To jest standard, że opiekunowie kotów nie szanują pewnych ustaleń, że pomijają świadomie prośby o kontakt we wskazanej porze, że zaburzają spokój w niedzielę i święta, zmuszając nas do wolontariatu 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Nie tyle złości mnie ich zachowanie, co dziwi i mocno zastanawia, ponieważ oni sami nie pracują w trybie jakiego od ludzi Fundacji oczekują.
Następuje określona godzina, zamykają biurko czy opuszczają swoje stanowisko i mają czas dla siebie, rodziny, dzieci, przyjaciół, oddają się pasjom albo ulubionym sportom. My ludzie Fundacji nie mamy takiego prawa, mamy być dyspozycyjni nieustannie. Nie raz apelowałam o odrobinę wyobraźni, o szanowanie miru domowego. Zero reakcji, każdy dzwoni albo pisze, na obecnie niezwykle modnym czacie, kiedy mu tylko przyjdzie ochota. Ostatnio miałam połączenie telefoniczne o godzinie 24 zero 7.
Od lat wyciszam o 20 swój telefon, żeby nie oszaleć, żeby mieć choć chwilkę dla siebie.
Tym razem miałam atrakcyjną niedzielę, zadzwonił człowiek pośrednio związany z Fundacją. Fajny, miły, pomocny, rzecz jasna kociarz tylko nie pomyślał, że informowanie mnie o chorej koce bytującej nieopodal jego w pracy akurat w niedziele przedpołudnie zakończy się natychmiastową interwencją. Każdy, kto mnie choć odrobinę zna wie doskonale, że sygnału o chorej kotce nie pominę milczeniem czy obojętnością. Sam nawet nie mógł biedak przypuszczać, że najpierw dostanie burę, a potem zmuszę do natychmiastowego działania. Ta niedziela była inna od tradycyjnych.
Tego dnia na obiad zamiast jakiejś domowej potrawy przyjechało danie z pobliskiego chińskiego baru, bowiem ja zajęta byłam szykowaniem sprzętu do odłowienia dzikiej, chorej kotki. Szybka akcja zakończyła się sukcesem. Młoda przeziębiona kotka trafiła do współpracującej z Fundacją klinki i po hospitalizacji zamiast wrócić w znane sobie środowisko została adoptowana. Nie jest kotem typowo “nakolankowym”, ale opiekunka wybrała z uwagi na dobro kota takie oto rozwiązanie. Mała lgnie do kota rezydenta, więc ma swoje towarzystwo, może z czasem się przełamie i pokocha swoją Panią.
Moja rola w tej historii sprowadziła się jak zwykle aktywności stricte logistycznej: wydaniu odpowiedniego sprzętu, wskazania lecznicy oraz opłacenia faktury.
Przy tej okazji przypominam wszystkim bliskim Fundacji, jest pora rozliczeń z Urzędem Skarbowym, jeśli mają Państwo wolę proszę na koty przekazać wsparcie, z pewnością każdy grosik zostanie dobrze zagospodarowany, jak przez 13 lat naszej kociej pracy.