Jeszcze trochę roztrzęsiona, jeszcze zła na ludzką głupotę, trochę wściekła z bezsilności, próbowałam nie tyle złapać dystans, co równowagę. Kilka pytań wracało uporczywie. Zastanawiałam się dlaczego tyle lat obserwacji pracy Kociej Mamy nie nakłoniło innychdo refleksji i weryfikacji metod postępowania, czy sama Kocia Mama może zmienić kocią przykrą rzeczywistość?
Jaka miłość pozwala na zabijanie? Gdzie jest miejsce na szacunek dla kotek matek? Gdzie się zagubiła ich misja ochrony kotów, że sięgają po rozwiązania aż tak radykalne i nieodwracalne? Eutanazja powinna być czynem ostatecznym, a nie sposobem walki z bezdomnością!
Zdolność i kondycję adopcyjną wyrabia się przez lata. To nie tylko ładne zdjęcia w ogłoszeniach, to nie ckliwe posty chwytające za serce, to przede wszystkim zakorzeniona w ludziach wiedza, niemalże absolutna pewność, że informacja o kotach, które szykujemy do adopcji jest prawdziwa i rzetelna.
Ten fakt sprawia, że kociarze wybierają mruczki z naszej Fundacji. W opisach adopcyjnych nie ma przekłamań ani konfabulacji, podany jest przybliżony wiek, określony charakter, stopień zaopatrzenia weterynaryjnego i ewentualnie wskazanie typu lub rodzaju przyszłego domu.
Krótko, zwięźle, bez zbędnych upiększeń.
Wskazówki odnośnie diety i pielęgnacji można przekazać po wstępnej, weryfikacyjnej rozmowie.
Raporty z Filemona nie budziły obaw, maluchy jadły, rosły, były stabilne, zostały odrobaczone.
Rozpoczęłam działania adopcyjne tych, które z przyczyn logistycznych przyjęłam do swego domu. Zaczęło pracę moje kocie domowe przedszkole.
Kiedy idziemy w teren, liczy się stan odłowionych osobników. Taki jest główny cel. Maluchy zabieramy z automatu, wszystkie jak leci, zdrowe, chore, ładne, brzydkie, typowe i kolorowe czasem nawet rasowe bądź nietypowe.
Mnie interesuje wynik: liczba złapanych czyli zabezpieczonych oraz ilość gratisów czyli zabranych przy okazji małych. Dorosłymi zajmują się lecznice działające w Akcji, na moją głowę spada zaopatrzenie smarków.
Przyjęłam raport z łapanki: 5 dorosłych, 4 młode!
Tak było i tym razem.
– Czy widziałaś te nowe? – Maryla pytała dziwnie poruszona – Są przepiękne, jak żyję takich nie widziałam.
– Coś tam rzuciłam okiem na czat, faktycznie takie bajkowe, jak wilczki, jak znam życie pójdą spod lady, bo to cudaki.
– Będą się o nie bić – zawyrokowała.
– Nie będą! Sama wydam, będę weryfikować osobiście. Ale najpierw niech do mnie trafią, muszę mieć czas by poznać ich charakter.
Minęło kilka dni, koci świat prawie oszalał oniemiały na widok moich smarków. Prawie cała kocia Polska stała w kolejce po nie, tylu było chętnych.
Metoda weryfikacyjna opracowana lata temu, nadal świetnie działa i w obecnych realiach.
Z łatwością dokonałam selekcji tych najbardziej odpowiednich przyszłych opiekunów.
Liczyłam na odrobinę nudy, jednak, któregoś dnia, wczesnym popołudniem, dziewczyny podniosły alarm!
– Dzwoniła pani Ania, była karmić swoje stado i znalazła martwą kocicę, najpewniej potrąconą przez samochód. Jeszcze była ciepła i na oko widać, że niedawno karmiła…
– Nie ma co płakać, stało się, trzeba działać! Dzwoń po dziewczyny, idziecie szukać!
Jak nic się nie dzieje, to czas leci jak szalony, a jak człowiek ma napięte nerwy, to na przekór niemiłosiernie się wlecze. „Co one tam robią? Dlaczego nie dzwonią?”. Mimo wszystko staram się nie panikować.
Już było ciemno, gdy zadzwoniły.
– Są dwa, gniazdo matka pod podłogą zbudowała. Wydłubałyśmy je podbierakiem. Zbyt małe by zdziczały.
Wiedziałam,co to oznacza: niezbędna jest mamka. Tylko skąd?
Tymczasem Maryla raportowała dalej:
– wiek pewnie 3, może 4 tygodnie, jeszcze głupie kompletnie w temacie jedzenia, ale całe, zdrowe, kontaktowe, ładne, wiskasowe, jak matka, której brak.
„Narobiła nam latawica” pomyślałam z goryczą. Z nimi tak jest niby małe karmią a już za kocurami się oglądają. Natura!
– Jakiś pomysł? Jesteś Szefową!
– Daj mi ten starszy miot, podzielimy się pracą. Mam zbyt napięty grafik przed wakacjami, trudno będzie mi karmić.
W efekcie ledwo wydałam kociaki, roboczo zwane wilczkami, a już takie same cudaki do mnie przyjechały.
Patrzyłam w malunie ślepka, na śmieszne kocie przecinki wchodzące do miski. Będziemy nabierać dobrych manier, domyjemy zaklejone pysie, nauczymy się kuwety, a potem jak zwykle ogłosimy festiwal na najlepszego dla was człowieka!
2