O roli edukacji nie muszę nikogo zapewniać.
W społeczeństwie, w którym nadal pokutują skostniałe poglądy, nawyki i naganne zachowanie w sposobie komunikacji z kotami, o braku wiadomości odnośnie prawidłowego żywienia i leczenia, że nie wspomnę, aż prosi się wprowadzenie edukacji do szkół i przedszkoli z tym tylko, że to zadanie powinni realizować ludzie działający w pro zwierzęcych organizacjach.
Wiem, że mój pomysł jest następnym z cyklu dziwnych, ale nie bardzo wierzę, że to zadnie mogliby wykonywać rzetelnie pedagodzy z wykształceniem nawet biologicznym. Niestety tylko pasjonaci oddani kotom bezgranicznie oraz Ci, o których się mówi „Gadający z kotami”, potrafią skutecznie i ciekawie przekazać wiedzę, którą zdobyli przez lata wspólnego życia z sierściuchami.
Komunikacji z kotami nie da się nauczyć, wyszkolić. Z tą umiejętnością trzeba się urodzić. Nikt nie pokusi się o stworzenie konspektu jak krok po kroku przekazywać wiedzę tak, by dzieci jej nie zgubiły, by zbyt szybko nie wyparowała z małych jeszcze mózgów.
O edukacjach lepszych i gorszych pisałam już nie raz. O takich, które podcinają skrzydła, ale i tych niezwykle udanych, które ładują pozytywnie akumulatory. O komunikacji, o pedagogach, o dzieciach, o rodzicach, którzy faktycznie swoją postawą i zaangażowaniem są bezpośrednio odpowiedzialni za ilość przekazanej Fundacji karmy.
Zapominamy o dość istotnym fakcie, że przy tym poziomie pracy, by utrzymać skalę przyjęć kotów i dotychczasowy standard zaopatrzenia weterynaryjnego, nieodzowne jest wparcie.
Edukacja i zbierana przy okazji karma to również bardzo istotny zastrzyk wspomagający pracę Fundacji. Cisza w tym temacie trwa niepokojąco długo.
Na początku roku owszem były jakieś zapytania o kocie wizyty, ale nie pojadę na spotkanie organizowane w tym samym tygodniu, w którym Renata otrzymuje zgłoszenie, nie ma tak cudownej społeczności, która jest w stanie w przeciągu 5 dni zgromadzić sensowną ilość karmy, by zbilansowały się nakłady związane z przeprowadzeniem kocich wykładów.
Powiem otwarcie rezygnują z podejmowania aktywności z wątpliwą korzyścią. Robię to świadomie, bowiem ten budżet wolę przerzucić na zakup karmy dla kotów. W Kociej Mamie nie ma miejsca na charytatywny sponsoring, już pełnimy jeden wolontariat, który nas dość mocno absorbuje.
Zagoniłam do roboty wszystkich: dziewczyny i ich rodziny przeglądają domy przekazując fanty na bazarki, rękodzielniczki produkują wyroby z kocim motywem przewodnim, aktywne są lekarki, nie dość, że niektóre z nich pełnią rolę DT, to jeszcze zamieniają lecznice w bazę gdzie gromadzą gadżety od darczyńców i bywa, że jeszcze same włączają się w ich produkcję. Lekarze pomagają mi aż tak bardzo nie dlatego, że łączy nas przyjaźń, ale raczej z prostego faktu, bo wiedzą jakie wystawiają mi faktury, bywa, że to oni są bardziej przerażenie ich wysokością.
U Magdy działa na rzecz Fundacji cała rodzina, dziergają na drutach Mama i Siostra, Ona natomiast dla kotów macha szydełkiem.
Przykro mi to pisać, ale jak nie zmieni się sposób traktowania Fundacji zaprzestanę tej aktywności, skupiając się wyłącznie na ratowaniu kotów.
Skutkiem ubocznym każdego spotkania są zawsze telefony interwencyjne, jest to zrozumiałe przełożenie, ale mnie tej reklamy już nie potrzeba.
Nie upieram się w żadnych przekonaniach, dywaguję, dzielę się obserwacją. Ostatnie kilka miesięcy to martwy sezon pod względem edukacji, ale bardzo bogaty w kocie choroby i niezapowiedziane atrakcje interwencyjne.
Życzę sobie, edukatorkom i dzieciom, by odpowiedzialnie do tematu organizowania spotkań podchodziły osoby kontaktujące się w tym celu.
Lubimy spotkania z młodzieżą, ale mając na uwadze powyższe aspekty Nowy Rok i w tej płaszczyźnie może przynieść dość istotne modyfikacje. Kilka pomysłów już lata gdzieś w moich myślach, krystalizują się wolniutko przyjmując określony zarys. Kiedy będę przekonana, że nowa forma edukacji jest już dokładnie opracowana i dopięta w każdym szczególe, oczywiście opowiem o zmianach. Nadal będziemy oczywiście jeśli będą takowe zaproszenia, edukować ale w odrobinę innych klimatach i zasadach.
Nasza Kocia Mama to żywy twór, ewoluuje nie tylko w temacie zmiany leczenia, zaopatrzenia, adopcji. By praca miała sens i sprawiała satysfakcję, nie może być formą przymusowej pańszczyzny, dlatego i aktywność edukacyjną należy lekko przemodelować.