nie do końca formalnie

Nigdy nie lubiłam szeptania za plecami, półgłosem przekazywanych wiadomości, ponieważ taka sytuacja wskazuje, że intencje niekoniecznie są dobre, klarowne, przejrzyste. Nie znoszę atmosfery, która buduje niepotrzebnie napięcie i stwarza zamieszanie tam, gdzie kompletnie nie ma potrzeby.
Pracując z przeróżnymi ludźmi, nie mam wpływu na to, kto nagle odnajdzie w sobie potrzebę pracy społecznej, a jednocześnie, będąc szefową, mam prawo, by jednostki nierelacyjne i konfliktowe eliminować z grupy. Mało kto rozumie, że praca społeczna to szalona odpowiedzialność, nie tylko za dobre wypełnianie zadań, które każdy wolontariusz przyjmuje na siebie, wkraczając w szeregi Kociej Mamy, ale też za zachowanie, niestwarzające sensacji czy konfliktów, bo każdy tu działa nie dla awantur, a dla satysfakcji.

W grupie pracują razem przeróżni ludzie, wykonujący rozmaite zawody. I tak, lekarze pomagają nie tylko kotom, ale także diagnozują nas, wolontariuszy. Czasem zwykła prozaiczna porada pozwala odzyskać spokój, rozwiać niepokój, a ewidentnie oszczędza czas, który niekiedy bez sensu tracimy, czekając w poradni w kolejce. Wszyscy w Kociej Mamie niestety narzekają na jedną kwestię, w której ja, mimo chęci, nie mogę pomóc, a mianowicie permanentny brak czasu. Na fakt, kto fajnie odnajdzie się w naszej gromadzie i wklei na stałe w działanie, totalnie nie mam żadnego wpływu. Bywa, że osoby deklarujące niebotyczne aktywności, spalają się po kilku tygodniach, wykazując się słomianym zapałem, a ciche myszki pracują skutecznie bez dziwnych deklaracji. Powtarzam od lat, nasz wolontariat jest specyficzny. Nie opiera się na pisaniu ckliwych postów i deklaracji bez pokrycia, a na rzetelności, uczciwości i prawdziwej ciężkiej pracy.

Najtrudniejsze zadania zawsze tradycyjnie spadają na mnie. Nie chowam się za plecami wolontariuszy. Wszystkie cele, te miłe i przyjemne, ale i te niezwykle trudne, biorę na swoje barki, tak zawsze powinien zachowywać się dobry przewodnik.
Kiedy trafiły do fundacji osoby pracujące w służbach mundurowych Straży Miejskiej, małe niesamodzielne kociaki, zamiast do uśpienia, jechały do Kociej Mamy. Mamy umiejętność, wiedzę i doświadczenie, jak pielęgnować nawet z pępowiną oseski.

Kocia Mama to generalnie fundacja kobiet. Kłoci się w naszej duszy sytuacja, kiedy deptane jest życie i nie jest to istotne, czy rozważamy pomoc dla niesamodzielnych kociąt, chorego czy powypadkowego, dorosłego kota. Pamiętam takie przypadki, kiedy to weterynarze rozkładali bezradnie ręce, obawiając się komplikacji po zabiegu czy niepowodzenia. Zdarzyć może się wszystko, nie przewidzimy sytuacji ekstremalnych, ale zawsze należy walczyć. Ryzyko i niewiadoma wpisują się twardo w ten trudny wolontariat.
Jak to mówi przysłowie, kropla drąży skałę. Po kilku miesiącach konsekwentnego działania mamy maleńkie zwycięstwo. Półśrodek, ale jest już wyłom. Jakiś progres.
Patrol, przyjmując zgłoszenie interwencji, nie jest zobligowany konsekwencjami przekazać oseski do eutanazji, obecnie dokumentami wewnętrznymi opisujemy interwencję przekazania, a dalszym opiekunem maluszków staje się Kocia Mama. Niby niewiele, a jednak dużo.
Już nie musze się kryć ze swoim procederem.

Pół jawnie, bo tylko na etapie opiekun- znalazca- dyżurny- funkcjonariusz- fundacja, zaczynamy stąpać po budowanym razem gruncie. Na tym etapie parasol obejmuje tylko te, które w myśl obowiązującej procedury, automatycznie kwalifikują się do uśpienia. Na tyle fundacja ma środków, narzędzi i zdolności adopcyjnej. Nie chcę wkraczać w kompetencje miejskiego schroniska, ponieważ to ono jest finansowane przez urząd miasta, Kocia Mama natomiast wszelkie kwestie finansowe ma niestety na swojej głowie.

Jednak każdy wyłom jest początkiem i zwiastunem lawiny, jest to tylko kwestia czasu i zbiegu sprzyjających okoliczności, a te, jak widać, się dzieją, nawet jeśli nie mamy na nie bezpośrednio wpływu. Kiedy działanie wynika z pasji, a nie z cynizmu, kiedy faktycznie łączy się miłość do kotów z rozsądnym podejściem do każdej interwencji, to przybywa pomocników, ludzi akceptujących moje wybory i decyzje. Konsekwencja zawsze zbierze pozytywne żniwo, trzeba tylko spokojnie czekać, robić swoje, a wiele kwestii rozwiąże za nas życie.
Niebawem napiszę aukcję na zakup mleka. Ono, w przypadku kiedy brakuje kotki matki, pozwala ratować, chronić, dać nadzieję.

W życiu bywa różnie, czasem odchodzą karmione przez kotki maleństwa, tak już jest i na to, co jest zapisane w kocich gwiazdach, nie mamy kompletnie wpływu, ale należy próbować, bo akcja przekłada się na spokój sumienia i bezmiar satysfakcji, kiedy wychowanego maluszka oddajemy do adopcji.