odrobinę odważniej

Kiedy powstała pełnoprawna Kocia Mama, odkąd wyszłyśmy z ukrycia, działając jako grupa, rozpoczęły się prace nad zbudowaniem własnej strony internetowej. Chciałyśmy pracować profesjonalnie, przygotowując kociarzowi narzędzie, które by umożliwiło śledzenie wydarzeń, adopcji oraz interwencji. Polecam zapoznanie się z naszym archiwum, w którym to przechowujemy dowody naszej działalności.

Dużo się dzieje, jest o czym pisać, tematy podsuwają opiekunowie, kociarze, samo życie.

Kiedyś zadano mi pytanie, jak mianowicie poradzę sobie z ciekawym relacjonowaniem tych samych wydarzeń. Wiadomo, Kotomania każda jest inna, już poprzez rozmaitość scenografii i miejsca, w którym się odbywa, interwencje też raczej się nie powtarzają mimo, iż niezmiennie dotyczą kotów, ale jest jeden dział, którego realizacja oparta jest na jednolitym schemacie, a jest nią oczywiście nasza kocia edukacja.

Kiedyś starałam się być poprawna politycznie, nawet jeśli spotkanie wyszło słabo z uwagi na marnie przeprowadzoną zbiórkę, pisałam zgrabną laurkę, żeby społeczności nie było przykro, jednak z czasem nasunęła mi się niespodziewanie refleksja, skoro inni nie wypełniają umowy, dlaczego ja mam udawać, że ich nonszalancja mi nie przeszkadza. Przecież Fundacja zawsze realizuje te punkty, które w ofercie reklamuje. Uważam, że zasady fair play obie strony projektu obowiązują.

Z czasem reportaże, szczególnie te dotyczące wizyt w placówkach oświatowych, stały się formą edukacji, a uwagi skierowane były przede wszystkim do organizatorów pogadanki.

Wyszłam z założenia, że skoro Fundacja spełnia obietnice, tego samego możemy oczekiwać od drugiej strony.

Dzieci ani młodzieży nie możemy winić za pomysły ich opiekunów.

Kiedy przyjmujemy zaproszenie, nigdy nie wiemy jaki ostatecznie będzie jego rezultat.

To zawsze leży w gestii organizatorów, jak potraktują temat.

Szkoła, do której nas zaproszono po odbiór zebranej karmy, jest nam znana, uczęszczają do niej dzieci mojej wolontariuszki, Kasi. Rozpoczęcie wspólnego projektu odbyło się podczas pikniku w ubiegłym roku szkolnym, a że społeczność szkoły jest bardzo prozwierzęca, przy okazji przekazano zebraną karmę. W nowym roku byłam mile zaskoczona, kiedy ponownie odezwano się do mnie, zapraszając po naszykowaną już karmę. Zbiórka przeprowadzona została spontaniczne przez klub młodych wolontariuszy. Bardzo miła niespodzianka dla kotów, ale i dla Fundacji.

Po odbiór oczywiście stawiłyśmy się z prezentami, każdej klasie podarowałyśmy cegiełkę charytatywną, czyli koci kalendarz. Rzadko się zdarza sytuacja, że obdarowany przychodzi po odbiór pomocy również z prezentami. Przy okazji ustaliliśmy termin wizyty edukacyjnej.

– Iza, czy masz świadomość, że zajęcia umówiłaś w przyszłym tygodniu?- zapytała mnie Ania.

– Tak, wolę mieć już odhaczone wszystkie zaległości.

W kolejną środę pojawiłyśmy się znowu w tejże szkole. Miałyśmy przeprowadzić wykłady dla siedmiu klas, a ponieważ nigdy nie może się obyć bez niespodzianek, zanim wybrałyśmy się z wizytą, odbyłam z organizatorką szybką naradę.

