Każda pomoc jest zawsze mile widziana, i to w najdosłowniejszym tego słowa znaczeniu. Wszystkie zadania, jakie mogą ode mnie przejąć wolontariuszki są niesłychaną ulgą, wsparciem, dowodem szacunku, troski i sympatii. Cóż ja sama mogłabym zdziałać bez oddanej armii kocich sprzymierzeńców. Charyzma, empatia i otwarta głowa na nowinki to tylko atrybuty, które przyciągają do mnie osoby o podobnych cechach. Nie komentuję w żaden sposób ich odmienności ani potrzeby większej realizacji społecznej niż przeciętna, ponieważ dawno już wszyscy zrozumieli, że w Kociej Mamie obowiązują inne zasady i prawa. Nie ma opodatkowania wolontariusza na rzecz organizacji. Wstydem ogromnym byłoby dla mnie, gdyby członkowie musieli opłacać miesięczne składki! Wcale się nie dziwię, że organizacje narzekają na brak chętnych do wolontariatu. W obecnych realiach czas jest deficytem, więc gdy pojawia się osoba chcąca poświęcić go na rzecz fundacji, to dla mnie sytuacja bezcenna. Do głowy by mi nie przyszło, żeby empatię jeszcze opodatkować. Mam świadomość kontrowersyjnych poglądów, decyzji odmiennych niż tradycyjnie stosowane i preferowane, jednak po tylu latach aktywnego realizowania punktów Statutu, przemyślenia nie są oznaką snobizmu czy wybujałego ego, a doświadczenia.
Pomoc, jak wspomniałam, jest mile widziana we wszystkich formach. Wynikiem zabiegów Iwonki było dołączenie do portalu „dla schroniska”. Przedstawiłyśmy koty, które przebywają pod naszą stałą opieką. Każdy mruczek ma swoją historię, czasem zwykłą i typową, a czasem taką, która wywołuje łzy albo wzbudza gniew. Miłośnicy zwierząt czytają notatki, przeglądają produkty prezentowane w sklepie i wybierają adekwatnie do swojego budżetu. Kiedy uskłada się określona kwota, organizator wysyła do fundacji paczkę. Zawartość jest różna, nie mamy na nią kompletnie wpływu, ale zawsze wszystkie asortymenty są dobrze wykorzystane, zwłaszcza że darczyńcy wybierają oczywiście te dedykowane kotom. Pomoc na początku była ogromna. To zawsze był świetny i rzetelny zastrzyk. Nie mam pojęcia, jakie okoliczności przyczyniły się do zastoju. W zasadzie od kilku miesięcy, mimo iż Ania sumiennie zachęca do pomagania, prezentując mruczki siedzące na naszym garnuszku, nic się nie dzieje.
Choć nie ma kryzysu, a koniunktura biznesu ogólnego jest dobra, akcja pomocowa kompletnie zamarła. Mimo to, koty są i generują koszty, raz mniejsze, raz większe. Ponownie zachęcam do przejrzenia asortymentów – może akurat któryś mruczek dostanie fajny prezent, ot tak, bez żadnej okazji.