odruch serca

Adopcja jest podstawą harmonijnej pracy. Niedopuszczalne i naganne jest zachowanie przyjmowania kotów do siebie i nieszukanie im nowych, stałych domów. Każda osoba działając na rzecz zwierząt powinna być nie tylko świadoma swojej roli, ale wolna od pychy, buty, a przede wszystkim głupoty.
Schronisko czy przytulisko, żeby dobrze właściwie funkcjonowało musi być małe! To jest podstawa, najważniejszy warunek, by zapewnić zgromadzonym zwierzętom warunki dla nich nie tylko odpowiednie, ale takie, które nie zaburzają swobodnego życia. Kiedyś, gdy Fundacja raczkowała, maiłam okazję poznać niemieckie schroniska. Nie jedno, nie dwa, ale kilkanaście w landzie. To, co zobaczyłam utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że zastój w adopcji narusza dobrostan zwierząt. Fundacje budują siedziby, w których zwierzęta przebywają latami w kojcach lub klatkach, często wręcz wegetując. To, że dostaną miskę z karmą, nie wyczerpuje ich potrzeb. Nie ma z nimi kto pracować, eliminować zaburzenia, uczyć nowej relacji z człowiekiem.
Jeszcze gorzej przedstawia się kwestia zwierząt zbieranych przez kociary do domu. Nie raz miałam wątpliwą przyjemność odwiedzać miejsca, bo trudno te zdewastowane przestrzenie nazwać mieszkaniami, gdzie na kilkunastu metrach kwadratowych bytowało ponad 30 zwierząt. Fetor, brud niesamowity, widok zniszczonych sprzętów i mebli był przygnębiający.
W takich przypadkach zawsze nasuwa się pytanie, czy to nadal miłość, czy może dziwne uzależnienie, czy też odrealnienie od rzeczywistości. Jeśli opiekun na małej przestrzeni utrzymuje kilkanaście nawet kotów, to raczej te koty dręczy i jest to objaw sugerujący problem, który kwalifikuje się do terapii.

Normalny, przeciętny człowiek ma świadomość, że zwierzęta są terytorialne i objaw brudzenia poza kuwetą zawsze sugeruje ukrytą chorobę albo sprzeciw wobec okoliczności, jakie zafundował mu opiekun.

Sama żyję z sześcioma kotami, ale przestrzeń domu zapewnia im komfort izolacji, spokoju oraz wybranie swojej ulubionej miejscówki, której nie zaburza im członek stada.
Z naszych domów tymczasowych, które nigdy nie są przeładowane, wychodzą do adopcji koty, o których opiekun dokładnie i szczegółowo jest w stanie opowiedzieć, ponieważ nie skupia się tylko na opiece stricte pielęgnacyjno-żywieniowej, a ma dość czasu, żeby pobyć z nimi i je doskonale poznać.
Dlaczego akurat Fundacja Kocia Mama ma taki ruch w adopcjach? Dlaczego nie boję się przyjmować kotów w wieku różnym? Bo pracuję ze świadomymi, mądrymi wolontariuszkami. Żadna nie przesadza z ilością futer w domu, a jeśli się już trafi osoba, która nie umie się z tymczasowym mruczkiem rozstać, jest tylko kwestią czasu, kiedy zakończy wolontariat. Zbieractwo jest problemem. Nie dla mnie, ale bardziej dla zwierząt i jeśli się nie rozumie tej zależności, to zamiast pomagać, czyni się krzywdę.
Nie można uznawać się za Pana Boga i trwać w przekonaniu, że nikt lepiej od nas nie zaopiekuje się naszym pupilem. Jest to niesprawiedliwe przeświadczenie. Ludzie zgłaszają się do Kociej Mamy z polecenia, ze wskazania przez innych adoptujących albo zwyczajnie wracają ponownie, bo pożegnali kota.

Spotykam ich w najmniej oczekiwanych miejscach podczas publicznych spotkań i wydarzeń. Podchodzą, witają się serdecznie i natychmiast zdają kocią relację.
Nie tak dawno odwiedziła mnie dziewczyna, zaczęła nam pomagać z wdzięczności za adopcyjną czarną kotkę. Nie adoptowała słodkiego maluszka, a dorosłą dojrzałą kotkę. Od lat zakochana w swej pupilce, wśród klientek organizuje dla nas zbiórki z okazji swoich urodzin. Przyjmuje wszystko co tylko dziewczyny przyniosą, nie kaprysi, nie kręci nosem, ponieważ wie, że w Fundacja za każdą pomoc jest wdzięczna.
Ania nie promowałaby Kociej Mamy, nie zachęcała do wspierania, gdyby była przez nas źle potraktowana czy oszukana. Nikt nie ucinał z nią kontaktu, ale też nie nagabywał czy sprawdzał. Ludziom trzeba ufać, dać szansę, a nie traktować jak potencjalnego wroga.

Wywiad przedadopcyjny ma tylko pomóc w przejęciu kota bezkolizyjnie oraz określić warunki, do których jest przyzwyczajony, w trosce o minimalizację stresu wynikającego z przeprowadzki.
Pracujemy w nowoczesnym stylu, z szacunkiem do adoptujących i troską o podopiecznego. Te emocje musimy bardzo dobrze wyważyć, by nasza troska nie przekroczyła granicy rozsądku.
Ania jest tylko jedną z wielu, która adoptowała od nas kota i nadal zostaje w sympatii i przyjaźni.
Umiar, rozwaga, świadomość potrzeb przede wszystkim zwierzaka, przekuwa się nie tylko na adopcje, ale i w dużym stopniu na reklamę oraz pomoc. Dziękujemy za bycie z nami, do miłego zobaczenia za rok, z okazji kolejnych urodzin!

Opublikowano w kategoriach: Łódź