To spotkanie przygotowałyśmy w zasadzie w ciągu jednego tygodnia. Już wcześniej padł pomysł opracowania kociej lekcji edukacyjnej dostosowanej do obecnych warunków, czyli on-line, jednak jak to u nas, z powodu natłoku zadań, ciągle odkładałyśmy na półkę, wpisując na oczekująca do wykonania listę zadań. Plan był prosty, spotkają się mózgi odpowiedzialne za tę aktywność, czyli Szefowa Iza i obie koordynatorki Ania i Kasia, tylko jak to ze mną bywa, nieustannie brakowało mi czasu.
Mogę Wam zrobić fajne edukacyjne plakaty- zadeklarowała Emilka, ale musicie się spotkać i napisać scenariusz – zarządziła porządkując nasz projekt.
“Iza, kiedy się spotykamy?” – delikatnie przypominała co rusz Ania. To sprowadzanie mnie na ziemię również należy do zadań koordynatorek. Każda pilnując swojej działki, zabiega o to, żeby były jak najmniejsze zaległości. To ułuda, że w czasie pandemii działamy w wolniejszym trybie, fakt, że nie uczęszczamy regularnie do szkół i przedszkoli powoduje, że więcej zabiegamy o promocję Kociej Mamy w internecie.
Kilka dni temu zadzwoniła do mnie wielka ambasadorka Fundacji, Pani Renatka pilotująca w normalnych czasach spotkania edukacyjne. Szalenie sympatyczna i empatyczna promuje od lat nasze kocie działania jak również zachęca do wolontariatu. W ubiegłym roku na ostatniej wielkiej Gali młodzież ze Szkoły Podstawowej nr 33 bardzo aktywnie pomagała przy całym koncercie. Nie było żadnych scysji, kolizji, dąsów i kaprysów. Zarówno młodzież, jak i pedagodzy oraz rodzice dumni byli, że ich pociechy i podopieczni tak się realizują w okazjonalnym wolontariacie. Ogromna radość, dyscyplina i sumienność zadaniowa.
Podczas rozmowy padło pytanie: “Pani Izo, a gdybyśmy zrobiły lekcję on-line? Ogłoszę w szkole tradycyjną zbiórkę karmy, zawieszę adekwatny plakat, panie zaproponują temat spotkania.”.
Najlepsze są nieoczekiwane propozycje. “Przyznam…” – mówię – “…, że od dawna chodzi nam taki zamysł po głowie, narzędzia mamy odpowiednie, edukatorki są w rannych godzinach dostępne, każda ma kilka kotów w domu, więc to stwarza dodatkową atrakcję, rzeczywiście rok pauzowałyśmy, należałoby wrócić do kociej edukacji, ale…” – zastrzegam od razu- “…muszę przegadać temat z wolontariuszkami.”.
Burza mózgów odbyła się błyskawicznie w gronie edukatorek. Ani, Eli i Kasi zarzuciłam temat. “Dziewczyny kochane, Pani Renatka sugeruje przeprowadzenie lekcji on-line, co Wy na to?”. O ile konieczny jest kontakt bezpośredni czy to w szkole, w przedszkolu czy nawet w telewizji bezpośrednio na wizji, z Kasią nie mam żadnych problemów. Lubi ją aparat, kamera, jak ryba czuła się na scenie podczas ubiegłej KotoManii. Najmniejszego skrępowania czy tremy. Natomiast Ela, tu zaczynają się schody, bowiem przekazanie ogromnej wiedzy jaką posiada czasem blokuje trema.
“Ela, będziemy przecież razem, opowiesz to co robisz, co kochasz, nawet nie musisz pisać konspektu, wszystkie notatki masz w głowie i sercu.”. Przekonałam wreszcie. Z Anią nie ma nigdy najmniejszego tego rodzaju kłopotu, po 27 latach pracy z dziećmi w szkole nauczając biologii żadna sytuacja związana z publiczną aktywności nie jest w stanie wyprowadzić Jej z równowagi albo wprawić w zakłopotanie. Przekazałam naszą zgodę Pani Renatce i ustalając termin zapytałam o wiek słuchaczy wykładu. Te 30 minut musiałyśmy jakoś zgrabnie zaplanować, ponieważ stałe punkty z przyczyn oczywistych zostały wyeliminowane. Między innymi malowanie buziek w koty, rozdawanie krówek i pomocy dydaktycznych. O ile do tej pory w temacie lekcji on-line nasza aktywność szybkością przypominała poruszanie ślimaka, o tyle od akcepcji daty, rozpoczął się szalony bieg zadaniowy. Kasia utworzyła grupę: “Edukatorki on- line”, zrobiła kilka adekwatnych plakatów i jednocześnie rozpoczynając prace przygotowawcze promowałyśmy wydarzenie w internecie, z nadzieją, że może chętne będą jeszcze i inne szkoły.
