Zwrot okoliczności sprzyjających zawsze pomaga nam w uzyskaniu celu czy zadania. Jakoś dziwnie się dzieje, że nawet w sytuacjach dramatycznych, kolizyjnych, czy niezwykle trudnych, typowo, jak mówi przysłowie, spadamy na cztery łapki, tylko mało kto ma świadomość, że ludowe powiedzenia nie zawsze zgodne są z prawdą. I tak, mówimy, że kot zawsze spada na cztery łapki, co ma oznaczać, że z każdej opresji wyjdzie obronną ręką, ale niestety rzeczywistość bywa kompletnie inna.
Kot oczywiście spadnie bezkolizyjnie nawet z dość wysoka, jednak warunkiem jest miękkie podłoże, krzaki, żywopłot, które amortyzują upadek oraz możliwość ustawienia ciała tak, żeby mógł lądować bezpiecznie. Dlatego, podczas adopcji, opiekunka domu tymczasowego przedstawia obrazowo wizje, jakie mogą być następstwem niefrasobliwej opieki.
Podejmując się wykonania zadania odnośnie dotacji z urzędu, jak zwykle, tradycyjnie, podeszłyśmy do tematu nie tylko odpowiedzialnie, ale działając według klucza, który powinien zapewnić sukces. Najważniejsze jest zebranie liczby obecnych uczestników i nie jest to istotne, czy biorących udział w wykładach, konkursach czy warsztatach, liczy się wynik ostateczny, na który pracuje, rzecz jasna, cała Fundacja.
Wysiłek zawsze warto podjąć, tym bardziej, że finalnie to nie tylko jest określony profit dla samej Fundacji, czy biorących udział, a ważna informacja dla organizatorów konkursu, że jesteśmy organizacją, która poważnie traktuje daną szansę.
W roku szkolnym generalnie skupiłyśmy się na prelekcjach, a bliżej wakacji, kiedy w szkole bardziej luźno traktowano już zajęcia, na warsztatach. Pierwszy z tego cyklu, inspirowany kotami, odbył się podczas pikniku w szkole Kai, dziecka Kasi, jednej z koordynatorek do spraw edukacji.
Mama była nieobecna, aczkolwiek usprawiedliwiona, ponieważ tego dnia grafik nakazał jej iść do pracy, miała godną zastępczynię, która na piknik przyszła w towarzystwie przytulanki – kota.
Nasze dzieci fundacyjne inaczej kompletnie dorastają niż te, których matki nie działają społecznie. Nie raz już wspomniałam, że samo życie weryfikuje naszą codzienność i czasem bywa, że i rodzina bierze aktywny udział, wspierając nasz wolontariat.
Kaja, jak i jej bracia, mają w Fundacji swoje małe zadania. Pod nieobecność mamy odbierają przerzucane przez kurierów artefakty, które pomagają przeprowadzać na przykład kocią edukację, a bywało, że w przypadku kolizji personalnej, Antek lub Tomek pomagali również w prowadzeniu zajęć. Od wczesnych lat uczą się przy okazji obowiązkowości, systematyczności i pilności.
W pikniku uczestniczyła społeczność całej szkoły wraz z rodzicami, dziadkami, ale też kociarzami, ponieważ osoba nas zapraszająca szalenie dużo serca włożyła w organizację oraz reklamę wydarzenia. Oprócz warsztatów, które dopięte i omówione w szczegółach były odpowiednio wcześniej, rozpoczęła też reklamę zbiórki karmy, którą zorganizowała w klasach 1-3, wśród dzieci należących do młodzieżowego koła wolontariuszy. Jest to obecnie szalenie modna forma aktywizacji uczniów, poprzez wskazywanie możliwości włączenia się w akcje, wspierające przeróżne organizacje. W przyjaznej formie buduje się i tworzy światopogląd młodego człowieka, wpływa na rozwój osobisty oraz znacznie poszerza horyzont.
Fajnym pomysłem było opracowanie graficznego kociego szlaku. Młodzież przygotowała stosowne grafiki – apele, zachęcające do udziału w zbiórce karmy dla Fundacji. W całej dosłownie szkole, przeróżne miejsca na korytarzu zdobiły kocie plakaty z informacją oraz naszym logo. Bardzo sympatyczna i przyjazna, aczkolwiek nienachalna forma zachęcania do wspierania Fundacji.
To, że Fundacja zebrała dobre notowania, jest oczywiste. To, że nasze stoisko cieszyło się zainteresowaniem, także jest niepodważalnym faktem, krówki podkreślały sympatyczną atmosferę, ale przebojem wydarzenia było niespodziewane spotkanie dwóch koleżanek.
Kiedy podczas rozmowy z panią dyrektor, tradycyjnie dziękowałam za zaproszenie, nagle ta, kompletnie moim zwyczajem, weszła mi w pół słowa, zadając pytanie: A czy przy stoisku nie siedzi Ania G.?
Okazało się, że obie panie doskonale się nie tylko znają, ale i lubią. Momentalnie zmieniła się jakość rozmowy, dziewczyny uradowane zaczęły prosić o wspólne zdjęcia, snuć plany na dalszą, bardziej ścisłą współpracę, rzucały pomysłami na wprowadzenie w życie kocich, pomocowych projektów.
-Ale to już w nowym roku szkolnym, drogie panie! – nie mogłam się powstrzymać, by ostudzić ich zapał oraz wizje.
Długo pracowałyśmy, by w tej społeczności zaistnieć, powiem szczerze. Różne okoliczności mają zawsze wpływ na decyzje, normujące wspólną aktywność, a nie zawsze zbierane w necie czy wśród znajomych opinie są współmierne z rzeczywistością, bez osobistego, negatywnego zabarwienia. Komunikację prawidłową buduje się w oparciu o wspólne doświadczenia, tak jest uczciwie i rzetelnie, w przypadku kiedy nasze prywatne emocje biorą górę nad dobrem ogółu, zaczyna się szkodliwa dla innych w skutkach prywata.
Zawsze patrzyłam bezstronnie na wszelkie okoliczności, których byłam uczestnikiem. Wyciąganie wniosków z każdej sytuacji, to jest właściwa analiza, umożliwiająca uniknięcie pomyłek i błędów, ale w żaden sposób nie może przekuwać się na niechęć do danej społeczności. Szło jak po grudzie, przyznam otwarcie. Jednak zaangażowanie i determinacja Kasi oraz moja całkowita akceptacja, a wręcz włączenie się do akcji, przyniosło zamierzony efekt.
Miałam świadomość, że odnajdziemy wspólny język ze społecznością szkoły, tylko musimy otrzymać szansę na prezentację naszej oferty. Nie boimy się wyzwań, znając kreatywność oraz elastyczność działających w zespole edukacyjnym wolontariuszek, ich wiedzę, otwartość na nowe sytuacje i do każdej umiejętne dostosowanie, nie wróżyłam porażki. Zresztą, chcąc mieć rękę na pulsie, sama zgłosiłam chęć udziału, by z ręką na sercu zapewnić Kasię, że jej starania, by zaprezentować Kocią Mamę, nie zostały zmarnowane.
Witamy na pokładzie kolejną fajną społeczność, a relację z przyjaznego pikniku kończę stosownym przysłowiem: Kropla drąży skałę!!!!