Ta kotka trafiła do kliniki na przetrzymanie, ponieważ jej stan był krytyczny i konieczne było natychmiastowe udzielenie pomocy, a gabinet weterynaryjny w schronisku był już zamknięty. Patrol, który przejął zwierzę podczas rutynowej interwencji, miał dwa wyjścia: przewieźć kotkę do całodobowego gabinetu działającego w ramach miejskiego programu finansowanego przez urząd miasta lub do innej kliniki, również uczestniczącej w programie, ale współpracującej z kocią fundacją i działającej w bardziej elastyczny sposób, bez ograniczeń wynikających z zawartej umowy.
Wybór Kliniki Amicus ocalił życie tej małej, kolorowej kotce!
Została tam na noc, wcześniej podano jej leki, krople do oczu zainfekowanych kocim katarem oraz podłączono kroplówkę. Rano miała zostać przewieziona do miejskiego schroniska.
O przyjęcie kotki pod skrzydła Kociej Mamy poprosiła techniczka Marta – znana Fundacji kociara, która już jako nastolatka dokarmiała koty w enklawie między blokami osiedla. Gdy dorosła i zmieniła miejsce zamieszkania, ponownie nawiązała kontakt z Kocią Mamą, opiekując się kotami w „oknie życia” i przygotowując je do adopcji. Tak to los sprawia, że ścieżki kociarzy nieustannie się krzyżują, plączą i łączą.
Tuż przed urlopem zawsze dzieje się najwięcej. Tak jest niezmiennie od lat. Wiedząc, że zostawiam Atrakcję – bo takie nadałam jej imię – pod dobrą opieką, poprosiłam o regularne informacje o jej stanie zdrowia.
Nic nie zapowiadało tragedii. Mała jadła, bawiła się, rosła, ale cicha śmierć czaiła się w niej, niestety.
Kiedy 10 dni po przyjęciu kotką zaczęły targać wymioty, a do tego pojawiła się krwotoczna biegunka, sytuacja stała się dramatyczna. Wszyscy wiedzieliśmy, czego się obawiać!
Test na panleukopenię potwierdził nasze najgorsze obawy. Gdy otrzymałam wiadomość o pozytywnym wyniku, natychmiast sprawdziłam zapasy kociej apteki. Miałam tylko tyle surowicy, by podjąć walkę o ocalenie Atrakcji.
Stan na dziś jest stabilny, rokowania ostrożne, ale doktor Justyna, która opiekuje się kotką, wdrożyła wszystkie dostępne specyfiki o udowodnionej skuteczności w takich przypadkach. Marta nieustannie monitoruje stan Atrakcji – zabiera ją do pracy lub zostawia pod czujnym okiem członka rodziny. Wszyscy są w pełnej mobilizacji, mając świadomość, z jak trudnym przeciwnikiem musi zmierzyć się to kocie dziecko.
Surowica, płyn Ringera z mleczanami, Duphalyte, ukraiński specyfik wzmacniający Maksidin 0,15 podawany dwa razy dziennie oraz zupki i papki do jedzenia – to wszystko ma wspierać maleństwo i dodać jej sił w walce o życie.
Rokowania są ostrożne, ale zeszłej nocy nastąpił przełom: malutka zaczęła jeść samodzielnie i przestała tkwić w bolesnej, skulonej pozycji. Cichutko liczymy na cud, trzymając mocno kciuki. Aktywność zwierzęcia zawsze rokuje dobrze – tym bardziej, że zaczęła również sama dbać o swoją higienę.
Jak zwykle, tradycyjnie prosimy o pomoc w opłaceniu faktury za ratowanie życia Atrakcji.
Mam świadomość, że mało która organizacja podejmuje się takich wyzwań, ale zawsze warto rozważyć wszystkie możliwości, zanim zapadnie ostateczna decyzja. Gdy wydaje się wyrok, nie ma od niego odwrotu – eutanazja to krok nieodwracalny. Decyzja bez próby walki jest sprzeczna z moją naturą, choć wiem, że takie działania wiążą się nie tylko z emocjami, ale i z dużymi kosztami.
Wlewy, leki, surowica, specjalistyczna dieta – to tylko część kosztów widocznych na fakturze. Diagnostyka również generuje wysokie wydatki: testy, USG, nieustanne badania morfologii. Aby lekarz prowadzący mógł trafnie reagować i dobierać odpowiednie leki, musi niestety mieć dokładne informacje o tym, jak organizm pacjenta reaguje na zastosowaną terapię.