perełki dyżurowe komunikacja

Temat od zawsze szalenie przykry, ale niestety wpisany na moją listę
obowiązkowych zadań – dyżur telefoniczny, jaki Fundacja pełni od poniedziałku do
piątku, starając się, by dni świąteczne i weekendy były przeznaczone na
przewietrzenie głowy, odstresowanie po ciężkim tygodniu, chwilę dla siebie i rodziny.
Jednak rzeczywistość tej pracy wygląda inaczej, o czym opowiadałam już nie raz.
Mimo to nadal trafiają się osoby, które – jak grzyby po deszczu – uważają, że za
drobne wsparcie finansowe mogą mi bezczelnie wejść na głowę, kontaktować się o
każdej wybranej przez siebie porze, a kiedy nasze zdania, opinie i poglądy się różnią,
bez żenady wysyłać obraźliwe SMS-y.

To, że Ania ustawicznie przypomina o godzinach i terminach kontaktu, nie przynosi
żadnego efektu. Od kilku tygodni przyjęłam nową metodę – nie wdaję się w żadne
rozmowy, jeśli komunikacja nie odbywa się w wyznaczonej porze. Grzecznie, ale
stanowczo informuję, że podejmę rozmowę w dogodnym dla mnie czasie.
Jeden rozmówca przyjmie to ze zrozumieniem, ale są i tacy, którzy natychmiast
zaczynają pisać elaboraty na czacie lub w SMS-ach, narzekając, że moje
zachowanie ich obraża. Pojawiają się zarzuty, że Fundacja udziela porad tylko
wtedy, kiedy ma na to kaprys, że moje podejście woła o pomstę do nieba, a moje
poczucie obowiązku jest skandaliczne. Co bardziej pomysłowi i ambitni w kreowaniu
afer natychmiast wyrażają troskę o sposób zarządzania Fundacją, jej kondycję oraz
gospodarowanie finansami.

Najbardziej kuriozalne są jednak sytuacje, gdy osoby, które kiedyś wsparły nas
drobną kwotą, bez skrupułów przypominają o tym fakcie, jakby dawało im to prawo
do wymuszania korzystnych dla siebie decyzji.
Pragnę przypomnieć, że Fundacja działa w trybie wolontariatu, a ja, pełniąc rolę
szefowej, tkwię w samym centrum dowodzenia. Mój spokój, wyciszone emocje i
pozytywna energia bezpośrednio przekładają się na rozsądne zarządzanie „kocią
firmą”. Jak każdy człowiek mam prawo do lepszych i gorszych dni, zwłaszcza gdy
wpływa na to mój stan zdrowia.

Umowy, plany i ustalenia czasem ulegają zmianom w zależności od okoliczności. To
rzadkie przypadki, ale jeśli już się zdarzają, oczekuję, że zostaną przyjęte ze
spokojem, a nie staną się pretekstem do prób szantażu. Nie podejmuję decyzji
kierując się kaprysem i daleka jestem od upubliczniania swoich prywatnych
problemów. Fundacja funkcjonuje stabilnie bez względu na moją kondycję, a
przyjaciele i sympatycy doskonale zdają sobie z tego sprawę.
Generalnie nie lubię zmieniać planów, ale życie czasem samo je koryguje. Nie
rozumiem, jak dorosłe, stateczne osoby mogą wpadać w niepohamowaną złość tylko
dlatego, że jakieś działanie delikatnie przesunęło się w czasie – nie zostało odłożone
ani zarzucone, a jedynie zmieniono jego termin.

W życiu każdego człowieka przychodzi moment, gdy na zewnątrz wszystko wygląda
normalnie – chodzimy do pracy, robimy zakupy, wyprowadzamy psa na spacer – ale
w głowie kłębią się emocje, często dalekie od pozytywnych. Nie ma znaczenia, czy
powodem jest troska o dziecko, problemy w pracy, kłopoty rodzinne czy nagła
choroba. Ważne jest, by każdy empatyczny człowiek miał świadomość, że osoby
działające w Kociej Mamie to nie bezduszne roboty. Nasze emocje i wyobraźnia są
wyostrzone znacznie bardziej niż u przeciętnego człowieka, bo codziennie stykamy
się z bólem i krzywdą zwierząt.
Osoby zgłaszające problem widzą go w swojej małej skali – dla nich to często jedyna
interwencja, z jaką się mierzą. My natomiast mamy ich wiele każdego dnia. Dlatego
nie można mieć pretensji, gdy prosimy o przypomnienie sprawy. Jest jeszcze jedna
istotna kwestia – osoby kontaktujące się poza wyznaczonymi godzinami często
oczekują natychmiastowej odpowiedzi i zakładają, że wszystkie przekazane
wcześniej informacje przechowuję w pamięci jak bezcenne wspomnienia. To
stanowczo błędne przekonanie!
Ponieważ od kilku lat sama nadzoruję wszystkie interwencje, a jest ich ogromna
ilość, najważniejsze kwestie zapisuję w notesie – a ten, wbrew pozorom, nie wisi mi
przez cały dzień na łańcuszku jako ozdoba szyi!
Praca w Kociej Mamie jest jasno zdefiniowana – każdy wolontariusz zna swoje
obowiązki i realizuje je bez mojego ponaglania. Jesteśmy sprawne, skuteczne,
zadaniowe. Nie ma potrzeby traktowania nas protekcjonalnie, jak dzieci wymagające
opieki. Ponadto, jeśli ktoś zwraca się do Fundacji o pomoc, powinien wiedzieć, że
nieskuteczne formy nacisku, takie jak szantaż, obelgi czy kłamstwa, nie przyniosą
żadnego efektu.
Jako szefowa tak licznej gromady miałam niestety okazję spotkać osoby, które trafiły
do naszej grupy, nie biorąc sobie do serca słów, które zawsze padają podczas
pierwszej rozmowy kwalifikacyjnej: Kocia Mama to nie tylko Fundacja – to
społeczność, która się wspiera, troszczy wzajemnie i trzyma za rękę w trudnych
chwilach. To przestrzeń, w której nie ma miejsca na fałsz, iluzję czy konfabulację, a
każde nieetyczne zachowanie wobec innego wolontariusza kończy się
wykluczeniem.
Jestem wyczulona na aferowe zachowania. Słabo brzmi stwierdzenie: "Zrobiłam
przelew, mimo że była pani niemiła!" – naprawdę nie mam zamiaru marnować energii
na słowne przepychanki. Albo działamy w atmosferze wzajemnego szacunku i
zrozumienia, albo sugeruję kontakt z inną organizacją. Po tylu latach pracy, wolna od
pychy, doskonale znam wartość i siłę sprawczą mojej wyjątkowej Kociej Mamy i jej
wolontariuszy!