Ogarniały od ponad dwóch tygodni dwie kocie miejscówki: starą, zamkniętą zajezdnię i pustostan nieopodal. Sukcesywnie, systematycznie czyniąc porządek w stadzie, sterylizując, kastrując, zabierając małe. Nadzorowałam, pomagałam logistycznie, stawiając niejednokrotnie przed faktem dokonanym akcyjne lecznice. Na moje szczęście, na szczęście kotów, w tym roku w Akcji uczestniczą współpracujące z Fundacją lecznice. To bardzo ułatwia wiele spraw, rozwiązuje wiele czasem kłopotliwych kwestii. „Nasze” lecznice znają tryb pracy Kociej Mamy, zasady, szanują obowiązujące reguły. Rozumieją kłopotliwość łapania dzikich, są przygotowane na niespodziewane atrakcje i niestety muszą być elastyczne w ustaleniach.
Działając na rzecz bezdomnych staramy się planować interwencję w najmniejszych detalach. Jednakże zawsze trzeba brać poprawkę na czynnik od nas niezależny, który zaburzy nawet misternie i precyzyjnie opracowany scenariusz. Koty, ale i ludzie, są czasem kompletnie i nieprzewidywalni i niesterowalni.
Kociarze charakteryzują się nie tylko podwyższoną empatią, nadwrażliwością, ale też często dość trudnym do opanowania temperamentem. Jak te koty, potrafimy być uparci, złośliwi, przekorni i odmawiający konstruktywnej współpracy. Kociarz z kociarzem przeważnie się dogada, ale że głowy bywają gorące i często zasklepiamy się w swoich nie do końca słusznych poglądach, dochodzi do burzliwych wymian zdań. Rozmowy zamiast spokojnych negocjacji przemieniają się w awantury przypominające kocie wrzaski na wiosnę.
Szczęśliwa jestem, kiedy na łapankę zgłasza się osoba będąca dobrym mediatorem. To wiele spraw ułatwia, porządkuje, a co najistotniejsze informacyjnie prostuje.
Na wojnie osoba taka nazywana jest mediatorem- obserwatorem. Zadanie ma proste: poznać relacje zwaśnionych stron, rozsądnie ocenić żądania i zaproponować rozwiązanie konfliktu. Negocjator zawsze musi być bezstronny, jego zadaniem jest propozycja, która satysfakcjonuje obie strony. Zawarcie przymierza pozwala na dalsze rozmowy, postulaty, negocjacje czy też konkretne działania.
W Fundacji poniekąd rolę tę spełniają wszystkie osoby pracujące w kontakcie lub na pocztach.
One bezpośrednio negocjują rozwiązania najkorzystniejsze przede wszystkim dla kotów. Basia z Weroniką podsuwają alternatywne rozwiązania dziwnych kwestii adopcyjnych. Bywa, że opiekun wybiera nie do końca najlepszą dla zwierzęcia opcję zwyczajnie z niewiedzy.
Poczty i komunikacja telefoniczna to jeden aspekt działania Fundacji, drugi, o wiele trudniejszy, to sztuka negocjacji w kontakcie bezpośrednim. O ile papier jest cierpliwy i wszystko przyjmie, o tyle na emocje w rozmowie bezpośredniej może mieć wpływ postawa, wyraz oczu, grymas twarzy czy nawet nasz osobisty wygląd czy ubranie. Nigdy nie wiemy jaki czynnik przeważy i zaważy klasyfikując znajomość, od sympatii, przez niechęć, do wyłącznie politycznie poprawnej.
Są osoby, które mimo oddania sprawie kociej, kompletnie nie potrafią nawiązać właściwej relacji z opiekunami. Przyczyn może być tysiąc, a chyba jedną z tych wiodących jest problem z relacyjnością, zbiorowym działaniem oraz nieumiejętność szukania i godzenia się na kompromis.
Kompromis nie zawsze łączyć należy z przegraną, z zachowawczością, generalnie może być fajną alternatywą do sporu, a niekiedy i strategią, w oparciu o którą buduje się sukces.
Kiedy Ania zgłosiła gotowość wzięcia udziału w ostatniej przed urlopem Doroty łapance, odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że dzięki jej predyspozycjom, wiedzy ale i logicznej argumentacji mamy szansę na zażegnanie sporu. Ania świetnie jak nikt umie modelować pracę opiekunów, tak prowadzić interwencję, by uwypuklić korzyści wynikające z konstruktywnej polityki obu zainteresowanych stron, jednocześnie unikać tematów zmierzających do eskalacji subiektywnych poglądów.
Raport z wyprawy po bezdomne koty był krótki, rzeczowy, potwierdzający moje obawy ale i rysujący pewne, nowe, rokujące poprawę wzajemnych stosunków wizje.
Ocieplenie relacji Fundacja – karmiciele nie nastąpi błyskawicznie, wiadomo, w pewnym wieku pewni ludzie reagują na nowe informacje z niedowierzaniem a i zrozumiałym opóźnieniem, muszą nowe informacje przyjąć, przerobić, przyswoić i oswoić się z nimi. Jednak samo pojawienie się nowej osoby w tym specyficznym konflikcie, zasadniczo zmieniło jego wydźwięk.
Kilka rzeczowych, fachowych argumentów, odrobina zasadniczych sprostowań i wyjaśnień i już aktywność Kociej Mamy na terenie obu kocich enklaw nabrała innego charakteru.
Argument kradnięcia kotów przestał być wiarygodny w chwili, kiedy do karmicielek wróciła pierwsza odłowiona grupa.
Zaufanie szybko się traci, a w tym rodzaju pracy ma ono szczególną wagę i moc. Nie obiecujemy zatem gruszek na wierzbie, ale w swym działaniu jesteśmy spójne, wiarygodne i konsekwentne dlatego tak bardzo liczyłam na przełom po pojawieniu się Ani na łapance.
Cieszy mnie informacja od Maryli: nastąpiło zawieszenie broni, spory ucichły, skończyły się wzajemne oskarżenia i dziecinne przepychanki. Podjęto delikatne rozmowy porządkujące komunikację, panie wymieniły się numerami telefonów, ustaliły godziny karmienia, pierwsze lody zostały przełamane, a zamiast się obrażać, zaczęły się wspierać.
Mam nadzieję, że w takiej atmosferze dokończymy tę interwencję.