pomysły na pomoc

Czasem to doprawdy nie wiem, czy mam się śmiać, czy złościć, czytając fundacyjne poczty.

Nie raz zgłaszający się na wolontariat rozbroił mnie totalnie swoja indolencją i brakiem wyobraźni. Zgłaszająca się osoba nierzadko kompletnie nie rozumie, w jakim trybie i na jakich zasadach pracuje organizacja, w której chce działać. Nie wiem, w jaki sposób mam odbierać i szufladkować pomysły w stylu: mogę wam pomóc poprzez jednodniowy wolontariat albo jeszcze inna perełka z  tego cyklu: jestem dostępny tylko w niehandlowe niedziele.Takie propozycje rozwalają mój system na atomy, jak obecnie mówi młodzież, chcąc w skrócie                      i dosadnie opisać niedorzeczne zachowanie.Właśnie dokładnie tak się czuję, kiedy czytam te odrealnione propozycje.

My, które działamy nieustannie na zwiększonych obrotach, na weekend czekamy, jak na zbawienie, licząc w perspektywie na chwilkę oddechu, mamy zrezygnować na rzecz osoby, która chce się tylko pobawić w wolontariat, nam przy okazji zaburzając prywatny czas. Złości mnie brak chęci, by zanim ktoś się zgłosi, nie poznał wcześniej reguł pracy. Pytania same się nasuwają. Dlaczego chętny nie wykona pracy i nie poczyta o formach naszego wolontariatu? Jak pojmuje jednodniowy wolontariat?  Ile godzin na niego przeznacza, a ile mojej energii potrzeba na rozmowę, która nie wróży dalszego ciągu? Wyprowadzam wszystkich raz jeszcze z błędu. Nikt w fundacji się nie nudzi, nie ma czasu ani ochoty na rozmowy bez przyszłości, nie działamy w trybie kółka wzajemnej adoracji, a autentycznie wykonujemy realną pracę na rzecz braci mniejszych. Ani ja, ani Rada czy Zarząd, nie mamy w swoim grafiku miejsca na towarzyskie pogaduszki, ten kaprys możemy spełnić, obsługując stoisko na kiermaszu czy jarmarku. Wtedy chętnie zapraszamy nawet z nierealnymi pomysłami. Taka rozmowa podczas wydarzenia jest nawet miłym przerywnikiem, kiedy nie ma klientów, ale na żadne okolicznościowe wolontariaty po prostu nie mamy czasu.Nikt także nie będzie zapraszał w niedzielę do swego domu. Od picia kawy, herbatki i pogaduszek o niczym, dobrym i właściwym miejscem jest kawiarnia lub cukiernia, ale nie dom tymczasowy czy siedziba fundacji.

Przykro mi pisać te słowa, jednak tylko w formie „obuchem w głowę” mogę skomentować ten cyrk związany z akcesem do wolontariatu.Wypowiedziałam się chyba rzeczowo, wyraźnie, dobitnie. Na tym etapie rozwoju i liczebności pracujących, nie mam ochoty dokładać sobie więcej zadań, bo i tak jest ich niezły nadmiar. Liczę na przeczytanie wiadomości ze zrozumieniem.

Praca z Kocią Mamą i w Kociej Mamie, to nie jest zabawa czy też rozrywka, łączy się z dojrzałością i odpowiedzialnością , bo tylko wtedy są znaczące efekty.Tyle w zbiorczej odpowiedzi do ludzi, którzy dziwne listy piszą. Jednocześnie wszystkich, którym podoba się nasza aktywność, forma pracy, dowolność w wyborze zadań, zapraszam na stronę internetową, gdzie jest zakładka „ O nas”, a także „ Jak działamy”. Jest tam także rozległa informacja o wolontariacie, dedykowanym nie tylko do osób pełnoletnich. Ania na fanpejdżu Kociej Mamy na portalu społecznościowym systematycznie zamieszcza plakaty informacyjne, nie tylko o wolontariacie,  ale również o tym, jak można pomóc fundacji okazjonalnie, bez zamieszania                       i zmuszania innych do dodatkowej aktywności.

Pomysły, zanim wprowadzi się w życie, trzeba przemyśleć i właściwie zanalizować. Tym razem w trosce o mój czas, podzieliłam się wnioskami                     z szerokim gronem, by w przyszłości uniknąć następnych, nadających się do kabaretu pomysłów. 15 lat pracy fundacji  oraz wcześniej ponad 8, przed transformacją z Grupy Opiekunek w Kocią Mamę, jest wyznacznikiem kondycji, stabilności i wiarygodności firmy, więc sugeruję bardzo mocno rozważyć każdą formę podjęcia aktywności, by propozycja została przyjęta jako wiarygodna, a nie śmieszna.