Fundacja od zawsze była nowocześnie zarządzana. Jak koty rewelacyjnie odnajdują się w nowych klimatach, tak my momentalnie adoptowaliśmy do swoich potrzeb wszelkie nowinki, formy aktywności, możliwości reklamy czy nowelizacji codziennej pracy. Będąc prywaciarzem doceniam pomoce techniczne i wszelkie narzędzia ułatwiające zadania, dlatego pewne zachowania wyniesione z pracy automatycznie przeniosłam na grunt fundacyjny. Nie brakuje nam klatek łapek, nie jęczymy, że brakuje kenneli, posiadamy dostateczną ilość kontenerów, koszyków, nawet lamp UV. Jednocześnie, by uniknąć nudy, stagnacji i rutyny nieustannie się „wiercimy” wyszukując przestrzeni, gdzie by można jeszcze było zaistnieć. Akcje, kampanie, jarmarki, edukacja, stypendium im. Pitusia i zwykłe prozaiczne interwencje jeszcze nie zaspokoiły apetytów na nowe projekty. Kocia Mama widoczna jest wszędzie na portalach społecznościowych, na Tik Toku, Instagramie, Ela wpakowała się nawet na You Tube.
Pewnego dnia przyszła na pocztę oferta, a raczej zapytanie czyby Kocia Mama nie kandydowała do Rady Pożytku Publicznego. Powiem otwarcie, moje wspomnienia z początku pracy społecznej akurat w temacie gremialnych spotkań wielu organizacji jednocześnie nie zapisały się jakoś miło czy konstruktywnie. Zawsze kończyły się waśniami, awanturami, organizacje obrażały się wzajemnie, zamiast tworzyć wspólny front, rywalizowały o palmę pierwszeństwa, wprowadzając tym samym ogromne zamieszanie. Zniechęcona po kilku takich głupich wystąpieniach, przestałam na podobne zaproszenia reagować, jednak chcąc być grzeczną, wysyłałam zastępcę. Szybko i innym się znudziło brać udział w tej dziwnej farsie. Napić się kawy mogę w takim gronie, w którym faktycznie można liczyć na fajne pomysły, a nie tylko na burzę w szklance wody.
Bardzo ostrożnie podeszłam do tematu. Ale analizując, skoro urząd stara się powołać nowe grono, może faktycznie wiele zmieniło się przez ten czas. Może autentycznie zmieniają się trendy komunikacyjne i warto z tej okoliczności skorzystać. Ruszyłyśmy drogą administracyjną, Iwonka przygotowała zgłoszenie, Anetka nadała mocy stawiając odpowiednie pieczęcie, Natka złożyła dokumenty i spokojnie czekałyśmy na rezultat.
Wypadkową były dwa zaproszenia do nagrania podcastów o fundacji i zaproszenie na spotkanie, podczas którego miałam przedstawić innym kandydatom Kocią Mamę.