nie jak zaczynamy a jak zamykamy

To, że kończy się pewien etap, wiedziałam już w chwili, kiedy kierownik sklepu zadzwonił z wieścią, że waśnie dostał „awans” i obejmuje inną placówkę. Nowa osoba nie wróżyła dla naszej współpracy dalszej owocnej przyszłości i nie było to moje subiektywne zdanie, a pamięć o reakcji tejże pani na hasło „Kocia Mama”, wypowiedziane kilka lat temu przez Bożenę podczas zakupów dla pupila w sklepie, w którym wtedy pracowała. Zdziwiona Bożena swoim momentalnie do mnie zadzwoniła, by podzielić się raczej niebywałym zachowaniem owej pani, bo generalnie publicznie, szczególnie w miejscu pracy, nikt tak beztrosko nie manifestuje swojej nienawiści. Cóż, minęły lata, fundacja spokojnie trzymała się z dala od tamtej wrogiej filii, grzecznie realizując wspólne projekty w przyjaznym dla nas sklepie.
Kiedy już nastąpiła zmiana na kierowniczym stanowisku, podświadomie czekałam na nieuniknione wieści.

Fajnie się złożyło, bo akurat wtedy zgłosił chęć pomocy i prowadzenia wspólnego projektu Butik Cyrkularny. Korzystając z okazji wizyty w zaprzyjaźnionym punkcie, chcąc, swoim zwyczajem, ocenić sytuację na miejscu, złożyłam wizytę w sklepie, by osobiście poznać nowe szefostwo. Niestety tego dnia pani akurat była nieobecna. Jednak brak tablicy z ogłoszeniami bezdomnych kotów, brak wystawionej puszki na finansowe datki, brak pudła na karmę i zabawki oraz zdjęte wszystkie plakaty, już dały mi obraz odnośnie przyszłej współpracy. Porządki i reorganizacja zaczęły się od fundacji społecznej.

Zmieszanie i zażenowanie pracowników widoczne było tak, że nie przedłużałam wizyty.
Długo nie czekałam, jakoś w połowie maja przyszła na pocztę lakoniczna informacja: „Od dziś kończymy z wami współpracę.”
Zdziwiona menadżerka, a ja utwierdzona w intencjach kobiety.

Tradycyjnie poszło rutynowe zapytanie do centrali, ale jak zawsze w takich przypadkach, dla menadżerów my jesteśmy tylko jedną z wielu anonimowych organizacji, którym firma pomaga. Nie ma w tym ani odrobiny sympatii czy sentymentu, takie są założenia marketingu, by ocieplać wizerunek, a których fundacji dotyczy projekt, ważny fakt.
Cierpliwie czekałyśmy na faktyczne zamknięcie prowadzonego siedem lat projektu. Przekaz pisemny to pierwszy krok, kolejnym jest niestety rozliczenie końcowe czyli przekazanie zebranej od darczyńców karmy od ostatniego odbioru 30 marca, zliczenia datków w naszej firmowej puszce i zwrócenie naszego sprzętu, o czym już niestety kierowniczka zapomniała.

Czekając ponad miesiąc, aż pani ochłonie i zacznie racjonalnie myśleć, chcąc zamknąć definitywnie projekt, który nie przez nas umarł, napisałam osobiście maila do centrali z prośbą o monit, jako dowód załączyłam datowaną wiadomość do sklepu, wysłaną przez fundacyjną menadżerkę. Nie miałam już nic do stracenia, z osobistych pobudek nie ja, a koty i psy oczekujące pomocy, zostały bez fajnego wsparcia. Mścić się na zwierzakach, słaba postawa, tym bardziej, że ja w swojej kociej karierze kompletnie tej postaci nie kojarzę, nie identyfikuję z żadną interwencją, tym bardziej dziwne aż takie personalne uprzedzenie.
Wdzięczna jestem za interwencję i moc sprawczą centrali, bo po mojej wiadomości do nich, odpowiedź ze sklepu przyszła następnego dnia, w sobotę i to o godzinie dziwnej, bo 21:30.
Można? Można!

Tradycyjnie, wysłannik Kociej Mamy pojechał we wskazanym czasie, by zamknąć definitywnie projekt. Tym razem nie będzie fajnych zdjęć, bo zwyczajnie nie ma czym się chwalić.
Podziękowanie do centrali wyśle Iwonka, trzeba bowiem ładnie i elegancko zakończyć tyle lat solidnej współpracy.

Mam nadzieję, że ta pani dobrze i świadomie ulokuje kogoś na naszym miejscu. Nawet nie chcę pytać, czy nowi wybrańcy mają taką samą moc sprawczą interwencyjną i adopcyjną.
A swoją drogą, samo nasuwa się pytanie, co to by było, gdyby Kocia Mama pomagała tylko tym wybranym? Których lubi i którzy nie są w komunikacji trudni?