Istnieją sytuacje, które są wypadkową dziwnego zachowania opiekunów zgłaszających się do Fundacji, rzecz oczywista z problemem kocim. Od lat zachęcam do zapoznania się z informacją na jaki pakiet pomocy ze strony organizacji może liczyć szeregowy, nigdzie niezrzeszony karmiciel kotów.
Koty są wszędzie, chcemy czy nie. Bytują w środowisku pełniąc sprzątające misje. Czy same się wyżywią? Nie drążyłam tego tematu, bowiem mam świadomość jak duża jest rzesza kotolubów i oni pod osłoną nocy albo bladym świtem stawiają czyste, pełne przysmaków miski.
Nie jest to sytuacja godna potępienia, jeśli dokarmianie kotów nie zaburza życia innym lokatorom, nie wywołuje konfliktów, a stado jest przykładnie zabezpieczone.
Wiadomo, najbardziej brudzą małe nieporadne kociaki. To one bawiąc się niszczą trawniki, grządki i kwietne rabaty. Żyjąc razem, nie możemy od innych oczekiwać, że muszą bez sprzeciwu godzić się na wszelkie konsekwencje wynikające z dziwnej miłości do kotów. Przy okazji różnych prelekcji zawsze apeluję do wyobraźni, odpowiedzialności i dojrzałości. Osoba dojrzała, świadoma spoczywających na opiekunach obowiązkach, w trosce o los i bezpieczeństwo swojego stadka nigdy nie będzie sama dążyła do konfrontacji.
Po naszej stronie, miłośników futer, zawsze muszą być w ręku mocne, rzeczowe argumenty: zabezpieczone stadko, czyste budy, miski, karma w odpowiednim naczynku oraz kuweta w przypadku, kiedy schronieniem jest przestrzeń zamknięta.
A jak jest w rzeczywistości? Niestety bardzo różnie. Nadal dość często odbieram zwyczajnie brudny, nieumyty sprzęt, o dezynfekcji Domestosem czy innym silnym detergentem już nie wspomnę.
Kolejnym kamyczkiem w komunikacji opiekun-fundacja, jest rozbieżność między instrukcją usłyszaną od wolontariusza a formą w jakiej została przyswojona, zinterpretowana i co się przełożyło na dziwną scysję.
Powiem tak, od 25 lat staram się wraz z innymi zaangażowanymi i przepojonymi miłością do kotów zmienić ich rzeczywistość, jednak bardzo silnie pilnuję granic, by nikt nie zaburzał przy tej okazji naszych prywatnych przestrzeni ani nie narzucał nam swojej woli. Od pierwszego dnia wspólnej pracy, przypominam przy każdej okazji, iż jest to WOLONTARIAT, a nie przymusowy obóz pracy!
Działam z ludźmi, a oni mają swoje emocje, każdy inaczej reaguje na sytuacje dziejące się w prowadzonym przez siebie domu tymczasowym. Są aktywni, mają rodziny, robią zawodowe kariery, rozwijają się intelektualnie, a ja nie mam zamiaru ani tym bardziej prawa ich w tym ograniczać. Praca w Fundacji wiąże się z realizacją zadań, które sami sobie wybierają wraz z formą i trybem realizacji. Od początku do końca jest oparta na pełnej dobrowolności, ale nie dyspozycyjności wobec opiekunów. Mają prawo do odpoczynku, do pauzy i ja przestrzegam i honoruję to prawo. Misja prowadzona jest z myślą o kotach. Opiekunowie zgłaszający poszczególne interwencje nie mogą oczekiwać, że wolontariusze rzucą wszelkie związane z tym aktywności i konsekwencje. W przypadku, kiedy ci pierwsi świadomie ignorują wskazówki i nakazy nie mogą oczekiwać, że my nagle z radością przystaniemy na oderwane od rzeczywistości głupie pomysły.
Ścieżka informacyjna jest stała od lat. Wypracowana doświadczeniem i praktyką, pewne zasady są wręcz oczywiste, wynikające bezpośrednio z kontaktu opiekuna ze stadem, nie da się ich ignorować czy pominąć. W kontakcie odbierają telefoniczne zgłoszenia wolontariusze z dużym stażem pracy, doświadczeni, biorący udział w przeróżnych interwencjach, żadni dyletanci czy ignoranci. Doskonale potrafią wybrać optymalne najlepsze rozwiązanie, ale niestety mając na uwadze dobrostan kota, a nie zachcianki i pomysły opiekuna.
My umiemy ocenić realnie sytuację, możliwości, zakres pakietu pomocowego. Od opiekuna tylko zależy, czy przyjmie ze zrozumieniem informację i jaką podejmie decyzję.
Po raz kolejny, dobitnie podkreślam, dla mnie szefowej Kociej Mamy moi wolontariusze byli, są i będą najważniejsi. Ich komfort pracy i podejmowane decyzje. Wzajemna komunikacja opiera się na rozmowie, zapytaniu i prośbie, a nie na dyrektywach, nakazach i rozkazach.
Nikt nie może nam nic nakazać, tym bardziej kiedy sięga po szantaż, groźbę, pomówienia czy kłamstwo!
Przypominam raz jeszcze, jesteśmy prywatną organizacją finansowaną ze środków, które same wypracujemy.
Nie można od nas oczekiwać, iż nagle przejmiemy wszystkie zadania przypisane służbom, organom oraz placówkom miejskim finansowanym przez budżet generowany z podatków ludzi żyjących w naszym mieście.