naturalna kolej rzeczy

Nie raz już obroniła się moja teza, że Kocia Mama to specyficzna społeczność rządząca się regułami, które dla innych wydają się dziwne, trudne, wręcz wzięte rodem z bajki fantastycznej albo z kosmosu.

Standardy wypracowały się same w wyniku swoistego zarządzania, bez szykan, awantur, nagonek czy insynuacji. W gromadzie panuje spokój, jedność, przyjaźń, wzajemna troska oparta na szacunku. Nie ma przymusu, podkręcania wymagań czy dokładania zadań ponad możliwości sprawcze. Kiedy prowadzi się fundację złożoną przeważnie z kobiet, rola szefowej nie sprowadza się wyłącznie do wydania wyprawek domom tymczasowym, czy rozdania zadań. To nie tylko logistyczne przygotowanie interwencji, zbierania funduszy na operacje czy zabieganie o sponsorów. Pamiętajmy, że podstawą zespołu są kobiety, a one niestety są bardziej wrażliwe, empatyczne i emocjonalne na wyższym poziomie niż zwyczajni zjadacze chleba. Wolontariat łączy ludzi o wyostrzonych zmysłach takich jak wrażliwość, troska o istoty słabsze, chęć walki o poprawę bytowania zwierząt. Poruszamy się na niezwykle delikatnym gruncie łącząc życie domowe, zawodowe jednocześnie pełniąc misję na rzecz zwierząt.

W tym klimacie od samego początku swego życia wyrastają, dojrzewają i wyfruwają w świat nasze dzieci zwane fundacyjnymi.
To, że nie łączą nas węzy pokrewieństwa nie przeszkadza czuć się jedną wielką rodziną, w której to pociechy mają wiele przyszytych ciotek i babek.
Wolontariat samoistnie wchodzi w nawyk. Od początku życia sączą codziennie wiadomości przekazywane od rodziców, ale i obserwują ich stosunek i zaangażowanie do działań i zadań jakie nakładają na siebie dobrowolnie. Obowiązkowość, terminowość, sumienność- te słowa modelują pracę. Dzieci mamy dużo w Kociej Mamie, w końcu to fundacja której motorem i solidnym fundamentem są kobiety.

Zasada oddawania obowiązków innym pozwala skupić mi się osobiście na zarządzaniu, jednak są tematy, które, mimo iż nie wpisują się w moje cele muszę nadzorować, kontrolować, normować. Do takich należy przygotowywanie kampanii reklamowych, plakatów oraz oprawy graficznej projektów czy wydarzeń. Od samego początku działania fundacji ta przestrzeń jest specjalizacją Emilki, a wynika z prostego faktu, iż jest ona z wykształcenia grafikiem.
Często bywa, że dzieci dziedziczą talenty, zdolności i predyspozycje po rodzicach bądź dziadkach. Nie tylko podobni są fizycznie czy też mają podobne charaktery, ale dzieje się tak, że wykazują umiejętności jeszcze mocniej rozwinięte niźli ich przodkowie.

Takich bratnich dusz wręcz bliźniaczych ze względu uzdolnienia mogę kilka przytoczyć mając na uwadze nasze kocie grono. Jednym z nich jest duet jaki tworzą Emilka i jej córka Laura. Obie naturalnie wykazują wrodzony dar plastyczny. Emilia stworzyła w ciągu tych 19 już lat swojego wolontariatu swoisty styl projektowania, który momentalnie każdy z nią identyfikuje.
Odrobinę infantylny, ciepły, niekiedy dziecinny, ale jedyny w swoim niepowtarzalnym rodzaju.
Styl jest odzwierciedleniem emocji, uczuć, idei przekazu.
Poprzednie plakaty zapowiadające KotoManię opracowywała razem z Magdą. Od ubiegłego roku do akcji wkroczyła Laura i jej to obecnie mama przekazuje wytyczne, które są dla dziewczyny inspiracją do wykonania grafiki.

Potem Emilia „czyści” oryginał zamieniając grafikę w informacyjny plakat.
Doczekałyśmy się czasów, kiedy to nasze dzieci wchodząc w młodość wnoszą nowe trendy, pomysły, sprawiają, że unikają skostnienia tradycyjne dotąd zadania.