Postronny obserwator fundacyjnych działań, widząc posty zamieszczane na fanpejdżu może mieć mylne wrażenie, że praca fundacyjna skupia się wyłącznie na zarabianiu pieniędzy na Pchlim Targu i radosnych adopcjach. Już wyprowadzam sympatyków z błędu, mimo, iż nie narzekamy wprost i nie publikujemy żałosnych wiadomości, lecznice mają pełne ręce roboty, bo niestety i nam chorują koty.
To, że w tym roku nawet małe oseski są szalenie dzielne i ładnie rosną, dodaje mi tylko energii by jeszcze więcej zabiegać o ich właściwe leczenie. Intensywnie działamy w temacie sprzedaży, by móc spokojnie nosić koty na wszelkie konieczne badania i zabiegi.
Wolontariuszki łapią kocice na sterylizacje zabierając jednocześnie smarkate małe, które czasem tak jak przepiękny Wilczek fundują nam chorobowe atrakcje. Dotąd sądziliśmy, że stres spowodowany zmianą środowiska i socjalizacja domowa wywołuje koci katar a Wilczek jest przykładem, że dobra, wysokokaloryczna karma, którą zaczął spożywać w domu tymczasowym wywołała rewolucję w organizmie.
Szereg badań, analiz wykluczających groźne wirusowe choroby, testy w kierunku fipa, białaczki i panleukopenii, pozwoliły wykluczyć najgorsze rokowania. Kiedy minęło kilka tygodni, jelita wróciły do prawidłowej pracy a wyniki kontrolne wreszcie uspokoiły i bezradnych po omacku szukających przyczyny złego stanu zdrowia kota lekarzy i Ulę, która opiekuje się malcem.
Poziom zabezpieczania kotów dzięki dostępnym aparatom i wiedzy szkolących się nieustannie lekarzy jest o niebo lepszy, od chwili kiedy zaczynałam pracę na rzecz zwierząt, jednak wraz z lepszym poziomem usług weterynaryjnych adekwatnie do nich rosną kwoty na fakturach.
Lato minęło, Jesień na razie jest łaskawa, koty nie chorują jakoś dramatycznie, ale zgłoszeń o przyjęcie jest nadal duża ilość. Nie wiem czy ma na ten stan wpływ brak bezpłatnych zabiegów czy nieudolność karmicieli, którzy działają połowicznie, kończąc aktywność w chwili przekazania Fundacji kotów. Przypominam delikatnie, nie straszę, nie grożę, kto mnie zna wie, że konsekwentnie respektuję ustalenia i swoje obietnice, proszę łapać matki na sterylizację, bo kolejnych miotów ponownie nie zabezpieczę. Tylko radykalne rozwiązania mogą istotnie ograniczyć ilość kotów środowiskowych a domy tymczasowe nie mogą pełnić funkcji kocich akwizytorów. Zapraszam po stosowny sprzęt, nie brakuje w Kociej Mamie ani klatek łapek, ani kenneli czy kontenerów.
Wesprzemy każdą aktywność, pomożemy logistycznie, proszę tylko o niebagatelizowanie problemu, bo zimowe mioty już nie będą miały takich komfortowych warunków z uwagi na nadchodzące słoty, wiatry, niepogody.