanie ważny punkt, czyli edukacja elementarna opiekunów kotów, przekładająca się na higienę i kulturę bytowania w komórkach.
Kocia Mama należy do grupy takich organizacji, które podejmują trudne tematy, pomijane świadomie przez innych. My nie podnosimy wyłącznie tych bezpiecznych kwestii, związanych z klasyczną działalnością, staramy się dokumentować i tłumaczyć, w jaki sposób zasada naczyń połączonych fantastycznie sprawdza się w przypadku miłośników i wrogów kociaków. Brud powstaje w wyniku braku kuwety, tenże denerwuje innych korzystających z piwnicy. Nie ma społecznego przyzwolenia, by jedna zdefiniowana grupa zaburzała prawo do spokojnego egzystowania innych lokatorów. Nie muszą przymykać oka na fetor odchodów pozostawionych przez koty, dokładnie tak, jak nikt nie pozwoli fanom rocka na głośne słuchanie, nawet fantastycznego zespołu, po godzinie 23.
Jesteśmy społeczeństwem żyjącym stadnie w blokach, kamienicach i reguły wynikające z naszej przyzwoitości nakazują honorować i przestrzegać zasady, by nie utrudniać życia innym. Miłość do kotów nie tłumaczy zaniechania, naruszania czy stwarzania konfliktów. Zdrowy rozsądek idzie w parze zawsze ze świadomością, iż nasze relacje z resztą mieszkańców przekładają się nie tylko na wizerunek kociarzy, ale wywołują negatywne czyny, w wyniku których bezpośrednią ofiarą czy istotą skrzywdzoną jest kot. Lata mijają, a pewne niekoniecznie fajne sytuacje powielane są przez kolejne grupy kociarzy, nie rozumiem tego zjawiska, dlatego przy każdej okazji zawsze nawiązuję do dialogu z dostrzeżeniem praw tych, którzy nie patrzą przychylnym okiem na koty. Do nas, kociarzy, należy obowiązek eliminacji konfliktów, a nie ich inicjacja. Już wkrótce spotkamy się z Izą na dłuższą pogawędkę właśnie o różnych formach, przestrzeniach, w których edukacja elementarna u podstaw ma jeszcze ogromne braki i zaległości.