– Powinnaś być dumna, stworzyłaś coś pięknego, skupiłaś wokół siebie szczelny mur przyjaźni, serdeczności, dobroci, zrozumienia, twoja Fundacja nie da zrobić ci krzywdy, zawsze będą krok przed tobą, by cię chronić, otulać dobrocią i zrozumieniem, dać czas na ból, radość, czasem nawet opamiętanie, wy naprawdę rozumiecie się bez zbędnych słów.
Te słowa usłyszałam jakiś czas temu, podczas pogawędki z osobą, którą znam od lat. Trochę stawia kabały, odrobinę uważniej od innych śledzi ruch na niebie gwiazd. Zakręcona, pozytywna, otwarta na ludzi, taka kobieta nie na te czasy, która nosi ogromne pierścienie i słucha śpiewu ptaków. Wtedy nie przyłożyłam aż takiej wagi do jej wypowiedzi aż do czasu, kiedy życie wywróciło się do góry nogami, emocje sięgnęły zenitu, a ja, zaciskając bezsilnie ręce, rzucałam pytanie, na które nikt nie miał dobrej ani sensownej odpowiedzi. To, że serce pękało, nie oznaczało, że mam prawo odwiesić obowiązki szefowej. Kocia Mama nie jest niczyim kaprysem, zabawką, upiększającą życie atrakcją. To firma solidna, działająca bez usterek, w każdej, nawet dramatycznej okoliczności.
Cierpiałam, ale wiedziałam, że nie przed wszystkimi mogę ukryć moją rozpacz.
– Kasia, nie ma Iwana, powalił go złośliwy rak, spotkania z dziećmi poumawiane, nie dam rady, rozpłaczę się na bank!
Nie musiałam tłumaczyć, wyjaśniać, prosić czy sugerować. Kasia, mimo kruchości, to bardzo twarda, mądra osoba.
-Skoro ty tak zdecydowałaś, nie było innej drogi, każdy kto cię zna, wie, że nie poddajesz się bez walki! Siedź w domu, ja przejmę wykłady, Rysia ma nowe szelki, niech wchodzi w rolę fundacyjnej gwiazdy. Nie mam odwagi z tobą pracować, jak zobaczę ten różowy kontenerek Iwana, to ja się popłaczę.
Rzuciłam się w wir pracy, dla mnie to zawsze najlepszy lek. Dbałam tylko, żeby Kasia miała parę i zajęłam się przygotowaniem zajęć, a dalej wolontariusze działali.
To, co usłyszałam kilka tygodni wcześniej, mogłam teraz doświadczyć.
– Jak się czujesz? Rozmawiałam z Michałem, powiedział mi co się stało, dobrą podjęłaś decyzję najlepszą dla kota, jesteś nie tylko silna, ale i mądra, nie uciekasz przed odpowiedzialnością, na bok odłożyłaś swoje emocje, mało kto ma tyle odwagi w sobie. – Jeszcze tego samego dnia usłyszałam od Emilki.
– Nie mogłam inaczej, nie jestem hipokrytką …
– Nie tłumacz się, ty nie musisz!
– Bardzo ci współczuję – napisała na czacie Nula – Poprawiałam i płakałam. Wiedziałam, co chciała mi przekazać! Kiedy człowiek zna drugą osobę tak prawdziwie, autentycznie, że czasem szpera w jej głowie i myślach, by dać wsparcie, otuchę, znak, że rozumie rozpacz, nie trzeba wielu słów, cisza wtedy jest bardziej wymowna.
– Jak będziesz gotowa porozmawiać, jestem do dyspozycji- napisała nazajutrz Ela- wiem, co czujesz, jak chcesz dać upust złości, nakrzycz na mnie, ja się poświęcę, oddam ci wsparcie, jakie otrzymałam po stracie Schedy.
Śmiałam się poprzez łzy. Zrozpaczona, ale szczęśliwa, że te, z którymi tym smutkiem się podzieliłam, aż tak serdecznie reagują.
Kasia zmieniała partnera w duecie, raz pomagała Blanka, innym razem stanął obok niej Grzegorz. Wtajemniczeni wiedzieli, ile kosztuje mnie gra pozorów, praca niby w tradycyjnym trybie, ale te, które korygują reportaże, miały świadomość, jak rozchwiane są moje emocje w środku, na jaką huśtawkę uczuć wsadziło mnie Życie.
Minęły dwa tygodnie, a mnie niestety nadal rozpacz trzyma.
-Kasia, miałam prowadzić zajęcia z Natalką, nie jestem gotowa…
-Nie ma problemu, ile czasu ci potrzeba, tyle masz, ogarniemy, przecież jest sporo nas!
Jakby dwa światy toczyły się równolegle, ten, w którym nic się nie stało i Fundacja nadal pięknie działa. Ania, Bożena i Iwonka zajmowały mi głowę, pytając o sprawy błahe, wiedziałam z jakiego powodu to robią. Za każdym razem to był sygnał troskliwej sympatii. I działa się ta druga rzeczywistość, w której przechodziłam kolejne fazy cierpienia, od samooskarżenia, po atak na najbliższe osoby, jakoś musiałam tę stratę przerobić. Słowa Doroty dźwięczały mi w głowie, one też wiele kwestii uporządkowały, pokazały w bardziej wyrazistym tonie.
O tym, że nastąpiła zmiana w składzie poniedziałkowej edukacji, powiedziałam Natalce sama, zbyt dużo znaczy dla mnie, żebym schowała się za Kasię.
-Natka, dziecko, w poniedziałek jest zmiana planu, nie ze mną działasz, a z Kasią- na wiszące pytanie, wyjaśniłam: – Nie jestem gotowa pracować bez Iwana….
– Co ty do mnie mówisz? Co się stało?
– Rak, poszedł za mnie, nie było jak ratować….
– Niedobrze mi, muszę iść zapalić! – Nie strofowałam, jak zawsze, kiedy nie dbają o swoje zdrowie, każdy ma swój sposób, żeby odreagować.
Całe to zdarzenie pokazuje, jak mocne panują między nami prawdziwe relacje. To nie jest wybiórczy incydent, że opiekują się mną szczególniej, bo pełnię funkcję szefowej. Oni oddają mi w chwilach zwątpienia te wszystkie moje akty pomocowe, zwracają z nawiązką opiekę, wsparcie, czasem nawet ustawienie z troski do pionu. To nie są sytuacje aranżowane, dyplomatycznie poprawne.
Koty nas wszystkich połączyły, one tę niesamowitą grupę wokół mnie skupiły i oni, ci moi wolontariusze wraz z kotami pilnują, żebym nigdy nie miała okazji rozejrzeć się i zobaczyć wokół siebie beznadziejnej pustki, a zawsze gotowe do pomocy bratnie dusze. Dziękuję wam za te ostatnie smutne, ale szalenie wzmacniające dni!