Stan faktyczny kotów, które siedzą sobie grzecznie pod skrzydłami Kociej Mamy zaopiekowane przez lekarzy i wolontariuszy ,nie pokrywa się niestety z liczbą kotów, które są prezentowane w dziale adopcji na stronie internetowej Fundacji.
Niektórych dziwić może moja nerwowość i wzmożona aktywność w zabieganiu o pomoc, ale mam świadomość kosztów generowanych przez koty- widma, które faktycznie utrzymuję, a których nie widać na naszej stronie.
Przyczyn tego stanu jest kilka. Najczęściej dotyczy to opiekunek „ wolontariatu na kocią łapę”, dla których obojętna jest kondycja Kociej Mamy. Zachowują się tak, jakby koty przez nie złapane były jedynymi podopiecznymi Fundacji a po adopcji kończy się ich aktywność. Jest to zachowanie naganne i niestety bardzo krótkowzroczne.
Te osoby „wpadają na koty” od kilkunastu lat, a że każdą wspierającą ich organizację traktowały podobnie, przestałam się dziwić, że inni przegonili je na cztery wiatry. Mówiąc szczerze i mnie ich infantylizm już oburzył do tego stopnia, iż podjęłam odpowiednie decyzje, odcinam sznurki, ale dopiero kiedy podjęta interwencja zakończy się adopcjami.
Nie wymagam od opiekunów aktywności przekraczających ich możliwości, ale w chwili kiedy Fundacja oferuje tak bogaty asortyment produktów opatrzonych logiem, łatwo jest choć w minimalnym stopniu zrekompensować poniesione nakłady, wystarczy w gronie znajomych sprzedać kilka kubków, naklejek, kalendarzy.
Ale po co się wysilać gdy manna leci z nieba? Nie trzeba pisać podań o przyjęcie kotów, nie trzeba nawet zbyt mocno prosić. Bywa, że zostaję postawiona przed faktem dokonanym, pytam grzecznie zatem kto się zgodzi na podobne traktowanie?
Nie pozwolę na samowolne rządy. Był, jest i będzie porządek komunikacyjny w Kociej Mamie. Tylko solidna informacja pozwoli na właściwe planowanie budżetu. To nie ja muszę opowiadać w jaki sposób planuję wydatki, to karmiciel ma obowiązek mnie pytać, czy Fundacja może za daną fakturę zapłacić.
Inną kwestią też znamienną dla „wolontariuszy na kocią łapę” jest opieszałość w aktualizacji istniejących już anonsów. Szalenie psują nam dobrą opinię, wstyd wręcz przynoszą, w chwili gdy osoba szukając dla siebie kota czyta wiszące na stronie posty. To, że słabe są zdjęcia można wytłumaczyć brakiem dobrego fotograficznego sprzętu no i oczywiście wiekiem opiekuna, ale faktu, że brakuje w miarę bieżącego wpisu odnośnie czynności wykonanych z kotem (szczepienia, zabiegi) nijak nie da się zinterpretować inaczej niż skandalicznie lekceważącym zachowaniem.
Do każdej decyzji zmieniającej styl i tryb pracy przygotowuję się analizując za i przeciw.
Zawsze ze wskazaniem na dobro kota.
Jak zwykle piszę swoje tak – nie.
Kot jest w centrum, bowiem dla niego, dzięki niemu i przez niego wszystko to się zaczęło, rosło aż wybuchło dając nam Kocią Mamę.
Z szacunku dla tych, które mnie na nią namówiły, z szacunku dla tych, które teraz pracują, z szacunku dla tych, którzy w nas wierzą, z szacunku dla tych, którzy nas wspierają będą dość istotne zmiany. Dojrzałam do tego. Nie będzie już wpychania kotów bokiem, jest odpowiednia do tego wyznaczona koordynatorka i z Nią się będzie ustalać szczegóły każdej interwencji. Monika jest solidna, rozsądna, rzeczowa. Jest moją ogromną podporą i wyręką. Na tym etapie rozwoju Fundacji fizycznie nie mam czasu na dodatkowe zajęcia.
Nowy Rok nie zacznie się od zmian rewolucyjnych, uprzedzam tylko solennie, będę odsyłać do Moniki z pytaniami z zakresu typowych klasycznych interwencji. To samo dotyczy zapytań o przyjęcie, przejęcie czy zakres finansowania leczenia kota.