po raz kolejny z pomocą

Nie pamiętam, jak się zaczęła historia naszej znajomości, ale z pewnością był to efekt zabiegów Iwonki w poszukiwaniu darczyńców i sponsorów. Tradycją jest, że skoro raz ktoś zapisał się w naszej pamięci efektywnym wsparciem, trafia automatycznie do kalendarza z dopiskiem: kontaktować się warto!
Kiedy pierwszy raz organizowana była zbiórka w firmie Barry Callebaut dla Kociej Mamy pamiętam, że już wówczas korporacja zakupiła bardzo fajne, sensowne jedzenie. Nie poszli w ilość, ale w jakość. Produkty generalnie, tak jak teraz z reguły niemieckich producentów, dedykowane wrażliwym i specyficznym klientom czyli dla tych kotów z problemami, szczególnie w kwestii uczulenia na pokarm lub przyswajanie. Dokładnie taką samą filozofię zastosowano przy zakupie żwirku, pamiętając poprzednie wskazówki i przekazane informacje o skali mocy przerobowej domów tymczasowych w czasie wysypu, a potem przy wdrażaniu procesu adopcyjnego. Kiedy w domu mieszka jeden kot, można pójść na skróty i sięgnąć po żwir gorszej jakości, kiedy natomiast biega stadko, liczące sześć futer, wtedy konieczne są te o trochę wyższym standardzie. Pamiętajmy, ze domy tymczasowe są naszą wizytówką, one mają ogromny wpływ na wizerunek całej fundacji. Nie chcemy mieć przypiętej łatki zbieraczek, u których w domach brzydko pachnie, a fetor utrudnia spokojne przeprowadzenie procedur związanych z adopcją. Opinia kształtuje i stymuluje natężeniem i płynnością adopcyjną. Przygotowując każdą zbiórkę w środowisku już raz edukowanym, możemy nie wymagać, ale sugerować, jakie produkty okażą się najbardziej pomocne w pracy. Mamy ten komfort, że publikując rzetelną dokumentację wszystkich akcji pomocowych, tłumaczymy, z jakich powodów akurat wskazałyśmy określone produkty.

Na tym etapie wielorakiej aktywności, żadna karma się nie zmarnuje, jest tylko różnica, w jaki sposób ją rozdysponuję.

Są różne środowiska i oczywiście rozmaite budżety. Inaczej określamy potrzeby, kiedy partnerami w akcji są dorosłe osoby, a inaczej, kiedy organizowana jest zbiórka jako rekompensata za przeprowadzoną kocią edukację. Dzieciom i młodzieży nie możemy stawiać wymagań, liczymy tylko na sensowne zrozumienie przez rodziców wiadomości zamieszczonych na plakacie, wykonanym przez koordynatorkę projektu.

Podnoszę te kwestie, ponieważ tak z pozoru błaha i przyziemna kwestia, jaką jest przecież akcja pomocowa, ma przeróżne wymiary w zależności od wieku tych, którzy są w nią zaangażowani.
Niewiele osób traktuje zbiórki jako cel szczytny, który ma przynieść konkretną, wymierną dla fundacji pomoc. O ile dzieci i młodzież raczej średnio orientują się co do potrzeb, o tyle pracownicy przed decyzją w rodzaju zakupu, rozpoznają skrupulatnie u źródła czyli menadżerki Iwonki, nasze najpilniejsze niedobory w określonych specjalistycznych karmach. Rzadko mamy okazję spotkać aż tak bardzo odpowiedzialne środowiska, dlatego z przyjemnością piszę te laurkowe słowa. W obecnej rzeczywistości prowadzenie prywatnej fundacji to niezwykłe wyzwanie, które niesie tyle samo satysfakcji, co stresu.

Patrząc jednak globalnie na Kocią Mamę, odrobinę z boku, troszkę z dystansu, jak to mam w zwyczaju, analizując wszystkie plusy i minusy, uratowane i wyleczone koty, oseski oddane do adopcji po ciężkiej batalii, którą wolontariuszki mamki toczyły każdego dnia, by nie oddać ich Śmierci, wybieram świadomie nadal fotel szefowej. Trudna rola, pełna wyzwań wszelakich, ale ile radości z pięknie zakończonych akcji pomocowych. Żadne laurki, dyplomy, nagrody nie zastąpią uczucia, kiedy podpisujemy umowę adopcyjną, wieńczącą długą wspólną drogę, która na początku usłana była tylko kamiennymi przeszkodami, a jednak upór i konsekwencja plus wsparcie darczyńców pozwalają nam potem patrzeć na nią z pozycji zwycięzcy. Za wszystkie tego rodzaju akcje pomocowe dziękujemy serdecznie w imieniu naszych kotów!