Tuszyn, Ksawerów, Rzgów małe miasteczka położone nieopodal Łodzi. Kociarze są na szczęście wszędzie i raz na jakiś czas zgłaszają najczęściej mruczące interwencje. O ile z kotami dorosłymi staram się odsyłać do lokalnych organizacji, w myśl zasady, że skoro działają na rzecz środowiskowych, niechże faktycznie wykażą aktywność nie tylko internetową. Rozumiem, że pandemia bardzo pokrzyżowała szyki i ograniczyła możliwości zabiegania o wsparcie, ale nie bardzo rozumiem, jak można prowadzić organizację kompletnie bez stosownych zasobów.
Budowanie zaplecza zapewnia komfort pracy i aktywność w czasach kryzysowych, a sytuacje wynikające z Covid w żaden sposób nie tłumaczą braku gospodarności, krótkowzroczności i złego planowania wydatków.
Kot dorosły skoro przetrwał kilka lat w środowisku nie wymaga natychmiastowego zabezpieczenia chyba, że dozna wypadku, z maluchami jest inaczej, nie mam serca opiekunów odsyłać do innych, bo wiem doskonale jaką wydadzą decyzję. Co roku, w sezonie małych kotów staję się niewolnikiem własnych zasad. Nie umiem, ani nie chcę podejmować decyzji, za które musiałabym się wstydzić. Kocięta urodzone w opinii pani pieczołowicie chroniła, nie chwaliła się nikomu jakich ma bezdomnych podopiecznych. Jeździła systematycznie karmić ich matkę i kiedy maluchy zaczęły baraszkować przekazała do Fundacji. My dopełnimy resztę, nauczymy dobrych manier i przygotujemy do adopcji, a opiekunka ma rzecz oczywista misję złapania matki.
Historia powtarza się co roku. Ludzie przekazują sobie wrażenia, wnioski, przemyślenia. Nie każdy koci opiekun chce bezkrytycznie wykonywać polecenia organizacji, które nie wpisują się w jego etykę. W efekcie uciekają od nich ostrzegając i innych. Nie personalizuję zwierząt, doskonale znam ich rolę w ekosystemie, ale nie oznacza to, by jednocześnie traktować je instrumentalnie. Wyrazem zaufania do Kociej Mamy jest przekazywanie małych kociaków. Wiem, że inni pukają się w głowę, kręcąc nią ze zdumienia, widząc z jakim rozmachem działamy. Zapakowane są wszystkie wolontariuszki, ich znajomi, rodziny, przyjaciele. Kto tylko ma wolny jakiś kąt, przestrzeń gdzie można ustawić kennel, staje do pomocy. Wiedzą, że wydam każdego kota, to tylko kwestia czasu. Nie działamy pochopnie, na oślep, a systematycznie z głową planując adopcje. Pracuję od zawsze z kalendarzem w ręku, zapisuję zgłaszane koty, wydaję te starsze, udrażniam lecznice, by mogły oceniać nowoprzybyłe. Lekarze ze stoickim spokojem zadają pytanie: „a ta gromada to skąd przyjechała?”.
Kiedy opustoszało okno życia w Klinice Amicus, po zakończeniu interwencji, w trakcie której przyjęłam bagatela 17 kotów, przyjechało 9 małych od Pani spod Koła, które roboczo otrzymały nazwę Pterodaktyli! Cieszy się ekipa lecznicowa, bo odkąd rozpoczęła współpracę z Kocią Mamą niezwykły rejestrują ruch w kocim biznesie. Jedne mioty przybywają na przeleczenie, inne tylko na przegląd, a ja z Iwonką dwoje się i troję by zdobyć fundusz na opłacenie faktur!