Nokaut

Mija trzeci tydzień od dnia, kiedy zdecydowałam się przyjąć pierwszych ukraińskich kocich uchodźców. Do tej pory przyjechały do Kociej Mamy trzy transporty, które ulokowane zostały na diagnostykę i badania kontrolne we współpracujących z Fundacją klinikach: Filemon, Amicus i Vet-Med. Cały ciężar ukraińskiej akcji pomocowej spadł na nich właśnie i o ile jeszcze pierwsza misja zrobiła na weterynarzach wrażenie skalą, rozmachem, a przede wszystkim ilością przywiezionych kotów, o tyle pozostałe dwie przyjęli z ogromnym spokojem, bez paniki i jakichkolwiek obaw.


W sumie w trzech transzach trafiło do nas 79 mruczków z Kijowa, Buczy i Łucka oraz trzy koty, które powierzono nam na hotel do czasu, aż ich opiekunki nie znajdą stałej pracy oraz miejsca zamieszkania. Nie muszę nikomu przypominać, iż te koty przyjechały nie dość, że wystraszone i wymagające medycznej pomocy, to jeszcze bez minimalnego wsparcia. Teraz niestety nadeszła chwila prawdy, sprawdzian kondycji i możliwości organizacji działających na terenie Łodzi. Kocia Mama jak zwykle tradycyjnie nie biadoli, nie narzeka, nie jęczy czy błaga o pomoc. Jesteśmy przygotowane do tej aktywności świetnie: czekają oklejone kontenery na sygnał o konieczności kursu w kierunku granicy, domy tymczasowe, sympatycy Fundacji otwierają serca i na stałe adoptują uchodźców. Jest szalony ruch w interesie. Kliniki kastrują, leczą, wykonują badania i testy.

Misja przebiega niesamowicie płynnie. Kociaki adoptowane są w zasadzie przez kliniki, ale i jakby to dobrze ująć samozwańcze koordynatorki. To, że ludzie do mnie zgłaszają się po futra, to rzecz oczywista, wydaję je przecież od ponad 20 lat, ale to, że Agata ruszy ze swoją akcją adopcyjną z takim rewelacyjnym rezultatem, to nikt tego nie zdołał ani przewidzieć, ani zaplanować. Kolejnym punktem adopcyjnym są dwie kliniki: Filemon, w którym dr Anna adoptuje do swoich pacjentów przeważnie stare, takie na dożycie i Amicus, w którym rewelacyjnie funkcjonuje „okno życia”.
Zasada tej akcji jest jedna, niezmienna i najważniejsza: dajemy schronienie każdym mruczkom, nie selekcjonujemy ich w żaden sposób, nie ma żadnych kryteriów czy ograniczeń związanych ze stanem zdrowia, rasą czy kolorem futra.

Każde, które tego wymaga, każde które trafi do humanitarnego konwoju i uda się wywieźć z bombardowanego miasta i czeka w magazynie recepcyjnym na przejęcie, jeśli mamy konkretne zgłoszenie, wysyłamy kuriera albo odbieramy na miejscu w Łodzi. Fundacja nie jest punktem przejściowym dla tych zwierzaków, a domem docelowym, w którym po przebadaniu mają czas na regenerację przede wszystkim swojej psychiki. Każdy ma świadomość jakimi specyficznymi istotami są koty, jak są wrażliwe, delikatne, jak łatwo je wystraszyć czy przerazić. Nikt lepiej niż kociarz z prawdziwego zdarzenia, taki z krwi i kości i z głębi serca im oddany, nie pojmie traumy jaką w nich wywołała wojna.
Wolontariusze i lekarze wykonują przeogromną pracę. Nie dość, że leczą to jeszcze pomagają odzyskać stabilizację emocjonalną. W trudnym czasie spadły na nas trudne zadania.
Z ogromną dumą i satysfakcją publikuję każdego dnia zdjęcie kota z opisem: uchodźca, Masza ma stały dom, uchodźca Salvador ma stały dom. Jednocześnie jestem w stałej komunikacji z klinikami opiekującymi się uchodźcami, które osobniki są już na tyle stabilne, że mogą zmienić miejsce pobytu.

To jest niewyobrażalna logistyczna akacja, przyjąć w takim krótkim czasie tyle kotów i nie zablokować tym samym normalnej pracy klinik i możliwości adopcyjnych domów tymczasowych. W czasie wojny i my wolontariusze Kociej Mamy zdajemy swoje małe i wielkie egzaminy, dając wyraz niesamowitej empatii i walki o dobre życie dla każdego kota. Wszyscy obserwują z wypiekami to co u nas się nie dzieje, a wyprawia. Każdego dnia dosłownie dla szacunku dla naszej heroicznej, społecznej pracy, nadchodzą zapytania: Jak Wam można jeszcze oprócz adopcji uchodźcy pomóc? Dziękuję za te słowa, za gesty, ale i za czyny. Za każdego starego kota, który błyskawicznie znalazł dom, za każdą formę pomocy, czy to jedzenie czy środki czystości konieczne przy prowadzeniu domu tymczasowego, za pomoc w transporcie, za bycie tymczasowym opiekunem. Razem możemy więcej, w naszym przypadku w obliczu dziejącej się brutalnej rzeczywistości, kiedy upadły wszelkie moralne zasady, przekroczono wszelkie ludzkie granice bestialstwa, ten slogan przestał być potocznie używanym frazesem. To w jaki sposób Kocia Mama mierzy się ze współczesnością po raz kolejny pokazuje, jak jesteśmy nietypowe, nietuzinkowe, wyjątkowe.

Dziękuję mojej Fundacji za jej postawę szczególnie teraz, kiedy jest czas prawdy, czas próby, czas okrutny, ale właśnie w takich realiach poznajemy prawdziwe twarze niby znanych nam dotąd ludzi.