Nieprawdopodobna historia

Ta historia wydarzyła się niestety naprawdę kilka dni temu. Była szalenie przykra, szczególnie dla mnie, osoby zabiegającej od ponad 20 lat o dobrostan kotów, walczącej z urzędnikami o znakowanie uszu, by kotki nie były niepotrzebnie targane po raz kolejny na zabieg do gabinetu, w którym mnogość przeróżnych zapachów zawsze wywołuje stres, inicjatorki Banku Kotów Zaginionych, osobie edukującej dzieci ale i dorosłych.

Sytuacja była typowa, wręcz klasyczna. Pani zgłosiła rudego kocurka, który podczas mrozu zawitał do jej domu. Tradycyjnie zamieściłam anons na portalu społecznościowym, a kociarze zaczęli go udostępniać, by ułatwić potencjalnemu szukającemu właścicielowi odzyskanie zguby. Wiadomo, kochane są rude koty, dlatego kilka osób błyskawicznie zgłosiło chęć adopcji. Sprawa jednakże sama się rozwiązała, bowiem kotka-rezydentka zaakceptowała młodziaka. Nowa opiekunka szalenie odpowiedzialnie zachowała się w sytuacji, w którą tak nieoczekiwanie została wplątana. Odwiedziła najbliższy gabinet weterynaryjny w celu określenia przybliżonego wieku i stanu zdrowia mruczka. Młodzian okazał się zdrowym, nawet nie mającym pcheł kocurkiem, w wieku około 6 miesięcy, nie kastratem. Z uwagi na to, że nikt go nie szukał, adopcja była tylko formalnością.

Szczęśliwa rodzina powitała w domu rudego cudaka. Tymczasem, odezwała się do mnie kobieta, z którą kontakt urwał się kilka lat temu. Nie pamiętam historii naszej znajomości, jednak chyba nie należała do moich ulubionych, skoro skutecznie wyrzuciłam ją z pamięci. Teraz zgłosiła się w imieniu swojej koleżanki, która, jak się okazało, w październiku zgubiła rudego kocurka. Różnica polegała na tym, że był on prawie 3-letnim, czipowanym kastratem. Nie pomogły tłumaczenia, że to są dwa różne koty. Teoria spiskowa, że jakoby stwarzam kłopoty, by utrudnić identyfikację kota, została uknuta. Obie kobiety do tego stopnia uwierzyły w swoje knowania, że niespodzianie zrobiły mi nalot, a kiedy do stojących przed furtką wyszedł mój mąż, oszukały go, mówiąc, że są ze mną umówione. Dla uspokojenia sytuacji i wyeliminowania niesłusznych fantazji, poprosiłam, by Pani pokazała znalezionego kota. Wizyta, wzmocniona o silną ekipę kilkunastu osób towarzyszących obu Paniom, przerodziła się w awanturę, wzajemne obrażanie i przepychanki.
Nie obyło się bez wizyty na komendzie i interwencji Patrolu Animal Straży Miejskiej.
Dla świętego spokoju, by uciąć konflikt, zasugerowałam Pani, że wizyta Patrolu Animal w celu potwierdzenia jej słów, jest najlepszym wyjściem z tej kontrowersyjnej sytuacji.

Jako Szefowa Fundacji, mająca na uwadze dobro kotów, ale i z troski o opiekunów, zaproponowałam rozwiązanie moim zdaniem optymalne dla obu stron, przy udziale jednostki do takich interwencji szkolonej i kompetentnej. Teoria spiskowa jednak niestety dość mocno ewoluowała i kiedy usłyszałam, że zawiązałyśmy spisek, by nie oddać kota, straciłam do obu pieniaczek cierpliwość. Nie dość, że nie szukały kota poprzez Fundację, to po pięciu miesiącach zażądały w zamian młodego rudaska. Ani opiekunka, którą los obdarzył niespodzianie drugim kotem, ani tym bardziej ja, czy Partol Animal, nie chciałyśmy nikomu zrobić krzywdy, tylko rozwiać definitywnie wątpliwości.

Pieniactwo podczas komunikacji, naginanie rzeczywistości do własnych potrzeb, a co gorsza naruszanie miru domowego poprzez nieuzasadniane najścia i telefony, zaburzające wykonywanie normalnej pracy, to tylko niektóre moje wątpliwe atrakcje w poprzednim tygodniu. Po tym incydencie jestem przerażona faktem, jak osoby z pozoru rozsądne i miłe, potrafią zmanipulować i przekręcać bardzo mocne dowody i jak łatwo oskarżamy innych o cechy, które są im obce, a kłamstwo, fałsz i oszczerstwo wykorzystywane są jako dobre, mocne argumenty. Nie godzę się z takim zachowaniem, nie chcę takich ludzi w swoim otoczeniu. Wywoływanie awantur nigdy nie rokuje pracy w dobrej, spokojnej atmosferze, a przecież taki właśnie mamy cel w Kociej Mamie, ratowanie z uśmiechem na twarzy, w miłym, konstruktywnym towarzystwie. Zawsze będę dbała, byśmy tworzyli zgrany zespół, postrzegany jako fajne, rozsądne kociary, z którymi się dobrze współpracuje, a nie bandę rozwrzeszczanych, konfliktowych kobiet.