– Co robimy? Jest awaria, wolontariuszka trafiła niespodziewanie do szpitala, dwie osoby zajęć równolegle nie zrobią, zatem mam propozycję, albo odkładamy na inny termin, albo łączymy klasy. Sugeruję drugie rozwiązanie, bo jak znam życie, dzieciaki już czekają na koty.

Tak też się stało.

Trzy kolejne godziny lekcyjne opowiadałyśmy z Anią o kociej diecie, higienie, zabawie i, jak zwykle, tradycyjnie, pojawiły się smaczne krówki, a buziaki ozdobiły cudne kocie makijaże.

To było spotkanie w ramach przeprowadzonej wcześniej akcji, a mimo to wszyscy uczestniczy przyszli z prezentami. Tym razem my byłyśmy mile zaskoczone. Spontaniczny apel o drobne prezenty dla mruczących gości sprawił, że rodzice bardzo odpowiedzialnie podeszli do tematu. Otrzymałyśmy dwa razy więcej karmy niż poprzednio.

Czy to był przypadek?

Zdecydowanie nie. Zawsze ilość zebranych produktów zależy od organizatorów zbiórki, od ich osobistego zaangażowania, od przybliżenia dzieciom i młodzieży organizacji, której się pomaga. Anonimowość nie sprzyja aktywności. Wszyscy chętniej wspieramy te akcje, które znamy i wiemy, na jakie cele potem są dedykowane.

Czytelność, przejrzystość, wiarygodność. Te cechy zawsze opisywały Kocią Mamę.

W tym przypadku, w tej konkretnie szkole, wszyscy sekundują Kociej Mamie, to miłe. Jednak nie odwróciłam się od tych, którzy zaczęli współpracę od drobnego potknięcia. Jesteśmy perfekcyjnie zawsze przygotowane do pracy i takiej samej jakości oczekujemy od drugiej strony. Kocia Mama to specyficzna organizacja, która tworząc poszczególne płaszczyzny pracy, stara się je rozwijać, uatrakcyjniać, modyfikować, adekwatnie do okoliczności.

To, że nigdy nie powielamy wykładów, wynika z faktu, iż osoby tworzące ekipę edukacyjną, mają kompletną swobodę wyboru tematów. Nie ma sztywnego konspektu, nie opracowałyśmy scenariusza, który nadaje rytm spotkaniu. Reagujemy odpowiednio do emocji oraz zainteresowania młodych słuchaczy. Spotkanie z dziećmi klas początkowych zapoczątkowało serię kocich pogadanek w tej szkole. W kolejce czeka młodzież klas 4-8, ale to będą już kompletnie inne tematycznie wykłady.

Po pierwszym spotkaniu odniosłam wrażenie, że mimo, iż już wcześniej szkoła współpracowała z inną fundacją, to nasz tryb pracy wprawił wszystkich w zdumienie, szczególnie nowatorską formą opracowania zagadnień, przybliżających życie i zwyczaje kotów.

Jak zwykle, największą atrakcją spotkania były koty, Iwan i Laluś, kiedy mają humor potrafią świetnie pracować, nawiązując swoim zachowaniem do tematu opowieści. Tym razem Iwan, znudzony głaskaniem, udał się na górę szafy i z wysoka spoglądał na wszystkich ze znudzoną miną.

Zachowanie kotów, ich kaprysy, odmowa współpracy, czy ucieczki do kontenerów, zawsze mogą być przez edukatora wykorzystane do podniesienia atrakcyjności wykładu, wszystko zależy od bystrości prowadzącego oraz od znajomości psychiki i emocji kotów.

Życie z kotami to bezcenna baza danych, dlatego wszystkie prelekcje edukatorek z Kociej Mamy są tak niezwykle ciekawe. My nie powielamy książkowych schematów, opowiadamy o tym, jak się faktycznie żyje z kotem na co dzień. Każda osoba z ekipy szkoleniowej ma minimum jednego kota w domu. Nie można być wiarygodnym i przekonywującym, jak się nie ma praktyki, wtedy z reguły prelegent potyka się na teorii.