Tradycją jest, że każda fundacyjna aktywność wcześniej czy później doczeka się relacji zarówno fotograficznej, jak i podsumowującej. Wszystko zależy od przemyśleń związanych z danym wydarzeniem oraz dalszych perspektyw.
Do Pabianic na święto rocznicowe fundacja była zapraszana wielokrotnie. Zawsze było to wydarzenie w formie pikniku, połączonego z występami artystów. Liczni wystawcy prezentowali różnorodne, kolorowe stoiska, a kiermasze uginały się od przeróżnych przysmaków — zarówno z kuchni wiejskiej i klasycznej, typowej dla naszych domów, jak i wykwintnych potraw kuchni orientalnej czy egzotycznej. Atmosfera była gwarna, miła i wesoła, a kiedy dopisywała pogoda, odwiedzający przemierzali hektary pola golfowego, kupując lub jedynie częstując się różnymi smakołykami. I właśnie to jest wiodący temat mojej wypowiedzi.
Do Fundacji zgłasza się przeciętny człowiek z prośbą o pomoc, poradę czy wsparcie. To klasyczna sytuacja, biorąc pod uwagę profil „non profit”. W naszym przypadku mamy do czynienia z lekką schizofrenią, ponieważ oczekiwane jest od nas zaangażowanie finansowe, a Kocia Mama utrzymuje się wyłącznie z odpisu 1,5% oraz indywidualnego wsparcia darczyńców.
O ile podczas spotkań w szkołach i przedszkolach częstujemy dzieci krówkami, o tyle jadąc na jarmark, gdzie chcemy sprzedać nasze fanty, cukierki są jedynie drobnym akcentem przyznawanym do dokonanych zakupów. Często, gdy pada pytanie, co można otrzymać za darmo, odpowiadam: „Mój uśmiech!” Nie jestem bezczelna ani niegrzeczna; po prostu stwierdzam fakty.
Nie bardzo rozumiem, jaki poziom wiedzy mają przeciętni odwiedzający stoisko Kociej Mamy. Nie jesteśmy firmą farmaceutyczną ani kosmetyczną; nie rozdajemy w ramach reklamy produktów. Nasze stoiska oferują wyłącznie rękodzieło stworzone przez fundacyjne artystki lub produkty przekazane przez darczyńców, z nadzieją, że ich sprzedaż przyniesie określony dochód na leczenie kotów.
Nie mam pojęcia, skąd pochodzi przekonanie, że Kocia Mama ma w swoim gronie sponsorów, którzy czekają tylko na to, by wskazać im do zapłacenia fakturę z kliniki! Wszystkie obciążenia związane z prowadzeniem Fundacji są realizowane wyłącznie z konta przypisanego do niej. Fundację, jak każdą inną firmę posiadającą NIP i REGON, obowiązuje ta sama odpowiedzialność prawno-skarbowa.
Ponadto, aby uciszyć zazdrośników, nieudaczników i podjudzaczy, od samego początku działalności Kociej Mamy nad kontem fundacyjnym sprawuje pieczę zewnętrzne biuro księgowe. Zasada jest prosta: to ja planuję wydatki związane z aprowizacją domów tymczasowych. Nadzorując interwencje, określam budżet, jaki mogę przeznaczyć na określoną aktywność, ale finalnie wszystkie moje decyzje mają swoje finansowe odbicie na koncie, które ostatecznie weryfikuje księgowa. Jej obowiązkiem jest nie tylko dotrzymanie terminów sprawozdań, ale także ma prawo zadawać każde pytanie dotyczące pozycji w rubryce „wydatki”.
Jawność, przejrzystość i czytelność budzą zaufanie.
Mając świadomość trybu i jakości swojego życia, nigdy nie zgodziłam się przyjąć obowiązków prezesa ani też samodzielnie, jak to bywa w innych organizacjach, rozliczać naszych wydatków.
To, że na mojej głowie spoczywa nieustanny kłopot, jak uzyskać wsparcie umożliwiające działanie, nie oznacza automatycznie, że blokuję wiedzę na temat różnych wydatków.
Jestem w dość specyficznej sytuacji. Z jednej strony mam świadomość, że udział w wydarzeniach, takich jak festyn z okazji święta Pabianic, stwarza nam możliwość reklamy i, w wyniku bezpośredniego kontaktu, może przynieść w przyszłości ewentualnych darczyńców. Zwiększając zasięg komunikacji o naszej aktywności, dajemy również kociarzom nadzieję na pomoc w sytuacjach kryzysowych.
Reasumując, nie ma jednego właściwego rozwiązania, dlatego uważam, że udział w tego rodzaju wydarzeniach powinien być dokładnie konsultowany z wolontariuszkami, które w nich uczestniczą. Ich wnioski będą kluczowe i wpłyną na ostateczną decyzję. Czas jest czynnikiem, którego każdy aktywny członek Kociej Mamy ma najmniej, dlatego musimy dokładnie rozważyć przyszłe udziały, analizując inne elementy niż dotąd, przede wszystkim poznając ofertę innych dostawców i ich filozofię prezentacji własnej firmy.
Fundacja to żywy organizm, który pozostaje w nieustannym ruchu. Koty przychodzą do nas i albo zostają jako rezydenci, albo po odpowiedniej opiece są przekazywane do adopcji. Wolontariusze także pukają do naszych drzwi, ale nie każdy z nich zagrzeje u nas stałe miejsce. Ilość istot przekłada się na różnorodność życiowych historii. Od zawsze wizją Fundacji była wszelka pomoc istotom słabszym, jednak realizacja tego celu wymaga świadomego i rozważnego działania, tak aby nie zatracić siebie ani nie wyrządzać krzywdy innym.
Myślę, że to jest najtrudniejszy aspekt związany z bezpośrednią aktywnością. Pojawiając się na wydarzeniu, zawsze możemy liczyć na pozytywną prasę, a nasza praca jest chwalona za styl i formę. Reklamując Kocią Mamę, niejako dajemy obietnicę pomocy, ale niestety nie zawsze możemy ją zrealizować.
Z pozoru prozaiczny udział w dniach rocznicowych przerodził się w refleksje zainicjowane alarmującymi telefonami, które otrzymaliśmy właśnie z terenu Pabianic.