Nie ma kota, któremu nie umiałabym wynaleźć cudnego domu. Może być chory, kaleki, ułomny. Każdy ma szansę na wyjątkową dożywotnią miejscówkę. Ale niekiedy trafiają do nas koty, które niestety nie mają szans na dalszą adopcję i tę decyzję podejmujemy świadomie z opiekunką prowadzącą dom tymczasowy. Kiedy zachodzi taka okoliczność? Otóż najlepszym przykładem jest historia Schedki.
To moja intuicja odpowiada za trafione w 1000% imię. Kiedy przerażona kobieta składała mi relację, prosząc o pomoc, podświadomie czułam, że jest to niechciany spadek. Tylko wyjątkowy drań mógł odważyć się na taki czyn, by starą nagle osieroconą kotkę wystawić jak śmiecia z dobytkiem na środek ruchliwej ulicy. Wpadkową traumy czynu była depresja i tylko dzięki oddaniu Eli, troskliwej opiece i dosłownie „dmuchaniu na zimne” i panikowaniu nawet bez powodu oraz skutecznemu pomysłowi lekarza na wyrwanie kotki ze szponów apatii, cieszymy się z rezultatu terapii.
Któryś już rok kicia jest z nami. I stan ten nie ulegnie zmianie. Z obawy o Jej psychikę podjęłyśmy decyzję, że do ostatnich swych dni będzie już z nami w Fundacji. Z tego powodu, od czasu do czasu będę o Niej przypominać pisząc aukcje, bowiem im więcej będzie miała lat, tym koszty opieki medycznej będą większe, dokładnie tak samo przecież dzieje się ze starymi ludźmi. Od czasu do czasu będzie musiała zawitać w prowadzącej Ją lecznicy na kontrolne badania, a mianowicie morfologię geriatryczną, echo serca, badanie szczegółowe moczu. Jest to pakiet obciążeń, z którym w przypadku Schedki muszę się liczyć.