Bardzo długo sądziłam naiwnie, że skoro praca Fundacji, jej najważniejsze cele, zadania, idee nie są owiane żadną tajemnicą, a dzięki moim, w zasadzie informacyjnym reportażom i sumiennej pracy Ani opiekunki fanpejdża, dbającej o to, żeby wszystkie najważniejsze wiadomości dotyczące bieżących spraw Kociej Mamy, były systematycznie i na bieżąco publikowane, Sympatycy i obserwatorzy będą wiedzieli jak faktycznie pracujemy.
Niestety nasze starania jakoś nie odniosły żądanego efektu, więc postawiłam przed Emilką zadanie, by przygotowała stosowne plakaty graficzne, które stanowić będą oprawę do cyklu reportaży, w których bez eufemizmów opiszę rzeczowo faktyczny obraz funkcjonowania kombajnu Kocia Mama!
Nie wiem, ile niewiedzy, wygody czy cynizmu jest w trwaniu na stanowisku, że wystarczy zgłosić do Fundacji problem i my radośnie przejmiemy każdą interwencję, operację czy leczenie. Kwestię finansową, z reguły, każdy radośnie pomija milczeniem, wychodząc z założenia, że pieniądze trafiają do nas z różnych tajemniczych źródeł.
Obserwuję systematycznie, a teraz w dobie pandemii wiele osób z przyczyn zdrowotnych spędza większość czasu w domu, jak wygląda ich aktywność na najpopularniejszym portalu społecznościowym jakim jest, rzecz oczywista, kochany “fesujś”. Pomijam już milczeniem ekshibicjonizm co niektórych i potrzeba rozwiązywania osobistych problemów na forum, ataki personalne, awantury rodzinne i wszelkiego rodzaju łańcuszki, które w sumie utrudniają nam korzystanie z portalu, dodatkowo żenują mnie te informacje, bo uważam, że pewne dziedziny życia są strefą tak intymną, że dzielenie się nimi publiczne jest oznaką wyjątkowego braku taktu. Tak więc patrzę sobie ja tak w wolnej chwili i jestem pod wrażeniem zamieszczanych sentencji, aforyzmów, a w zasadzie, ta osoba bardziej powinna promować Fundację, która zapłaciła za operację jej pupila czy użyczyła na kilka tygodni sprzęt. Cisza, zero hasła w stylu: “Kochani, ponieważ po raz kolejny mogłam liczyć na pomoc Kociej Mamy, zapraszam do udziału w aukcjach albo do obejrzenia oferty na Pchlim Targu, bowiem dzięki tej aktywności moje kocię może liczyć na zdrowie. Tam się fanty przekuwa na leczenie kotów.”.
Wymagania, pretensje bywa, że nawet i wymówki.
Tylko my mamy także swoje rodziny, pracujemy i z ręką na sercu dodam, żadna z nas się nie obija. Pracujemy dla mruczków sumiennie każdego dnia, więc takie osoby jak Arleta z Płocka, Marta i Paula z Łodzi są dla mnie wiarą w drugiego człowieka!
Arletka przywiozła mi kociaki i Matkę, pakiet rodzinny został w Fundacji, maluchy przygotowałam do adopcji, Matka po zabiegu oswaja się w domu tymczasowym u Igi. Dziewczyna promuje i reklamuje jak może Kocią Mamę, jest wdzięczna, sama dostrzegła różnicę jak działa u Niej lokalna Fundacja, a jak to czyni nasza. “Pani Izo pomagają w obrębie swoich wolontariuszy, w przeciwnym przypadku nie wlokłabym rodziny do Łodzi.”.
Marta wdzięczna za kota ze stodoły, Paula za Gacka połamańca, obie stanęły do robienia zdjęć, mają świadomość, ile czasu i pracy trzeba by przygotować do sprzedaży fanty.
Umiem koty wyleczyć, mam świetną ekipę lekarzy, ale faktury trzeba płacić, a mając pomysł na produkt, fantastycznych hojnych darczyńców, kiedy mam wsparcie mogę góry przenieść.
Ela poprawiająca teksty, czasem kusi się o recenzje. Tym razem korygując o Figloraju, rzekła: “Oj będą się co niektórzy gniewać.”. Kochani, to my wolontariuszki powinnyśmy grzmieć! Przez 20 lat społecznej pracy ani razu nie potraktowałam nonszalancko kota, nigdy nie skwitowałam wzruszeniem ramion, a widziałam u niektórych prezesów organizacji prozwierzęcych takie zachowania: “Oni” – o karmicielach – “chcą jedzenia, a skąd ja mam to wziąć?”
Na głowie stajemy, ale zapewniamy!
Po kociaki do Konina pojechałam z Jackiem 7 lat temu, wiele się zadziało przez ten czas. Obie dziewczyny nieustannie promują Fundację, udostępniają adopcyjne posty! Małgorzata adoptowała ode mnie kota już nawet nie pomnę w którym roku. Też buszuje po fejsie, też śle dalej w świat, to co Anula zamieszcza. Ja widzę to wszystko, ponieważ mój profil prywatny powiązany jest z firmowym. Nie da się udawać głupka wobec oczywistych faktów!
Ja nie proszę o pomoc dla mnie. Mam swoją bezpieczną przestrzeń zawodową i to szczęście, że także praca jest moją pasją podobnie jak Fundacja.
Widzę jak marazm i niemoc coraz bardziej ogarniają inne organizacje, obawiam się, że będzie jeszcze gorzej, dzięki pandemii wiele nieudanych pomysłów i decyzji można starać się wytłumaczyć. Tylko, że jest to działanie niezwykle krótkowzroczne, bo przyjdzie pora na brutalne pytanie: to do czego tak finalnie sprowadza się wasze funkcjonowanie? Nadchodzą trudne czasy, nie straszę, nie zło wróżę, widzę, rejestruję, wnioskuję. A jestem dobrym analitykiem i niestety rzadko się w temacie kocim mylę.
Dlatego raz jeszcze apeluję o współpracę, zadania nigdy nie przekraczają możliwości pomagających, a nam wiele szalenie ułatwiają, dodają energii, pozytywnej emocji i są najcudowniejszym podziękowaniem za wolontariat!