Takich sytuacji nikt nie jest w stanie zaplanować. One po prostu dzieją się i nie mamy kompletnie na nie wpływu. Procedury są za każdym razem takie same: e-mail informacyjny zawierający dla nas najważniejsze wiadomości o liczbie klas, wieku młodzieży i adresie szkoły, wtedy patrząc w terminarz spotkań, po konsultacji z ekipą edukatorek podajemy kilka terminów do wyboru.
Tym razem było dokładnie tak samo.
Jednak na tydzień przed ustalona datą, runął misternie przygotowany plan, bowiem postawiono nas przed faktem dokonanym, że tego akurat dnia dzieciom przygotowano wycieczkę.
Kłopot polegał na tym, że spotkania edukacyjne zaplanowane mamy do końca marca i takie zmiany powodują dość poważne trudności z wyznaczeniem daty zamiennej.
Wiedząc, że to dla dzieci są one największą atrakcją, że przynosząc w ramach zbiórki karmę z niecierpliwością oczekują na przybycie kotów, starałam się być współpracująca mimo niefrasobliwego potraktowania Fundacji.
Ponieważ druga strona czyli przedstawicielka szkoły miała lekki kłopot ze zrozumieniem specyfiki spotkań edukacyjnych, nie przyjmowała informacji, że nie uda się zmusić ani nas ani kotów do ciągłej pracy przez siedem kolejnych godzin tego samego dnia, odstępując od rutynowego zachowania, przejęłam koordynację.
Moje stanowisko było wyraźne, nie my wprowadziłyśmy bałagan a mimo to jesteśmy konstruktywne, więc szanując swoje pracujące koty mogę iść na ugodę i poprowadzić edukację równolegle na dwa zespoły.
Dzieląc 14 klas na dwa dni, uda się usatysfakcjonować obie strony a kotom zapewnić niezbędny czas do regeneracji psychiki.
O tym, że ten rok charakteryzuje się wielkim odrodzeniem edukacji, wspominałam niejednokrotnie. Dzieje się tak w wyniku fantastycznej współpracy dwóch koordynatorek, które pięknie uzupełniają swoje zdolności i predyspozycje dopełniając się w działaniu.
Ich praca zazębia się, uzupełnia, dopełnia, a umiejętności jednej rekompensują te aspekty, które u koleżanki nie należą do ulubionych.
I tak Ania, która lepiej się odnajduje w przygotowywaniu pomocy dydaktycznych godziny spędza na wyszukiwaniu i opracowaniu nowych malowanek czy krzyżówek, Kasia natomiast świetna jest w komunikacji bezpośredniej z chętnymi na wykłady.
To po jej stronie jest zbudowanie miłej, sympatycznej atmosfery, która ustawia przyjazne relacje z Fundacją. Ewidentnie jej sposób pracy i styl prowadzonych negocjacji ma przełożenie na liczbę spotkań i ilość zbieranych prezentów.
Kiedyś rzadko się zdarzało byśmy miały kłopot z transportem przygotowanej dla nas karmy.
W piątek do szkoły w Zgierzu, która zaprosiła Fundację w wyniku rekomendacji i reklamy innej również zgierskiej szkoły, pojechałyśmy po raz pierwszy w składzie, który pozwolił na przeprowadzenie zajęć w trzech grupach jednocześnie. Nigdy do tej pory nie pracowałyśmy równolegle na trzy zespoły!
Tego dnia smak edukacji mogły poznać nowe dwie wolontariuszki, Blanka pracująca w transporcie i Karolina prowadząca dom tymczasowy.
Koty Iwan, Krysia i nasz fundacyjny adopciak Lucek były chyba największą atrakcją.
Myślę, że zebrałyśmy dobrą prasę.
Pokazałyśmy pracę na wysokim poziomie, zgrane, profesjonalne, bez trudy skupiające uwagę dzieci przez 45 minut.
Uważam, że bardzo często nasze wykłady rzutują na zmianę w świadomości zapraszających nas osób. Często a raczej przeważnie, każdy zapomina, że podstawą zespołu edukatorek nie jest prowadząca, malująca kocie wąski czy wręczająca pomoce dydaktyczne a ta istota, która sama o swoje prawa się nie upomni czyli Kot!
My przyjmujemy ze spokojem wszelkie sytuacje, które spadają na nas w wyniku podjęcia świadomej decyzji o pracy w prowadzeniu edukacji, ale kota nie pytamy o zdanie, kompletnie ignorując prawo do podjęcia decyzji czy chce w niej uczestniczyć, skoro decydujemy się na taki krok, staramy się mu zapewnić jak największy komfort i eliminować czynniki wywołujące stres.
Iwan doskonale umie ze mną pracować, świetnie swoim zachowaniem potwierdza moje tezy i w zależności od tego o czym akurat opowiadam jest współpracujący, ostentacyjnie bierny bądź znudzony z uporem pakuje się do kontenera.
Reasumując eskapadę do Zgierza, jestem zadowolona.
Jesteśmy na półmetku spotkań, szalenie miło, swobodnie się pracowało.
Młodzież rewelacyjna, kadra także, zbiórka karmy przeszła oczekiwania wszystkich, takiej hojności dawno nie było!
Cóż, wierna swojemu przekonaniu, że to, co się dość niefortunnie zaczyna wcale nie musi się źle skończyć, z radością donoszę, że spotkanie w Zgierzu uważam za kolejne mega udane w tym sezonie.
Za największą zapłatę tego dnia, oczywiście uważam fantastyczną zbiórkę, cudowną postawę dzieci ale największą radość sprawiło mi uznanie w oczach spotykających się z nami pedagogów. Szacunek i lekkie onieśmielenie wobec moich wolontariuszek, dystans ale ten dobry, dodający nam prestiżu.
Dumna jestem, że Fundacja zmienia poprzez niby zwykłą, kocią edukację nastawienie do pracy społecznej. To jest chyba najlepsza zapłata za nasze oddanie, zaangażowanie i serce!