Sytuacja była, jak to u nas tradycyjnie bywa, niejednoznaczna zarazem i łatwa, i kłopotliwa. Miałyśmy przygotować spotkanie dla młodzieży klasy czwartej, a mając świadomość, że to będzie już kolejne nie mogłyśmy skorzystać z tematów już przerabianych, byłoby to kompletnie nie w naszym stylu. Ideą edukacji nie jest tylko promocja Fundacji i zbiórka karmy, a faktyczna edukacja poprzez wprowadzanie każdego roku nowych elementów charakteryzujących pracę Kociej Mamy.
“O pielęgnacji, leczeniu, o formach komunikacji już było.” – wymieniam podczas rozmowy z Anią- “Teraz trzeba pójść o krok dalej.”.
“Zrobię prezentację pod tytułem: Trudne adopcje i opowiemy jakim kluczem kierujemy się nadając tym kotom imiona.”.
“Ela pokaże Schedkę i opowie historię jej porzucenia i jak walczyła z kocią depresją wywołaną tym traumatycznym incydentem.”.
“Kasia opowie o formach wolontariatu w tych niecodziennych czasach, o możliwości pomocy i aktywności na rzecz Fundacji, a ja przedstawię swoje koty i przypomnę ich historię.”.
Dwa dni przed godziną zero odbyła się generalna próba łączenia, tak byśmy poznały zasady, kiedy wyłączamy kamerki i mikrofony.
Pierwsza w historii Kociej Mamy lekcja on-line już za nami i jak zwykle wszelkie ustalenia delikatnie uległy zmianie. Scenariusz zrealizowałyśmy w 100%, tylko jak przy spotkaniach na żywo, kiedy młodzież słuchając kocich opowieści rezygnowała z wyjścia na przerwę, tym razem zadziało się dokładnie tak samo. 57 uczniów siedziało cichutko chłonąc moje słowa o kotach i zwierzakach kalekich, które mieszkały ze mną. Tego nikt się nie spodziewał, magia niezwyczajnych opowieści nadal trzyma słuchaczy w napięciu i gdyby nie przypominanie, że za moment rozpoczynają się następne zajęcia, lekcja trwałby jeszcze długo. Furorę zrobiły moje rasowe koty, dotąd na spotkania uczęszczał tylko Iwan, Leon od kilku lat cieszy się zasłużoną emeryturą w końcu skończył 15 lat, do stada dołączyła złośnica Zosia i z uwagi na jej kaprysy i fochy, nie odważyłabym się zabrać ją do szkoły, a Simba, który mieszka z nami od prawie miesiąca na dźwięk dzwonka ucieka natychmiast na szafę do sypialni. Dzięki lekcji on-line mogłam zaprezentować wszystkie moje koty, w przestrzeni domowej czuły się bezpiecznie i swobodnie, nie mogły tylko zrozumieć, dlaczego machają łapką do komputera i podnoszę je prezentując jak na zawodach. Dzieciaczki były zachwycone, tyle cudnych kotów jednocześnie na jednej lekcji, takie atrakcje trafiły im się w wyniku męczącej wszystkich sytuacji związanej z wirusem Covid-19.
Pierwsze koty za płoty.
Teraz jesteśmy przekonane, że każdą następną lekcję możemy sprawnie i ciekawie przeprowadzić. Plusem jest fakt, że edukatorki nie tracą czasu na dojazdy i jednocześnie mamy kontakt z młodzieżą kilku klas. Uważam spotkanie za szalenie udane. Zapraszam na lekcje on-line inne zaprzyjaźnione szkoły, gorąco zachęcam do udziału, bo wielka już pora wrócić choć odrobinę do zarzuconej aktywności.