Z ogromną przykrością, ale musiałam podjąć tę decyzję po raz pierwszy w całej historii fundacji i zrezygnowałam z udziału w wydarzeniu, na które zostaliśmy zaproszeni, by pozyskiwać fundusze na działania wynikające ze statutu.
Wielka szkoda, ze tym razem organizacyjnie była to nie przysłowiowa klapa, a totalna porażka. Nie mam pojęcia, dlaczego i z jakiego powodu zapadło aż tyle niechlujnych logistycznie decyzji. Brak komunikacji na linii menadżerek fundacji i organizatora sprawił, że do wydarzenia była doskonale przygotowana tylko Kocia Mama. Piękne, wyjątkowo atrakcyjnie ułożone i rozplanowane stoisko, w czasie, kiedy wszyscy gromadzą prezenty na Mikołajki i Boże Narodzenie, trwało w szarym kącie galerii, jakby miejsce z rozmysłem było wyznaczone za karę. W całym markecie nie było ani jednej informacji o wizycie fundacji w weekend. Żadnej ulotki czy plakatu zachęcającego do odwiedzenia stoiska, do wsparcia fundacji poprzez zakup gadżetu czy karmy.
Bywałyśmy nie raz w tej przestrzeni z wizytą, jednak zawsze o stronę medialną, o nagłośnienie zadbał organizator. Dlaczego tym razem inaczej się zadziało, nie mam pojęcia. Zabrakło przepływu konkretnych, dla nas szalenie istotnych, przekazów. Przygotowanie stosownych plakatów nie było dla nas żadnym obciążeniem czy kłopotem, ale nikt nas o zmianie dotychczasowych reguł nie był uprzejmy powiadomić. Rezultat kiermaszu w piątek był tak destrukcyjny, demotywujący, tak przygnębiający, iż w trosce o emocje i nastroje wolontariuszy po sobotniej aktywności w tej mysiej dziurze, zrezygnowałam.
Nie stać mnie na bezsensowne angażowanie fundacji w źle przygotowane wydarzenia. Każda strata mnie boli, czy to jest kocia śmierć, uszkodzony sprzęt czy udział w dziwnych projektach. My od zawsze jesteśmy do każdego działania świetnie przygotowane i nieważna jest kategoria aktywności, czy dotyczy jarmarku czy prowadzonych interwencji, nigdy nie porywamy się z motyką na słońce.
Nie umiem określić swojego stanowiska w przyszłości, czy będę chciała kontynuować dalszą współpracę czy poszukam alternatywy. Dziś jestem zniesmaczona, szczególnie po rozmowach z wolontariuszami, przyjmując do siebie ich emocje.
Doceniamy bardzo wszelką pomoc, ale na lekceważenie pracujących w fundacji ludzi nie ma miejsca, nawet za cenę ewentualnego wsparcia. Nie mówię zatem do zobaczenia, nie dziękuję za zaproszenie.
I ja, i nadzorująca wydarzenie menadżerka, i mające dyżur na dwóch zmianach dziewczyny, musimy ochłonąć po tym, co się zadziało, nabrać dystansu i w przyszłości bardziej przejąć nadzór podczas organizacji, by uniknąć podobnych sytuacji.
Przykra to zapłata za grzeczność, za układność, za ufność, za taktowne przyjmowanie ustaleń.